To zmienia wszystko. Kaczyński uwierzył, że dokona ostatecznego rozrachunku z Tuskiem, 229.06.2025


To zmienia wszystko. Kaczyński uwierzył, że dokona ostatecznego rozrachunku z Tuskiem

Jarosław Kaczyński znowu zostanie prezesem PiS. Niby zero zaskoczeń i nie ma o czym mówić, a jednak jest to informacja, która wpływa na całą scenę polityczną. W PiS bardzo wielu polityków czekało aż prezes ustąpi i tak samo wielu odetchnęło z ulgą, że jednak nie ustąpi. Bo prezes jest osią polskiej polityki niezależnie od tego, czy ktoś się z nim zgadza, czy nie.

28 czerwca 2025 


Prezes odchodził już tak wiele razy, że chyba nikt poza kompletnymi amatorami nie bierze tych jego zapowiedzi poważnie. Kiedy prezes zapowiada, że nie będzie już startował w wyborach na szefa partii, w PiS odbywa się swoisty rytuał. Spora część polityków partii z uniesieniem zaczyna odgrywać rolę zmartwionych porzuceniem sierotek, które proszą prezesa, żeby ich nie zostawiał. Lamentom nie ma końca. Pojawiają się listy i błagania.

Na biurko prezesa trafiło wiele relacji

Część kompletnych żółtodziobów politycznych wyskakuje przed szereg i zaczyna kombinować, co by tu zrobić, skoro prezes właśnie się zbiera na emeryturę. Tych prezes sobie bardzo dokładnie zapisuje. Tak będzie teraz z Andrzejem Śliwką, który przestrzelił i sądził, że może zaatakować ulubionego rzecznika partii. Śliwka chciał zastąpić Rafała Bochenka, ale ten ma jeden atut, prezes zwyczajnie go lubi, a nie lubi, kiedy coś wokół niego się zmienia.

Śliwka natomiast ma jeden mankament, jest kojarzony ze środowiskiem Morawieckiego, a były premier popełnił już błąd i kiedy za którymś razem prezes zapowiedział swoją emeryturę, zgłosił, że bardzo chętnie zostałby prezesem PiS w przyszłości. Prezes to sobie zapamiętał. Teraz było identycznie. Jarosław Kaczyński zgłosił, że chyba tym razem odpuści i od razu pojawiły się listy, prośby i deklaracje. Nikt co prawda nie zgłosił swojej kandydatury na nowego prezesa, ale za to prezes dostał na biurko na Nowogrodzkiej bardzo wiele relacji o tym, kto się mało zmartwił, a kto wyrażał choćby po cichu nadzieję, że tym razem to na poważnie. Prezes jednak przecież nie mógł odejść, bo oto 1 czerwca uwierzył, że może dokonać ostatecznego rozrachunku z Tuskiem i za dwa lata pokonać go definitywnie. To jest wizja, która musiała prezesa przekonać, że emerytura nie jest dla niego.

To wszystko zmienia

Co to zmienia w polskiej polityce? Właściwie wszystko. Koalicja 15 października mogłaby po cichu liczyć, że prezes tak jak już wielokrotnie zapowiadał, odejdzie, a pisowskie frakcje wezmą się za łby, wyrywając sobie schedę po prezesie.

Mariusz Błaszczak, który po sobotnim kongresie ma podobno przejąć część obowiązków prezesa, jest tak charyzmatycznym przywódcą, że nie ma szans utrzymać partii. Gdyby prezes naprawdę zamierzał odejść, to PiS właśnie trzęsłoby się od wybuchów friendly fire. Od razu można założyć, że Morawiecki poszedłby na wojnę z Czarnkiem, który sprzymierzyłby się z ziobrystami. Część europosłów postawiłaby na niepodległość, a zakon PC skupiłby się wokół Błaszczaka, licząc na to, że w tym okopie nic ich nie trafi.

Ale prezes zostaje. Dlatego Przemysław Czarnek zdecydował o przejściu do Kancelarii Prezydenta. Ta pozycja pozwoli mu przeczekać, jednocześnie budować swoją pozycję z dala od Nowogrodzkiej, ale nie wchodzić w drogę prezesowi. Wszystko przemyślane i z szacunkiem do prezesa. Przemysław Czarnek doskonale wie, że bez przychylności prezesa nic się nie da w środowisku PiS zrobić i nie ma co iść z nim na wojnę, jeśli nie ma się gwarancji wygranej.

Prezes z wyborów wyszedł zwycięski i jest silniejszy niż jeszcze na początku tego roku. Nie ma co ryzykować. Czarnek może z Pałacu Prezydenckim budować się na przyszłość. Owszem, historia polskich prezydentur nie wskazuje, że któryś z szefów Kancelarii zrobił gigantyczną karierę polityczną. Ba, większość z nich po prostu przepadła i nigdy więcej po zakończonej misji nie weszła na polityczną scenę. Tyle tylko, że w tym przypadku mamy do czynienia z sytuacją niecodzienną.

Prezydentem właśnie został człowiek, który zwyczajnie nie jest politykiem. Jest nikomu nieznanym jeszcze rok temu urzędnikiem/historykiem. Prawdziwym politycznym wyjadaczem i graczem z tych brutalniejszych jest w tym układzie właśnie Przemysław Czarnek. Na starcie ma on znacznie więcej możliwości zbudowania swojej pozycji niż prezydent-elekt. A wiemy już, że potrafi. Większość wojewodów to także ludzie bez właściwości, urzędnicy, których nazwisk nikt nie pamięta a Przemysław Czarnek nie tylko dał się zapamiętać, ale także został jednym z najważniejszych rozgrywających w PiS.

To wszystko zmienia dynamikę w samym PiS i mimo że niechęci między frakcjami pozostają niezmienne, to na razie wojujący o wpływy będą musieli wycofać się na pozycje. To sprawia, że zupełnie inna będzie dynamika w rządzącej koalicji. Mówiąc w dużym skrócie, kiedy wszyscy biją się ze wszystkimi, to część konfliktów trochę umyka i ginie w ogólnym zgiełku. Kiedy w PiS zapanuje przynajmniej na jakiś czas względny spokój, każda przepychanka między koalicjantami będzie wybrzmiewała znacznie donośniej.

Są też plusy dla rządzącej koalicji

W PiS frakcje podgryzają się nieustannie, a w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy koalicjanci obdarzali się wręcz chorobliwą niechęcią, ale kiedy mają wspólny cel, potrafią odłożyć awantury w czasie. Koalicja 15 października jeszcze się tego nie nauczyła, a będzie musiała, bo już niebawem politycy PiS po prostu kupią popcorn i będą czekać, aż to wszystko się rozpadnie. Dopiero potem przystąpią do własnych rozgrywek.

Ale są też plusy dla rządzącej koalicji. Po pierwsze prezes się nie uczy. Prezes wszystko wie. Teraz na przykład wie, że to on osobiście wygrał wybory prezydenckie. Nie bierze w ogóle pod uwagę, że wygrali mu je wyborcy Konfederacji. O ile na przykład Czarnek na fotelu prezesa byłby gotów do rozmów z Konfederacją i budowania przez następne dwa lata potencjału koalicyjnego, o tyle prezes pozostanie prezesem, który rozmawia z innymi wyłącznie z pozycji siły. A z Konfederatami po prostu tak się nie da.

To koalicja rządząca może wykorzystać w rozgrywce z PiS. Prezes także w ostatnich starciach wyborczych popełnił masę błędów, choćby przy układaniu list. To wola Jarosława Kaczyńskiego doprowadziła do tego, że PiS ma 190 posłów, a nie ponad 200. Prezes na własnych błędach także się nie uczy, więc na kolejne wybory także przygotuje listy, które dadzą większą szansę innym partiom o profilu konserwatywnym. W dodatku w kolejnej kampanii wyborczej prezes Kaczyński zafunduje Polakom tę samą zdartą płytę pełną odniesień do komunizmu i imperialnych zapędów Niemiec. A te wybory pokazały bardzo wyraźnie, że wyborcy mają coraz mniej cierpliwości do polityków, którzy mówią wyłącznie o przeszłości.

Ale jest jeszcze jedno. Donald Tusk i Jarosław Kaczyński stanowią nierozerwalną parę superbohater kontra superzłoczyńca. Niezależnie od tego kogo, w której z tych ról obsadzimy. Jeden bez drugiego nie widzi celu. Skoro prezes zostaje, to premier nabierze dodatkowej werwy do politycznej walki, bo za dwa lata to nie będzie kolejne polityczne starcie. To będzie ostatnie starcie ich dwóch i tym razem, któryś przegra definitywnie i na zawsze.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz