Dlaczego Grzegorz Braun jeszcze nie siedzi? Stosuje w starciu z prokuraturą dosyć proste tricki, 20.07.2025


 

Dlaczego Grzegorz Braun jeszcze nie siedzi? Stosuje w starciu z prokuraturą dosyć proste tricki

Dlaczego recydywista Grzegorz Braun wciąż jest bezkarny. Czy państwo polskie boi się go sprawiedliwie osądzić, nie umie tego zrobić, czy nie chce?

Oczywiście, bywają wielkie sprawy. Tysiąc tomów akt, setka świadków, śledztwa toczą się po osiem, dziesięć lat. Ale tutaj? Przecież to są orzeszki, na wszystko są nagrania z kamer, do tego kilku świadków. Dla mniejszych spraw miesięczne dochodzenie. Braun z gaśnicą to trzy miesiące, pół roku MA-KSY-MAL-NIE – sylabizuje ostatnie słowo adwokat z wieloletnim doświadczeniem. Inni nasi rozmówcy też są zgodni: prokuratura tańczy tak, jak Braun jej zagra.

Lista się wydłuża

Pierwszego marca minęły trzy lata, odkąd wparował do Narodowego Instytutu Kardiologii w Aninie i wszczął szarpaninę z jego ówczesnym dyrektorem Łukaszem Szumowskim. Byłego ministra zdrowia oskarżył o pijaństwo i wzywał do testu alkomatem, całość rozróby transmitował na żywo.

To tylko jedna z siedmiu spraw – obok między innymi zniszczenia bożonarodzeniowej choinki ozdobionej unijnymi bombkami, zniszczenia sprzętu i przerwania wykładu profesora Jana Grabowskiego w Niemieckim Instytucie Historycznym oraz antysemickiego ataku gaśnicą w sejmowym holu podczas święta Chanuka – którymi zajmuje się prokuratura. Od pierwszego incydentu minęły trzy lata, od ostatniego rok i osiem miesięcy. Śledczy obiecują, że do końca lipca wspólny dla wszystkich siedmiu spraw akt oskarżenia trafi do sądu.

Dlaczego trwa to tak długo? – Konieczne było zwracanie się o specjalistyczne opinie, niezbędne do dokonania ustaleń kwalifikacji prawnej poszczególnych czynów. Czynności procesowe w tej sprawie, jakie prowadzono z podejrzanym Braunem, nie były pozorowane, kilkukrotnie konieczne było jego przesłuchanie, gdzie przedstawił swoją linię obrony, ta zaś była weryfikowana, m.in. uzyskaniem opinii. Do wszystkiego doszły kwestie immunitetów – w polskim parlamencie oraz parlamencie Unii Europejskiej – mówi "Newsweekowi" Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

W międzyczasie Braun robi swoje, lista się wydłuża. W szpitalu w Oleśnicy europoseł uniemożliwiał pracę i próbował zatrzymać doktor Gizelę Jagielską, podczas debaty prezydenckiej zionął antysemickim jadem, zdewastował wystawę LGBT+ w Opolu oraz w Sejmie, zrywał unijną flagę z kopca Kościuszki, urzędu miasta w Białej Podlaskiej i Muzeum Przemysłu w Katowicach. Jakby tego było mało, postanowił zaszokować kłamstwem oświęcimskim.

– Że mord rytualny to fakt, a dajmy na to Auschwitz z komorami gazowymi to niestety fake. I kto o tym mówi, ten zostaje oskarżany o straszne rzeczy, odsądzany od czci i wiary – mówił w Radiu WNET.

Jak poinformował w środę wieczór minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar, prokuratura zarzuca już Braunowi popełnienie aż 17 przestępstw.

Zadymiarz z Jedwabnego

Rocznik 1967 – niegdyś reżyser, scenarzysta i publicysta. Przez lata był na marginesie poważnej polityki, orbitując wokół Unii Polityki Realnej Janusza Korwin-Mikkego. W siłę rósł wraz z radykalizacją polskiej polityki. Jest twórcą bon motu o Polsce jako "kondominium niemiecko-rosyjskim pod żydowskim zarządem powierniczym". W 2019 r. założył Konfederację Korony Polskiej, z którą w tym samym roku po raz pierwszy wszedł do Sejmu i został rekordzistą w liczbie nagan komisji etyki poselskiej – ukarała go aż 17 razy. W ostatnich wyborach prezydenckich zagłosowało na niego niemal 1,2 mln obywateli.

Gram vabank! – przekonuje Braun w tytule swojej najnowszej książki, ale to tylko poza dla psychofanów. Choć lubi pozować na niezłomnego radykała, którym kierują emocje, jego akcje są starannie zaplanowane. Gaśnica czekała już na użycie za sejmowymi drzwiami. O tęczowej instalacji w Opolu wiedział od działających w mieście narodowców. Flagę Unii Europejskiej spalił, bo wiedział, że zgodnie z polskim prawem tylko w wypadku znieważenia flagi państwowej sprawcy można postawić zarzuty. A flaga UE nie jest flagą państwową.

Może dlatego tym większa jest frustracja, że tego – jak nazwał go jeden z naszych rozmówców – "drobnego politycznego cwaniaczka" nie jest w stanie rozliczyć aparat państwa polskiego.

Cynizm i wyrachowanie Brauna doskonale widać było niedawno w Jedwabnem. Dopóki na miejscu nie pojawił się europoseł – mówią "Newsweekowi" świadkowie – upamiętnienie Żydów zamordowanych w 1941 r. przez polskich sąsiadów przebiegało bez większego zarzutu. Po jednej stronie modlący się Żydzi z naczelnym rabinem Polski Michaelem Schudrichem, po drugiej całodniowe wydarzenie zorganizowane przez skrajnych narodowców, ale bez agresji. Zamieszanie zaczęło się dopiero, kiedy żydowska delegacja próbowała opuścić Jedwabne.

– Myślę, że gdyby nie było tam Brauna, szansa, że ktoś by komuś drogę blokował, była prawie żadna. Europoseł udzielił wywiadu jakiejś telewizji i chyba zauważył, że mało kto się nim interesuje. Toteż postanowił wszcząć awanturę. Zaczął wykrzykiwać hasła pod adresem rabina i część zgromadzonych poczuła się w obowiązku auto z rabinem zatrzymać. To dopiero wtedy musiała wkroczyć policja – opowiada "Newsweekowi" ksiądz Wojciech Lemański, który – jak co roku – towarzyszył w Jedwabnem żydowskiej delegacji.

Zdaniem duchownego Braun karmi się medialnym rozgłosem. – Kiedy ­wybierałem się do Jedwabnego, wpisałem na YouTubie dwa słowa: Braun oraz Jedwabne. Pierwszy film, który mi się wyświetlił, pochodził z 2011 r. i Braun opowiadał na nim, że trzeba koniecznie wznowić ekshumacje. Obejrzało go 9,5 tys. widzów, czyli tyle, co nic. Drugi pochodził z lutego tego roku. Braun zwołał w Jedwabnem konferencję prasową i przed kamerami opowiadał, że trzeba ukrócić samowolę Żydów w Polsce. Ten obejrzało blisko 100 tys. widzów. Natomiast film sprzed miesiąca, na którym Braun proponuje Karolowi Nawrockiemu saperkę i namawia prezydenta elekta, aby wbił pierwszą łopatę pod ekshumację, obejrzało już ponad 300 tys. osób. Jeżeli media będą mu robić PR, to on będzie do Jedwabnego przyjeżdżał robić z siebie obrońcę dobrego imienia Polski – komentuje duchowny.

Ruska propaganda

– Negowanie Holokaustu, istnienia komór gazowych, uśmiercania ludzi przy użyciu cyklonu B to nie tylko manipulowanie polską opinią publiczną, ale też niszczenie wizerunku Polski. Sęk w tym, że w kolejnych ekscesach Brauna nie chodzi już tylko o niego – mówi doktor Michał Marek, dyrektor Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa, który od lat analizuje działania polityka. Punktuje jednocześnie bezczynność państwa polskiego, które pozwala Braunowi działać.

Grzegorz BraunMichał Zieliński / PAP
Grzegorz Braun

– Mechanizm zawsze jest ten sam. Jeżeli szerzący dezinformację nie spotykają się z odpowiednią reakcją, mogą się rozwijać. Im wcześniej zostają zablokowani – oczywiście, na mocy prawa – tym skuteczniej ogranicza się ryzyko eskalacji – mówi Marek. I przypomina, że zanim doszło do negowania Holokaustu, Braun miał na koncie hasła pokroju "STOP ukrainizacji" czy nazywanie UE "eurokołchozem".

Dla propagandystów z krajów nieprzychylnych Polsce Braun jest bohaterem idealnym. – Co innego, kiedy tezy zgodne z przekazem propagandowym Mińska czy Moskwy głosi po prostu jakiś aktywista społeczny, a co innego, kiedy wygłasza je kandydat na prezydenta. To ma zupełnie inny wydźwięk, to zupełnie inna kategoria wagowa – zauważa Marek. Jego zdaniem Polska na wczoraj potrzebuje przepisów o agenturze wpływu i dezinformacji oraz rozbudowanych kampanii społecznych, które wyczuliłyby Polaków na dezinformację w sieci.

Bezczynność rozzuchwala

– Biorąc pod uwagę skalę, sposób i zakres absolutnie negatywnej, nieakceptowalnej aktywności pana Brauna, prokuratura powinna priorytetowo, podkreślam – priorytetowo rozliczyć jego zachowania, które są bezprawne, czyli kwalifikują się jako podejrzenie popełnienia przestępstwa – mówi Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, członek Trybunału Stanu. – Dlaczego? Jeżeli weźmiemy pierwszy z brzegu przykład negowania Holokaustu, ma to szalenie niebezpieczny wpływ na opinię publiczną. Instytucje państwa muszą więc reagować stanowczo. Naprawdę trudno znaleźć jakiekolwiek okoliczności, które tłumaczyłyby tolerowanie takiego zachowania. Braun jest coraz bardziej zuchwały, bo nie ma dziś nikogo, kto postawiłby mu szlaban – dodaje Rosati.

Jego słowa potwierdza doktor Gizela Jagielska, na której dyżur w szpitalu w Oleśnicy wtargnął Braun ze swoimi poplecznikami. Nie dość, że nie został wtedy zatrzymany, to ataki pod jej adresem trwają do dzisiaj. – Od jego interwencji pod szpitalem mieliśmy już dwa czy trzy przemarsze grupek pokroju Młodzieży Wszechpolskiej. Braun nakręcił tych ludzi i pokazał im, że tak można – opowiada "Newsweekowi".

Kiedy Jagielska słyszy albo ogląda kolejne ekscesy Brauna, nie może pojąć, jak demokratyczne państwo może coś takiego tolerować. – Dlaczego bycie posłem daje komukolwiek prawo do tego, aby robić takie rzeczy i być bezkarnym. To nie są sytuacje, w których musielibyśmy się zastanawiać, czy Braun zrobił dobrze, czy źle. Sprawa jest ewidentna.

– Jeżeli ktoś jest zatrzymywany na gorącym uczynku popełnienia przestępstwa, immunitet go nie chroni. Nie ma znaczenia, że był wtedy europosłem i kandydatem na prezydenta. Braun powinien zostać zatrzymany, odprowadzony do radiowozu, tam wylegitymowany. Tak jak każdy obywatel – mówi mecenas Rosati. – Gdyby od razu tak postąpiono, to moim zdaniem byłoby to działanie prewencyjne. Pan Braun zobaczyłby, że organy państwa sobie radzą, nie akceptują zachowań, które wprost godzą w obowiązujący porządek prawny. Jak skończy się jego show, to nie będzie transmisji na żywo, oglądalności, klikalności, rozgłosu – tłumaczy prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.

– Nas też Braun wziął na celownik. Po tym, jak zdemolował naszą wystawę i wyjechał, niszczono ją co dwa, trzy dni. Była łamana, rysowana ostrymi narzędziami, malowana. Wydrukowaliśmy dodatkowo ponad dwadzieścia plansz, bo ciągle trzeba było je wymieniać – mówi "Newsweekowi" Maciej Kruszka, rzecznik stowarzyszenia Tęczowe Opole.

Ich wystawę "Jest nas więcej! Sprowokuj z nami równość" Braun zdemolował dwukrotnie. W marcu na rynku w Opolu pomazał ją sprejem hasłem "Stop propagandzie zboczeń". Po raz drugi w czerwcu, kiedy na zaproszenie lewicy wystawa trafiła do Sejmu. Straż marszałkowska – podobnie jak wiosną policjanci – przyglądała się bezczynnie, jak europoseł kroczył od jednej planszy do drugiej i demolował jedną po drugiej: wywracał, ciskał na podłogę, niektóre łamał wpół.

– Państwo polskie samo hoduje sobie potworka i jeśli tak dalej pójdzie, to sprawy będą tylko eskalowały – mówi Maciej Kruszka.

Grzegorz BraunMarcin Obara / PAP
Grzegorz Braun

Rzecznik Tęczowego Opola zwraca też uwagę, że na początkowym etapie postępowania kompletnie pominięto sprawę przestępstwa z nienawiści, choć stowarzyszenie zwracało na to uwagę. Śledczy woleli się skupić na sprawie zniszczonego mienia, jakim była wystawa. – A zarówno na komendzie, jak i w prokuraturze opowiadałem, jaki społeczny wydźwięk miały działania Brauna dla osób LGBT+. Podkreślałem, że to był po prostu przemocowy, homofobiczny atak na całą naszą społeczność – opowiada Kruszka.

Procedury

Mojego innego rozmówcy z palestry nie przekonują argumenty śledczych, którzy przewlekłość postępowania tłumaczą tym, że Braun obwarował się trzema pełnomocnikami, składał wyjaśnienia w trzech terminach, kwiecistą polszczyzną, po kilka bitych godzin każde.

– Na etapie przygotowawczym to prokurator jest panem postępowania i to od niego zależy, na co podejrzanemu pozwala. Składanie wyjaśnień to nie jest opowiadanie o wszystkim. Kiedy delikwent zaczyna opowiadać życiorys czy manifest ideologiczny, zadaniem prokuratora jest taki elaborat ucinać – mówi ten doświadczony adwokat.

Jego zdaniem już pierwsze ruchy sądu pokażą, czy jest wola szybkiego pociągnięcia Brauna do odpowiedzialności.

Z naszych rozmów w prokuraturze wynika, że wstrzemięźliwość względem Brauna bierze się jeszcze z jednego. Śledczy jak ognia boją się posądzenia o to, że działają na zamówienie polityczne. A Braun to wykorzystuje, stosując dosyć proste tricki – jak choćby składając kolejne wnioski dowodowe pocztą.

– Zapewniam, że to nie jest kwestia naszego braku sprytu, a raczej rozłożenia sił, środków i możliwości. Jeżeli mamy przestrzegać uprawnień każdego obywatela, to należy przestrzegać również uprawnień Grzegorza Brauna, bo ma takie same. Jedynym dodatkowym jest immunitet, ale taka była wola wyborców. Tego nie przeskoczymy – słyszymy od naszych rozmówców w ­prokuraturze.

– Każdą sprawę trzeba oczywiście rozpatrywać indywidualnie, ale gdyby była determinacja i wszystko sprawnie funkcjonowało, Braun miałby już pierwszy wyrok w sprawie. Być może nieprawomocny, ale szlibyśmy dalej, coś by się ruszyło – komentuje Ewa Wrzosek, prokurator represjonowana za czasów Ziobry, dziś znana z krytycznej opinii na temat braku rozliczeń nadużyć i przestępstw poprzedniej władzy.

– Rozumiem, że trwają procedury, że trzeba uchylić immunitet. Natomiast prokuratura powinna, na czele zresztą z prokuratorem generalnym, absolutnie priorytetowo traktować te sprawy – komentuje Rosati. – Tym bardziej że pan Braun nic sobie z tego nie robi. Lekceważy obowiązujący porządek prawny i nic nie wskazuje na to, że się zatrzyma, bo zobaczył, że można przesuwać granice.

Kłamca

Za kłamstwo oświęcimskie – jak wyjaśnia "Newsweekowi" prokurator Robert Janicki, rzecznik Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Braunowi grozi do trzech lat. W Krakowie trwa postępowanie dowodowe, zostały zaplanowane już pierwsze terminy czynności procesowych, ale sprawa – zastrzega – będzie musiała potrwać. Dowody z dokumentów, zeznania świadków, sprawdzenie samego nagrania. Jeśli materiał pozwoli na przedstawienie zarzutów, znowu trzeba będzie wnioskować o uchylenie immunitetu.

– Musimy się zabezpieczyć. Wiemy, że pan Braun będzie się bronił. Jeżeli zrobimy jakiś błąd, to będzie on ze szkodą dla ­postępowania.

– Podejrzany i jego obrońcy mają święte prawo do korzystania z różnych furtek prawnych pozwalających na przedłużenie postępowania. Ale prokurator ma własny arsenał, z którego może korzystać. Różnica polega na tym, że podejrzany walczy o życie, dla prokuratora to sprawa jedna z wielu. Czy akt oskarżenia wyśle do sądu za miesiąc, za pięć miesięcy, czy za trzy lata, nie ma większego znaczenia. A niewykluczone, że sprawę do finału doprowadzi już ktoś zupełnie inny – punktuje doświadczona prokurator Wrzosek.

– Immunitet w parlamencie został zdjęty i dziś nic już nie stoi na przeszkodzie, żeby Braun odpowiedział za swoje czyny i słowa – mówi europoseł KO Dariusz Joński. – Teraz wszystko w rękach sędziego, ale liczę, że sprawy pójdą szybko i Braun dostanie wyrok z górnych widełek. Dlaczego? Bo robi to wszystko specjalnie, z wyrachowaniem i premedytacją. Mam nadzieję, że po wyroku będzie całkowicie wykluczony z polityki.

Dla przypomnienia: za atak na policjanta w 2008 r. Braun został prawomocnie skazany we wrześniu 2015 r.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz