Co dalej z Czarnkiem? "Miał być premierem, a będzie zamawiał papier toaletowy do kancelarii", 11.06.2025

 

Co dalej z Czarnkiem? „Miał być premierem, a będzie zamawiał papier toaletowy do kancelarii”

 

Przemysław Czarnek ma zostać szefem kancelarii prezydenta. Czy to dla niego degradacja, czy szansa na zbudowanie nowej siły politycznej? O tym dyskutowali Andrzej Stankiewicz i Dominika Długosz w słuchowisku „Stan Wyjątkowy”.

Andrzej Stankiewicz, zastępca redaktora naczelnego Onetu, zapowiedział na wstępie, że chciałby wygłosić exposé na temat nowej roli Przemysława Czarnka. — Nie wiem, za co taka kara, takie upokorzenie. Może to jest kara za to, że kłamał w kampanii? Że mówił, że Nawroccy zapłacili panu Jerzemu za kawalerkę, choć nie zapłacili? (…) Miał być premierem rządu z Konfederacją, a teraz będzie zamawiał papier toaletowy do kancelarii prezydenta. Swoją drogą, panie Przemku, proszę zamawiać pakiety grand, bo to wychodzi po prostu taniej — powiedział dziennikarz.

— Chociaż z drugiej strony, utworzył program Willa Plus, więc ma chłop kompetencje do zarządzania ośrodkami wypoczynkowymi pana Karola w Juracie, w Wiśle. — dodał po chwili.

„Wielkieś mi uczynił pustki…”

Stankiewicz oświadczył, że napisał „haiku” na pożegnanie Czarnka, wzorując się na Janie Kochanowskim.

— Wielkieś mi uczynił pustki w domu moim, drogi panie Przemku, tym zniknieniem swoim. Niby pełno was w PiS-ie, a jakoby nikogo nie było. Jedną maluczką duszyczką tak wiele ubyło — wyrecytował Stankiewicz. Stwierdził, że Czarnka wysłano na stanowisko „które nie ma kompletnie politycznego znaczenia”, choć „miał być premierem, miał być prezydentem, miał być wszystkim”. — Pociesz mnie, że to nie jest koniec Przemysława Czarnka — prosił Stankiewicz współprowadzącą.

Słowa Dominiki Długosz, dziennikarki politycznej „Newsweeka” nie przyniosły pociechy. — Poczekaj, grzebię w pamięci, szukam szefa kancelarii, który miał polityczne znaczenie… Nie mogę się dogrzebać — odpowiedziała.

Długosz zauważyła, że niewiele można powiedzieć o ostatnich szefowych kancelarii. — Małgorzata Paprocka teraz jest szefową kancelarii. Pani [Grażyna] Bandych była poprzednio. Ona podobno bardzo się denerwowała, jak pracownicy jej nie słuchali, wysyłała szpiegów za nimi i kazała im sprawdzać bilingi, więc to może też jest jakaś kompetencja szefa kancelarii — mówiła dziennikarka „Newsweeka”.

W końcu przypomniała sobie jednak przykłady szefów kancelarii, którzy mieli polityczne znaczenie — kimś takim był np. Marek Ungier u Aleksandra Kwaśniewskiego.

Czarnek nie ma wyboru

— Wiem, ty jesteś #teamCzarnek. Staniesz na trzustce, żeby udowodnić, że to nie jest koniec pana Przemka — mówił Stankiewicz. Ale Długosz obstawała przy swoim. — Przemysław Czarnek to polityk, który realnie ma największy kontakt z Konfederacją. I moim zdaniem to jest ciąg dalszy koncepcji budowania dużej prawicy w oparciu o prezydenta i Konfederację. Taki jest plan — tłumaczyła dziennikarka „Newsweeka”.

— Jak on w tej kancelarii, zamawiając ten papier toaletowy grand, ma budować coś z Bosakiem? Nie mówiąc już o Mentzenie — pytał Stankiewicz.

— Będzie ich zapraszał do siebie. Będzie ich przyjmował na Helu, w Promniku — roztaczała wizje Długosz.

— Wiemy, że trzeba pogodzić interesy partii. (…) Jeśli chodzi o kształt gabinetu, to tam jest Paweł Szefernaker szefem gabinetu, a Jarek z Brodą, człowiek z IPN-u, ma być zastępcą. I to będzie się tak łączyć. Ale że Przemysław Czarnek? Jeden z najbardziej, z punktu widzenia konserwatywnej prawicy, obiecujących polityków, zostaje szefem kancelarii. To jest degradacja — nie ustępował Stankiewicz.

— Ja bym łączyła to z tym, że prezes [Jarosław Kaczyński] postanowił wszystkich znowu wykiwać — szok, niedowierzanie. Mimo swoich zapowiedzi, złożonych między pierwszą a drugą turą, że nie będzie już startował na prezesa Prawa i Sprawiedliwości, jednak wystartuje. Co ma więc taki Czarnek zrobić? Nie może wystartować przeciwko prezesowi w tych czerwcowych wyborach na kongresie. Będzie musiał czekać kolejne cztery lata — przekonywała Długosz.

— Ta kancelaria, przynajmniej na jakiś czas, może być miejscem, gdzie można coś budować, jakieś kontakty — kontynuowała, ale w końcu sama straciła przekonanie i przyznała rację swojemu rozmówcy.

— Uczcijmy to minutą ciszy — zaproponował Stankiewicz.

newsweek

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz