Varga: zawsze, gdy jest możliwość, ten naród rozpirzy własny kraj, a potem będzie jęczeć, 27.07.2025


Varga: zawsze, gdy jest możliwość, ten naród rozpirzy własny kraj, a potem będzie jęczeć

Z chorą fascynacją obserwuję ­rozciągnięte w czasie, ale konsekwentne i nieuchronne ponowne popadanie Polski w anarchię. To stan dla nas naturalny, przerywany jedynie krótkimi i kończącymi się żałosną klęską eksperymentami z wprowadzaniem demokracji.

Moment, w którym nowy prezydent popiera działalność bojówek uzurpujących sobie prawo do zastępowania policji i Straży Granicznej, chwila, gdy najwyższa władza staje po stronie watażków przeciw majestatowi Rzeczypospolitej, który reprezentuje, są równie fascynujące jak przedśmiertne podrygi Rzeczypospolitej w XVIII w. Prezydent elekt dziękuje warchołowi otwarcie działającemu wbrew prawu, połowa Sejmu turla się z uciechy, że państwo, którego są reprezentantami, wali się w gruzy – to coś tak bardzo polskiego, że bardziej być nie może. To jest mocniejsze niż nasze sejmy i sejmiki szlacheckie, gdy posłowie z podgolonymi karkami i z sumiastymi wąsami, w polskich kontuszach, w polskich czapkach i z polskimi szablami, polscy, patriotyczni i katoliccy do szpiku kości, za srebrniki od Katarzyny Wielkiej i carskiego ambasadora Repnina zrywali obrady i weto­wali wszystkie reformy.

Jestem zakochany w tym kraju właśnie dlatego, że zawsze, gdy pojawi się możliwość, dmąc w surmy bojowe i wywrzaskując swą miłość do Matki Bożej Królowej Polski, naród rozpirzy własny kraj w drobiazgi, a potem będzie jęczeć, że olaboga, Ojczyznę nam zabrali! I knuć będzie kolejne bezsensowne powstania i pozować do martyrologicznych obrazów, wdrapywać się na krzyż i żądać, żeby go przybito gwoździami, by mógł z tego krzyża krzyczeć: "Niech żyje Polska!".

Ludność zamieszkująca tereny Polski w sporej mierze popiera tzw. obywatelskie patrole na granicy z Niemcami, bo widząc, że ten rząd tchórzy przed ­przebierańcami, udającymi policję i Straż Graniczną, staje po stronie przebierańców. Staje po stronie przebierańców, bo woli silniejszego, a że Bąkiewicz jest silniejszy niż prawowity premier Donald Tusk, a szczególnie wyłącznie dla żartu zwany ministrem spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak, to lud staje po stronie Bąkiewicza.

Nie jest to moja felietonowa fantazja, to są twarde wyniki badań przeprowadzonych przez pracownię Opinia24, z których wynika, że 54 proc. obywateli Rzeczypospolitej popiera samozwańcze "obywatelskie patrole" na niemieckiej granicy, uważając, że to "dobra inicjatywa". Nie ma co się obrażać na tę większą połowę Polaków – jak Polak widzi, że taki "obywatelski policjant" bezkarnie kopie w pupę premiera i ministra spraw wewnętrznych, to woli być w obozie kopiących niż kopanych. W tym wszystkim szczególnie pupa ministra Siemoniaka wydaje mi się skopana w sposób wzorcowy. Ale takie są odwieczne zasady gry – jak na podwórku łobuzerka znajdzie osiedlowego lamusa, którym bezkarnie można pomiatać, to się nim pomiata i już. A nawet jak osiedlowy lamus będzie usiłował się przymilać do podwórkowej łobuzerki, to może mu powiedzą, żeby im skoczył do kiosku po fajki, ale nigdy już go poważnie nie potraktują.

Z wynikami sondy przeprowadzonej przez Opinia24 intrygująco korespondują wyniki najnowszych badań Eurobarometru za miniony rok. Eurobarometr – w największym skrócie – to jest coroczne badanie poziomu ignorancji wśród mieszkańców wszystkich krajów Unii Europejskiej. Co roku wyniki badań są coraz bardziej obiecujące, bo udowadniają, że w ekspresowym tempie cofamy się w świat magii, zabobonów i teorii spiskowych. Zapowiadają też złotą epokę dla szarlatanów, oszustów i maniaków. Ja jestem na to przygotowany – nie bez powodu mam w swoich zbiorach książki o wszechświatowym spisku iluminatów oraz o tym, że rządzą nami jaszczury z kosmosu. I jestem spokojny, że wkrótce popularne swego czasu opowieści o Wielkiej Lechii, potężnym imperium polskim z czasów Aleksandra Macedońskiego, to będą komiksy o Kajku i Kokoszu w porównaniu z tym, w co niebawem zaczną wierzyć nasi bogobojni i patriotyczni rodacy.

Na razie według Eurobarometru 40 proc. Polaków nie wierzy w teorię ewolucji, a zatem musi być zwolennikami kreacjonizmu. Teoria ewolucji to coś, czego uczyli was w szkole jeszcze w czasach komunizmu, że człowiek pochodzi od małpy. Teraz pewnie nie uczą, bo wbijanie dziatwie do głów teorii ewolucji obrażałoby uczucia religijne, za co wciąż można zostać skazanym w świetle prawa, mimo że nawet papiestwo już się pogodziło z teorią ewolucji. Nie zmienia to tego, że niemal połowa Polaków nie może przyjąć do wiadomości, że ma wśród przodków owłosione człekokształtne małpoludy, a nie wyłącznie powstańców warszawskich i żołnierzy wyklętych. Na dźwięk słów "antropogeneza" oraz "homo sapiens" natychmiast zaczynają skandować: "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!".

Wspólny zbiór ludzi niewierzących w ewolucję i zwolenników "obrońców granic" pokrywa się niemal w całości. Jasne – jak się jest samozwańczym obrońcą granic przed rzekomymi hordami napływających z Niemiec muzułmanów, to nie można dopuścić do siebie myśli, że pochodzi się od małpy. A tym bardziej że ma się wspólnego – razem z muzułmanami i z Niemcami – małpiego przodka. O tym, że ma się wspólnego małpiego przodka z Żydami, już nie wspominam. Po prostu nie ma innego wyjścia, jak w całości odrzucić teorię ewolucji, a wraz z nią całą naukę.

64 proc. dumnych Lechitów deklaruje, że nauka nie jest im potrzebna w codziennym życiu, a w zasadzie to do niczego nie jest potrzebna i świetnie sobie bez niej poradzą. Niemal tyle samo, co popierających Bąkiewicza, bo 53 proc. Polaków, zgadza się ze zdaniem, że "naukowcy nie powinni ingerować w debatę polityczną, gdy decyzje ignorują dowody naukowe". Jeśli dobrze zrozumiałem ten wywód, to znaczy, że gdy polityk opowiada denialistyczne bajki, to naukowiec ma się zamknąć i szybko oddalić (że użyję eufemizmu), bo przecież większość Polaków uważa, że "naukowcy są amoralni, ograniczeni, a problemy ich przerastają", jak dowiadujemy się z opisu wyników Eurobarometru. Nie wiem, skąd pochodzi pogląd o "amoralności" naukowców oraz ich "ograniczoności", ale najwyraźniej spiżowo moralny naród polski ma na to jakieś dowody.

Jesteśmy na samym końcu wśród obywateli Unii Europejskiej, jeśli chodzi o zaufanie do nauki i naukowców, ale jeśli odpowiednio to zinterpretować, to jesteśmy pierwsi w nieufności. Wszyscy wiemy, że poziom zaufania społecznego w Polsce pełza po ziemi jak padalec na wiosnę i z zasady nikt w tym kraju nikomu nie ufa, ale najwyraźniej coraz bardziej ufa się Bąkiewiczowi i jego zbirom.

Za to jedynie jedna trzecia naszych dzielnych rodaków jest przekonana, że ludzie żyli już w czasach dinozaurów. A więc wspólnie z brontozaurami, tyranozaurami i triceratopsami, najpewniej w czasach księcia Popiela, tuż przed Mieszkiem I oraz chrztem Polski. Dawni Polacy zapewne podczas wakacji w Mielnie bądź Łebie pluskali się w Bałtyku z plezjozaurami, a w nadmorskich smażalniach pożywiali się panierowanymi ichtiozaurami z dodatkiem frytek popchniętymi kuflem jasnego pełnego. Takie są skutki oglądania "Parku jurajskiego", gdzie przedpotopowe jaszczury ganiały ludzi.

Pocieszać może wyłącznie to, że jak wreszcie przy dźwiękach fanfar, łopocie sztandarów i grzmocie pieśni kościelnych wyjdziemy z Unii Europejskiej, to już nie będziemy najgłupszym unijnym narodem.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz