Zdemaskowanie spotkań położyło kres spiskowi. Ale rekonstrukcja pokazuje, że Tusk zrozumiał ryzyko, 26.07.2025



Zdemaskowanie spotkań położyło kres spiskowi. Ale rekonstrukcja pokazuje, że Tusk zrozumiał ryzyko

Ludowcy od dawna nie byli tak szczęśliwi, jak po rekonstrukcji rządu. Tusk dał im w bród władzy i posad. To nie jest przypadek.

Można uznać, że na spotkaniach Szymona Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim senator klubu PSL Michał Kamiński był towarzysko, jako wodzirej na kolacji, którą serwował jego kumpel Adam Bielan.

Zna się z Bielanem jeszcze z czasów nieboszczki Akcji Wyborczej Solidarność, w której byli najbardziej balującymi posłami. Po upadku AWS w akcie desperacji, chcąc się znów dostać do Sejmu i dobrze bawić, przytulili się do PiS.

W ciągu kilku lat stali się głównymi partyjnymi propagandystami, przypisując sobie zwycięstwo wyborcze PiS w 2005 r. i wygraną prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. Ich przyjaźń i współpraca były zahibernowane na długie lata, gdy Kamiński – który po Smoleńsku skłócił się z Kaczyńskim – znalazł się w Platformie, a potem właśnie przykleił się do PSL. Bielan też po Smoleńsku odszedł z PiS, ale szybko wrócił i z oddaniem robi brudną robotę dla Kaczyńskiego.

Kilka miesięcy temu potajemnie wznowili zespołowe knucie, czego efektem były dwa spotkania Kaczyńskiego z Hołownią.

No właśnie. Mógł "wesoły Misiek" być na tych spotkaniach stand-uperem, w czym jest mistrzem. Ale jest też druga możliwość, o której słychać w politycznym światku – że nieformalnie reprezentował chłopów. Wedle tej wersji Hołownia zachował się amatorsko i naiwnie, spotykając się z Kaczyńskim w domu Bielana. Ludowcy zrobili to inteligentniej – wysłali "Miśka", od którego w razie dekonspiracji łatwo się odciąć. I właśnie to robią, udając, że to właściwie nie jest chłop i nikt na wsi go nie zna.

Kaczyński nie chce przyspieszonych wyborów, bo za silna wyszłaby z nich Konfederacja. Chce mieć czas, by konfederatów powoli i systematycznie wykańczać. Ale z drugiej strony nie chce też trwania gabinetu Tuska, bo rząd to jednak potężna władza, która może zaszkodzić PiS.

Dlatego na Nowogrodzkiej powstał pomysł dokonania swoistego zamachu stanu cudzymi rękami. Kaczyński chciał przekonać Hołownię do obalenia Tuska i stworzenia rządu PiS-PSL. Przy czym kluczowi byli właśnie chłopi – bez nich zbudowanie większości jest niemożliwe. Arytmetyka pokazuje, że PiS wraz z przystawkami w postaci kukizowców, przy poparciu PSL i zaledwie kilkorga posłów z klubu Hołowni, miałby w tym Sejmie większość.

Szybkie zdemaskowanie spotkań położyło kres spiskowi. Ale rekonstrukcja rządu pokazuje, że Tusk zrozumiał ryzyka. Dopieszczając wszystkich koalicjantów, akurat ludowców premier wręcz ozłocił – dostali nowy, potężny resort energetyki, w którym aż roi się od posad.

Chłopi są w trudnej sytuacji przed wyborami. Od lat panuje przekonanie, że niby zawsze sondaże mają marne, a ostatecznie udaje się im wejść do Sejmu. Ale to nie jest już prawda. W ostatnich dwóch wyborach PSL znalazło się w Sejmie tylko dlatego, że Kosiniak-Kamysz zawarł koalicje z byłymi kandydatami na prezydenta – w 2019 r. z Kukizem, a w 2023 r. właśnie z Hołownią. W 2027 r. nie będzie łatwo znaleźć takich koalicjantów.

W dodatku – to prawda – PSL zawsze ostatecznie dostawało się do Sejmu, ale wchodziło do niego jako druga, mniejsza partia prawicowa, obok PiS. Dziś miejsce drugiej mniejszej partii prawicowej zajęła Konfederacja. Naprawdę, dla PSL jest już bardzo mało miejsca.

Nad ludowcami ciąży 130-letnie dziedzictwo ich partii. Obecne władze nie chcą się zapisać w historii ruchu ludowego jako grabarze PSL. Dlatego pojawiło się myślenie o koalicji z PiS, zwłaszcza jeśli – jak wieść gminna niesie – Kaczyński byłby gotów dać Kosiniakowi-Kamyszowi fotel premiera, co umocniłoby PSL politycznie i wizerunkowo. To nie są zresztą tylko plotki, faktem jest, że władze PSL rozesłały do swych struktur ankietę z pytaniem o różne rozwiązania polityczne, w tym koalicję z Kaczyńskim.

Na stole leży też alternatywny wariant, do którego kusi chłopów Tusk – stąd te rekonstrukcyjne pieszczoty. Otóż ludowcy mogą wystartować w 2027 r. w koalicji wyborczej z Platformą, przy założeniu, że Tusk nie weźmie na pokład Lewicy. Kosiniak ma traumę wyborów europejskich w 2019 r., gdy zgodził się na wspólną listę z Platformą i Lewicą, a w efekcie zbierał cięgi od PiS jako "tęczowy Władek".

Jednocześnie gdyby w 2027 r. premier dał chłopom gwarantowany pakiet dobrych miejsc na listach, to WKK zyska pewność, że po wyborach będzie miał tylu posłów, żeby stworzyć w Sejmie własny klub.

Wielu dawnych wyborców PSL jest już dziś w PiS, w Konfederacji lub u Brauna. Ale wspólny start z Platformą pozwoliłby chłopom ocalić szyld PSL oraz zabezpieczyć partyjny establishment. No i uniknęliby hańby wyprowadzenia leciwego, zielonego sztandaru.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz