Kaczyński na prostej drodze do realizacji największego marzenia. "Taki blok może ludzi wystraszyć"
Patrząc na ten blok, który tworzą Karol Nawrocki, Sławomir Mentzen i Grzegorz Braun, to jest to coś, co może ludzi realnie wystraszyć — mówi Andrzej Stankiewicz. Jeśli wygra Karol Nawrocki, to według prowadzących podcast "Stan Wyjątkowy", już w 2027 r. może spełnić się wielkie marzenie Jarosława Kaczyńskiego.
— Oni (sztab Rafała Trzaskowskiego — przyp. red.) mają bardzo dobrze rozwiniętą część analityczną, jeśli chodzi o badania. Gorzej z przełożeniem tego na działalność polityczną Trzaskowskiego — mówi Andrzej Stankiewicz, zastępca redaktora naczelnego Onetu, który razem z Dominiką Długosz, dziennikarką "Newsweeka" prowadzi podcast "Stan Wyjątkowy".
Dziennikarze ujawniają, że z wewnętrznych sondaży wykonanych na zlecenie sztabu Rafała Trzaskowskiego wynika, że ma on poparcie w drugiej turze na poziomie 49,7 proc., natomiast Karol Nawrocki wygrywa, mając 50,3 proc. — Różnica poniżej 200 tys. głosów w drugiej turze. Przypominam, że Trzaskowski w roku 2020 przegrał 400 tys. głosów z Andrzejem Dudą — przypomina Stankiewicz.
Wybory prezydenckie 2025. Kandydaci na prezydenta idą łeb w łeb
Zdaniem prowadzących podcast wszystko tak naprawdę można sprowadzić do tego, komu będzie się bardziej chciało osiągnąć zwycięstwo w tych wyborach.
— Nawrocki dzisiaj absolutnie walczy o wszystko. Po pierwsze, nigdy w życiu takiej szansy nie dostanie. Po drugie, jeśli przegra, jeżeli wygra Trzaskowski, to kombo Trzaskowski-Tusk może zrobić bardzo wiele. Zlikwidują IPN. Prokuratura zajmie się rozmaitymi rzeczami z przeszłości Nawrockiego. On finansowo dostanie, bo sprzedał kawalerkę. Wdowa po Nikosiu pozywa go do sądu. Plus parę innych postępowań, które będą dla niego problemem, więc on dzisiaj walczy o wszystko, bo dla niego po pierwsze zostanie prezydentem to jest niebywała szansa na zaistnienie w historii wręcz, ale po drugie też na uniknięcie odpowiedzialności, która mu grozi, jeśli przegra. Zatem on nie ma wyjścia, on ucieka przed przepaścią — twierdzi Stankiewicz.
— Uważam, że to był plebiscyt dla rządu, ale w jego własnym elektoracie. PiS swoje wzięło. Fenomenu Brauna czy Mentzena nie da się wytłumaczyć działaniami rządu, bo to są inne elektoraty. Prawica się super zmobilizowała z wielu powodów. Być może dlatego, że Trzaskowski jest po prostu lewicowo-liberalnym kandydatem i jest trochę w kontrze do tego, co dzieje się w tej chwili w europejskiej polityce — dodaje.
Sondaże polityczne w II turze. Jakie są szanse Nawrockiego i Trzaskowskiego?
Długosz podkreśla, że Karol Nawrocki jest w zdecydowanie bardziej komfortowej sytuacji niż Rafał Trzaskowski i w jego sztabie "chodzi teraz tylko o to, żeby się nie wywalić tuż przed metą". Andrzej Stankiewicz uważa, że kluczem jest frekwencja.
— Elektorat PiS-u pójdzie zawsze głosować przeciwko kandydatowi Koalicji Obywatelskiej. W związku z tym Trzaskowski jest niedowartościowany na poziomie frekwencji. To jest jego nadzieja przed drugą turą, bo on musi zmobilizować teraz tych, którzy nie poszli głosować w pierwszej turze. I powiem tak, no ma na to szansę. Patrząc na ten blok, który tworzą Nawrocki, Mentzen, Braun, to jest to coś, co może tych ludzi wystraszyć realnie. I niekoniecznie będą chcieli głosować na Trzaskowskiego, nadal będąc na niego wściekli, ale widząc, co nadciąga i to, co może być perspektywą roku 2027, to ja uważam, że ci ludzie pójdą zagłosować. Frekwencja będzie powyżej 70 proc., bo prawica już sobie kalkuluje, gdyby te wyniki prezydenckie przełożyć na parlamentarne, to Kaczyński z Mentzenem i z Braunem mieliby większość konstytucyjną — wyjaśnia Stankiewicz.
— Większość konstytucyjna to jest coś, o czym Jarosław Kaczyński marzy od lat. Większość konstytucyjna to jest coś, co mu jego sztabowcy obiecali już w 2019 r. i mając swojego prezydenta, nie dowieźli. A mając swojego prezydenta, mając większość konstytucyjną, Jarosław Kaczyński nam urządzi wszystko tak, jak chciał od początku — dodaje Długosz.
Czas na poważną rozmowę kandydatów przed drugą turą. Z Nawrockim będzie trudno
Zostało ich dwóch, kilkanaście dni i pewnie 20 mln głosów do podziału. Jaka jest szansa, że przed drugą turą wyborów prezydenckich Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki porozmawiają o czymś naprawdę istotnym?
Dobrze, że jesteśmy już po pierwszej turze tych wyborów prezydenckich. Nie bez strat, ale udało się tę kampanię przetrwać. Bywały w niej momenty ohydne (antysemickie plugastwa Grzegorza Brauna), bywały przerażające (kremlowska propaganda Macieja Maciaka), bywały żenujące (fikołki Krzysztofa Stanowskiego, starającego się udowodnić, że chodzi mu o coś więcej poza wspieraniem biznesu Krzysztofa Stanowskiego). Była to zła, pozbawiona treści kampania, w czasie której kandydaci i kandydatki zmarnowali mnóstwo czasu swojego oraz publiczności.
Znam historię, wiem, że finisz przed drugą turą jeszcze bardziej nie służy merytorycznej dyskusji. Że to czas, w którym kandydaci wchodzą na pole minowe, pełne wybuchów, a niekiedy niewybuchów. To wtedy Lech Wałęsa przegrywał drugą kadencję, po telewizyjnej debacie proponując Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, że może mu "nogę podać", to wtedy Jacek Kurski obrzucił Donalda Tuska dziadkiem z Wehrmachtu, to wtedy Bronisław Komorowski w akcie desperacji rozpisał referendum na temat wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, czym chciał się podlizać elektoratowi Pawła Kukiza.
Przy kandydacie "obywatelskim" Karolu Nawrockim o jakościową dyskusję będzie trudno, to jasne. Chcę jednak zwrócić uwagę, że są sprawy, którymi politycy muszą się zająć niezależnie od tego, kto rządzi. Ani prawicowe, ani lewicowe, ani liberalne. Dotyczące nas wszystkich.
Chciałbym rozmowy o zbliżającej się katastrofie (w tym słowie nie ma żadnej przesady) demograficznej i starzejącym się społeczeństwie. Chciałbym, żeby kandydaci policzyli, ilu w Polsce mamy psychogeriatrów, i powiedzieli, jak sprawić, by seniorzy nie kończyli życia jak pan Jerzy z kawalerki w Gdańsku. Żeby zajęli się reformą bankrutującego systemu emerytalnego i dali szansę klasie średniej na godziwą starość. Żeby zaproponowali, jak edukować młodych ludzi, by w dobie sztucznej inteligencji potrafili funkcjonować na rynku pracy i poza nim. I zapewnili dzieciom opiekę psychiatryczną. Żeby zajęli się także kulturą i sportem, bo gdyby wnioskować po kampanii przed pierwszą turą, te dwie sfery życia nie istnieją. Nie ma Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej ani Polskiego Komitetu Olimpijskiego, Polki i Polacy nie chodzą na polskie filmy i nie oczekują od naszej reprezentacji medali na igrzyskach.
Kandydaci powinni się też zająć soft power, przedstawić plan na wzmacnianie wizerunku Polski za granicą. Od lat wzorem tego typu działalności wydaje mi się Rumuński Instytut Kultury w Warszawie, a to będący gościem honorowym Targów Książki, a to organizujący Przegląd Nowego Kina Rumuńskiego, a to patronujący wystawom rodzimych artystów. Być może porozsiewane po całym świecie instytuty polskie działają z równym rozmachem, ale np. ten berliński w czasie rządów PiS uznał, że dobrym pomysłem na promocję Polski jest spotkanie z Cezarym Gmyzem i Piotrem Semką.
I nie mówcie, że prezydent nic nie może, że zostają mu weto i żyrandol. Może. Przypomnijcie sobie dwie kadencje Aleksandra Kwaśniewskiego. Działał w takich samych ramach prawnych jak jego następcy i z tymi samymi narzędziami potrafił ugrać zdecydowanie więcej.
Koniec końców, dobrze by było, gdyby kandydaci porozmawiali o samej prezydenturze. Niech wyjaśnią, w jakich sytuacjach stosowaliby prawo łaski, jakie mają zdanie o – dwukrotnym! – ułaskawieniu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, niech wymienią trzy osoby, którym należy się Order Orła Białego. Niech podadzą skład kancelarii i wyjaśnią, jak wyobrażają sobie jej rolę, bo właśnie od niej może zależeć ich sukces lub porażka. Niech wytłumaczą, co mają zamiar zrobić, by pozostać w centrum politycznej gry, a nie wylądować na jej marginesie.
To jedno z największych wyzwań kolejnego lokatora pałacu prezydenckiego: odbudowanie znaczenia i prestiżu urzędu, który przez dwie dekady sprawowali politycy niesamodzielni (Lech Kaczyński), słabi (Bronisław Komorowski) albo niesamodzielni, słabi i łamiący prawo (Andrzej Duda).
Dobra wiadomość jest taka, że obecny prezydent ustawił poprzeczkę bardzo, bardzo nisko. Zła, że w dwójce, która awansowała do drugiej tury, jest kandydat, który może się okazać jeszcze gorszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz