Zna politykę UE od środka. Dziś ostrzega: Europa jest na najlepszej drodze, by stać się ofiarą Donalda Trumpa i Putina [OPINIA], 28.08.2025


Zna politykę UE od środka. Dziś ostrzega: Europa jest na najlepszej drodze, by stać się ofiarą Donalda Trumpa i Putina [OPINIA]

Europa gra, jak jej Donald Trump zagra, a radykalne decyzje amerykańskiego prezydenta wywołały rewolucję w bloku. Europejczycy popełniają jednak błąd — twierdzi Mario Monti, włoski ekonomista i polityk, komisarz Unii Europejskiej w latach 1995—2004, a w latach 2011—2013 premier Włoch. Polityka zagraniczna USA staje się coraz bardziej niestabilna. "Nie powinniśmy uzależniać naszej obrony od kapryśnej polityki wielkiego mocarstwa. Mocarstwa, które pomimo swojej historii pomocy w ocaleniu nas przed nazizmem i faszyzmem oraz ochrony przed radzieckim komunizmem, obecnie ma strategie, które mogą być bardziej zgodne z reżimami autokratycznymi niż z wartościami dzielonymi przez nas przez 80 lat" — ostrzega Monti.

27 sierpnia 2025 

Wystarczyło kilka dni, aby dwaj podobnie myślący koledzy, prezydent Rosji Władimir Putin i prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump, przechytrzyli Filipa II Macedońskiego.

Ojciec Aleksandra Wielkiego opracował słynną strategię "dziel i rządź", uważaną przez ponad 2 tys. lat za najskuteczniejszy wzór podboju i sprawowania władzy. Ale to już przeszłość. Teraz obowiązuje nowa strategia: zjednoczyć i upokorzyć.

Najpierw, 15 sierpnia, Trump powitał Putina z wielkim szacunkiem na czerwonym dywanie w Anchorage. Następnie, 18 sierpnia, przyjął w Białym Domu kluczowych przywódców europejskich, w tym prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. W ciągu tych trzech dni prezydenci USA i Rosji postanowili pozbawić Europę jakiegokolwiek znaczącego wpływu.

Co zaskakujące, europejscy przywódcy wydawali się odczuwać ulgę, widząc, że ktoś inny doprowadza ich do jedności i pozbawia ich pozostałego wpływu. Jednak w rzeczywistości powinni odczuwać niepokój. Wraz ze swoimi obywatelami i gospodarkami zapłacą teraz cenę za wieloletnie oddawanie się małostkowym, krótkoterminowym interesom i nacjonalistycznym sprawom zamiast budowaniu silniejszej UE.

Cena ta będzie jeszcze wyższa po zbiorowym błędzie, jakim była próba zaspokojenia apetytu Trumpa na pochlebstwa i ustępstwa w nadziei na umiarkowanie podczas zawierania umów.

Prawo silniejszego

Europa miałaby rzeczywiście powody, by żywić urazę do Trumpa i odczuwać pokusę, by zdystansować się od Stanów Zjednoczonych — ale nie powinna tego robić. Wrogość byłaby teraz równie szkodliwa, jak początkowy pośpiech w pochlebstwach. Zamiast tego blok potrzebuje odzyskać trzeźwość umysłu, pewność siebie, a przede wszystkim godność.

Od powrotu Trumpa na stanowisko niektórzy europejscy przywódcy wydają się cierpieć na coś w rodzaju syndromu sztokholmskiego, czerpiąc przyjemność z bycia zakładnikami tak dominującej osobowości. Podobnie nowa generacja intelektualistów uważa, że ich misją jest uświadomienie nam trudnej prawdy, że prawo silniejszego szybko zastępuje rządy prawa i że my, Europejczycy, powinniśmy zaakceptować tę nową falę, a nie z nią walczyć.

Mam inne zdanie. Jest to kwestia cywilizacji. Europa ma potencjał, aby oprzeć się takim wezwaniom do samozniszczenia. Ma też obowiązek to zrobić — nie tylko w swoim własnym interesie, ale także w interesie reszty świata.

Jest zbyt wcześnie, aby przewidzieć, jaki ostatecznie będzie pełny wpływ Trumpa. Niepokojące jest to, że prezydent USA i Putin mają wiele wspólnego — czy to skłonność do autorytarnego rządzenia, sympatię dla oligarchicznej gospodarki podporządkowanej władzy politycznej, nie mówiąc już o ich koncepcji prawdy. Nazwa wybrana przez Trumpa dla swojej oficjalnej platformy medialnej (Truth Social) nawiązuje nawet do oficjalnej gazety ruchu bolszewickiego ("Prawda").

Nie jest więc wykluczone, że między Trumpem a Putinem powstanie autorytarna oś. Biorąc pod uwagę jego wrodzone poczucie wyższości i złą kondycję rosyjskiej gospodarki, amerykański przywódca byłby oczywiście przekonany, że to on jest liderem tej osi. Putin natomiast z radością pozwoliłby prezydentowi USA w to wierzyć, jednocześnie zręcznie manipulując przebiegiem wydarzeń — dni od czasu Anchorage niestety potwierdziły tę narrację.

Ofiara Trumpa i Putina

Podobnie entuzjazm i determinacja Trumpa — choć być może stanowią dodatkowy motor napędzający globalną potęgę gospodarczą i polityczną Stanów Zjednoczonych — wydają się całkowicie niezgodne z kierunkiem, w jakim kraj ten podążał od czasów II wojny światowej.

Dla prezydenta USA praworządność, podział władzy, nadzór nad konfliktami interesów i niezależne organy mogą stanowić przeszkodę dla zwierzęcych instynktów kapitalizmu, innowacji i wzrostu gospodarczego. Są to jednak również elementy, które stworzyły ramy dla sukcesu gospodarczego USA i w rezultacie stały się wzorem dla większości świata.

Spotkanie Władimira Putina i Donalda Trumpa na Alasce, Anchorage, 15 sierpnia 2025 r.Andrew Caballero-Reynolds / AFP
Spotkanie Władimira Putina i Donalda Trumpa na Alasce, Anchorage, 15 sierpnia 2025 r.

W kontekście międzynarodowym Trump w naturalny sposób skłania się ku unilateralizmowi [koncepcja stosunków jednostronnych] i nie znosi rządów dwustronnych, a tym bardziej wielostronnych. Jednakże pozostaje kwestią otwartą, czy obecne wykorzystanie — i groźba nadużycia — potęgi przez USA będzie skuteczne w kształtowaniu globalnego krajobrazu zgodnie z amerykańskimi celami.

Nie możemy również pominąć kwestii globalnych dóbr publicznych. Ludzie, przyroda i gospodarka — w tym gospodarka amerykańska — już teraz ponoszą gorzkie konsekwencje. Co się stanie, jeśli wielostronne zarządzanie naprawdę się skończy?

Tak więc, podczas gdy Trump prowadzi swoje gry z Putinem, Europa musi być odważniejsza, aby nie stać się wyznaczoną ofiarą Trumpa i Putina. Musi spojrzeć na szerszy świat i ustalić pragmatyczny program działania w następujących obszarach:

Nowy impuls

Po pierwsze, kraje UE, które tego chcą, powinny zawrzeć sojusz z innymi państwami w Europie, takimi jak Wielka Brytania i Norwegia, a także z krajami na innych kontynentach — takimi jak Kanada, Japonia, Australia, Nowa Zelandia i inne, w tym kraje rozwijające się — w celu promowania nieautorytarnych demokracji opartych na zasadach.

Oprócz uwolnienia nas od błędnego założenia, że świat jest teraz trumpowski, taki sojusz powinien nadać nowy impuls wolnemu handlowi i wielostronnemu zarządzaniu oraz zwrócić szczególną uwagę na dostarczanie globalnych dóbr publicznych. Co jednak najważniejsze, koalicja nie powinna być antagonistyczna wobec Stanów Zjednoczonych, jak w przypadku grupy BRICS. Wręcz przeciwnie, powinna z zadowoleniem przyjmować współpracę w dobrej wierze ze Stanami Zjednoczonymi — o ile Waszyngton jest gotowy dążyć do postępu zgodnie z linią, którą promował bardziej niż jakikolwiek inny kraj od czasów II wojny światowej. Należy również wspierać współpracę z BRICS, o ile nie jest ona skierowana przeciwko USA.

Następnie zarówno UE, jak i G7 muszą odzyskać autonomię w zakresie własnej polityki. Biorąc pod uwagę nieudaną strategię łagodzenia nastrojów, partnerzy, którzy niedawno odstąpili od swoich ustalonych stanowisk politycznych, aby iść na ustępstwa wobec Stanów Zjednoczonych, powinni grzecznie je wycofać. Obywatele i przedsiębiorstwa tych krajów powinni wywierać presję na swoje rządy, aby to uczyniły — nie tylko po to, aby uwolnić się od ukrytych podatków, które w przeciwnym razie musieliby płacić, aby subsydiować obywateli i przedsiębiorstwa amerykańskie.

Tak jest w przypadku globalnego podatku minimalnego. Podczas szczytu G7 w Kanadzie w czerwcu tego roku wszyscy członkowie przyjęli wniosek Stanów Zjednoczonych o zwolnienie amerykańskich przedsiębiorstw z tego pierwszego skromnego kroku przeciwko unikaniu opodatkowania i uchylaniu się od podatków przez przedsiębiorstwa wielonarodowe. Jednak formalna procedura dotycząca tego nie została jeszcze zakończona w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju.

Biorąc pod uwagę, że Stany Zjednoczone wykorzystały tę przysługę podczas szczytu G7, nie łagodząc jednak swojego stanowiska w sprawie ceł, jak oczekiwano, sprawiedliwe byłoby, gdyby kraje G7 i UE zdecydowały się nie kontynuować tych działań.

Kaprysy wielkiego mocarstwa

Jeśli wolno mi podzielić się osobistymi wspomnieniami, to na początku XXI w. doświadczyliśmy podobnych nacisków ze strony Stanów Zjednoczonych w Komisji Europejskiej. Chodziło o prezydenta, którego się obawiano po tym, jak rozpoczął dwie wojny — jedną w Afganistanie, a drugą w Iraku.

Ówczesny prezydent George W. Bush ostrzegł nas, abyśmy nie ośmielali się stosować unijnych zasad konkurencji wobec amerykańskich międzynarodowych korporacji lub ogólnie wobec gospodarki cyfrowej. Jednak mimo że grzecznie wysłuchaliśmy jego ostrzeżenia i wzięliśmy je pod uwagę, kontynuowaliśmy naszą pracę.

I wreszcie kwestia obrony. Chcę tutaj podkreślić jedną rzecz: nie uważam zobowiązania do pokrycia większej części kosztów obrony za ustępstwo. Kilku prezydentów przed Trumpem naciskało na Europę w tej sprawie — moim zdaniem słusznie.

Nawet w mało prawdopodobnym przypadku, gdyby Stany Zjednoczone wycofały swoje żądanie, uważam, że Europa powinna je zrealizować. Polityka zagraniczna USA staje się coraz bardziej niestabilna. Nie powinniśmy uzależniać naszej obrony od kapryśnej polityki wielkiego mocarstwa. Mocarstwa, które pomimo swojej historii pomocy w ocaleniu nas przed nazizmem i faszyzmem oraz ochrony przed radzieckim komunizmem, obecnie ma strategie, które mogą być bardziej zgodne z reżimami autokratycznymi niż z wartościami dzielonymi przez nas przez 80 lat.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz