Członek PKW ujawnia kulisy spotkania ws. PiS. „Przewodniczący nie dopuścił do głosowania”
– To nie jest tak, że zmieniliśmy zdanie. Dalej uważamy, że ta sprawa powinna być rozpatrzona – powiedział Ryszard Balicki, który jako jeden z dwóch członków PKW wstrzymał się od głosu w sprawie sprawozdania finansowego PiS. Balicki opowiedział o kulisach poniedziałkowego posiedzenia.
PKW przyjęła sprawozdanie finansowe PiS za ostatnie wybory parlamentarne. O decyzji poinformował w poniedziałek 30 grudnia przewodniczący Sylwester Marciniak. Jak przekazał, Komisja postanowiła wykonać postanowienie Sądu Najwyższego. Jednocześnie PKW zaznaczyła w swojej uchwale, że nie przesądza o statusie Izy Kontroli Nadzwyczajnej SN. Za przyjęciem uchwały głosowali: Sylwester Marciniak, Wojciech Sych, Arkadiusz Pikulik oraz Mirosław Suski. Trzech członków było przeciw: Ryszard Kalisz, Maciej Kliś oraz Paweł Gieras, a dwóch wstrzymało się od głosu – Ryszard Balicki i Konrad Składowski.
Członek PKW ujawnia kulisy: We wtorek 31 grudnia Ryszard Balicki w rozmowie z TVN24, przekazał, że „straszyli go od sierpnia” więzieniem. – Nie działam na rzecz tej, czy innej partii – podkreślił i przekazał, że dwa tygodnie temu Komisja „podjęła decyzję o odroczeniu, dlatego że sytuacja jest szczególna„. – W ciągu tych dwóch tygodni wydarzyło się dużo niestandardowych rzeczy: pojawił się wniosek o głosowanie w trybie obiegowym, pojawił się wniosek o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia. W ciągu tych dwóch tygodniu trzykrotnie zajmowaliśmy się tą sprawą – powiedział członek PKW.
Marciniak nie dopuścił do głosowania: Balicki przekazał, że na poniedziałkowym posiedzeniu PKW również rozpoczęła „od stwierdzenia, że nie odpadło uzasadnienie do odroczenia postępowania i taki wniosek został zgłoszony”. – Niestety, pan przewodniczący nie dopuścił do głosowania ani wniosku o odroczenie, ani wniosku o zdjęcie tego punktu z porządku obrad – podkreślił i dodał, że „w związku z tym zostali postawieni w sytuacji, kiedy ta sprawa miała być, zgodnie z wolą przewodniczącego, załatwiona na tym posiedzeniu”. – Nasze działania wynikały z działania w bardzo wąskich ramach, które zostały określone przez normy prawne. To nie jest tak, że zmieniliśmy zdanie. Dalej uważamy, że ta sprawa powinna być rozpatrzona w sposób systemowy. Ale ta decyzja jest w rękach polityków, a nie PKW – zaznaczył. Jak dodał, „gdyby był na miejscu pana ministra finansów, pewnie by tych pieniędzy nie wypłacił”,
Tło sprawy: W sierpniu PKW odrzuciła sprawozdanie finansowe ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego za zeszłoroczne wybory parlamentarne. Taka decyzja oznaczała, że partia może stracić część dotacji z budżetu państwa oraz subwencji za 2023 rok. Komisja uznała, że PiS nielegalnie finansowało część aktywności w ramach kampanii do Sejmu i Senatu. Ugrupowanie zaskarżyło decyzję PKW do SN, który przychylił się do tej skargi na początku grudnia. Część członków PKW oraz koalicja rządowa nie uznają jednak wyroku SN, ponieważ wydała go Izba, której status został zakwestionowany przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Przeczytaj naszą rozmowę z konstytucjonalistą na ten temat: „Pieniądze dla PiS. PKW stwarza zagrożenie dla państwa? Prof. Piotrowski: Trzeba zmienić skład”.
PKW okazała się bezradna wobec nadużyć PiS. “Problem z wyborami prezydenckimi” [ANALIZA]
31 grudnia 2024
W przeszłości takie ugrupowania jak Nowoczesna i PSL traciły środki w wyniku popełnionych błędów księgowych. PiS uchodzi na sucho celowe, planowe i systemowe łamanie reguł. To podkopuje zaufanie do PKW. Co czeka nas w najbliższych miesiącach?
Mijający 2024 r. nie mógł się skończyć lepiej dla Prawa i Sprawiedliwości. Państwowa Komisja Wyborcza, stosując się do orzeczenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, której status jako niezawisłego sądu jest wątpliwy, zdecydowała się przyjąć sprawozdanie finansowe partii z kampanii wyborczej z 2023 r.
Oznacza to, że ministrowi finansów Andrzejowi Domańskiemu trudno będzie uzasadnić wstrzymanie przelewów z budżetowymi środkami dla PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego nie tylko zyska pieniądze na kampanię prezydencką i prowadzenie działalności w 2025 r., ale wyjdzie wzmocniona z całego sporu z PKW. W przeciwieństwie do obozu rządowego, bo wielu jego zwolenników sytuację z PKW uzna za kolejny przykład tego, jak koalicja 15 października nie radzi sobie z obiecywanymi rozliczeniami.
Decyzja PKW: nie mieli dobrej opcji na stole
Spór na linii PiS i PKW toczy się od sierpnia. Komisja uznała wtedy, że w kampanii wyborczej w 2023 r. PiS angażując publiczne środki, odniósł nieuprawnioną korzyść na kwotę 3,6 mln zł. W swojej decyzji komisja wskazała np. organizowane przez MON pikniki, na których Jarosław Kaczyński nawoływał do głosowania na PiS, pracę osób zatrudnionych w Rządowym Centrum Legislacji na rzecz kampanii jego szefa Krzysztofa Szczuckiego, wreszcie sfinansowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości spot Zbigniewa Ziobry, będący zdaniem PKW faktycznie materiałem kampanijnym lidera Suwerennej Polski.
PiS musiało zwrócić 3,6 mln zł do budżetu państwa, przysługująca ugrupowaniu dotacja – będąca zwrotem za kampanię wyborczą – miała być pomniejszona o trzykrotność tej sumy, a subwencja na cztery lata zmniejszona o jej dwunastokrotność. W listopadzie PKW odrzuciła całe sprawozdanie finansowe PiS-u za rok 2023, co wynikało logicznie z decyzji z sierpnia. Oznaczało to możliwą utratę całości przysługującej partii subwencji na lata 2023-27.
PiS odwołał się jednak od obu postanowień do Sądu Najwyższego, zgodnie z uchwalonym przez siebie prawem, do Izby Kontroli. A gdy ta pozytywnie rozpatrzyła odwołanie dotyczące odrzuconego sprawozdania wyborczego, PKW w zasadzie nie miała dobrej opcji na stole.
Zastosowanie się do wyroku oznaczałoby zignorowanie bardzo poważnych wątpliwości prawnych dot. statusu Izby Kontroli, potwierdzanych przez decyzje europejskich trybunałów. Z drugiej strony, jak argumentowali niekoniecznie bliscy PiS prawnicy, PKW nie jest sądem i nie może rozstrzygać o prawomocności postanowień Sądu Najwyższego, nawet izby złożonej z neosędziów. PKW próbowała wyjść z tego impasu, podejmując w połowie grudnia decyzję o odroczeniu zajęcia stanowiska w sprawie sprawozdania PiS do czasu uregulowania przez ustawodawcę statusu neosędziów.
Jednak to rozwiązanie także budziło wątpliwości prawne, w tym przewodniczącego komisji, sędziego Sylwestra Marciniaka. Sytuacja, w której wypłata pieniędzy budżetowych dla największej partii opozycji pozostaje zawieszona na nie wiadomo jak długo, też była odległa od dobrych standardów demokratycznego państwa prawa. Takiej partii jak PiS również musi przysługiwać efektywne prawo odwołania do sądu od decyzji PKW.
Wieczne odraczanie decyzji w sprawie orzeczenia Izby Kontroli mogłoby dać jej pretekst do uznania wyborów prezydenckich za nieważne, choćby z tego powodu, że największa partia opozycji wbrew decyzji Sądu Najwyższego została pozbawiona budżetowych środków.
Co dalej po decyzji PKW? Nikt nie przewidział PiS
Jednocześnie decyzja PKW narusza elementarne społeczne poczucie sprawiedliwości – głównie wśród wyborców koalicji 15 października. PiS — co stwierdziła sama komisja — łamało w kampanii wyborczej reguły, nielegalnie wspierało własną kampanię działaniami państwowych instytucji i — jak się okazuje — nie ma w Polsce instytucji, która byłaby w stanie wyciągnąć wobec tej partii konsekwencje.
W przeszłości takie ugrupowania jak Nowoczesna i PSL traciły środki w wyniku popełnionych błędów księgowych. PiS uchodzi na sucho celowe, planowe i systemowe łamanie reguł. To podkopuje zaufanie do PKW jako instytucji zdolnej efektywnie nadzorować to, czy rywalizacja wyborcza odbywa się w Polsce zgodnie z regułami, na które wszyscy się umówiliśmy. Ta sytuacja nie jest przy tym wyłącznie winą obecnego składu PKW. Twórcy przepisów regulujących działanie tej instytucji nie przewidzieli po prostu istnienia partii politycznej gotowej tak bardzo łamać reguły gry, jak robi to PiS i nie dali komisji narzędzi koniecznych do tego, by radzić sobie z nadużyciami tej skali, jakie obserwowaliśmy jesienią zeszłego roku.
Sprawę pogarsza w dodatku pozostawiony po rządach PiS chaos prawny, na czele z budzącą wątpliwości Izbą Kontroli jako ciałem, które ma orzekać o ważności wyborów, rozpatrywać protesty wyborcze i kontrolować działalność PKW. Uregulowanie jej sytuacji konsekwentnie blokuje prezydent Andrzej Duda, który odmawia podpisania jakiejkolwiek ustawy, która “dyskryminowałaby” neosędziów.
Trudno mieć pretensje do PKW – instytucji powołanej przecież do czegoś zupełnie innego – że nie jest w stanie znaleźć drogi wyjścia z obecnego chaosu prawnego. Z drugiej strony, może go pogłębić. Przeciętny obserwator życia publicznego zrozumie z wydarzeń ostatnich tygodni tyle, że komisja zmieniła zdanie, przecząc sama sobie, bo najpierw de facto odmówiła uznania prawomocności Izby Kontroli, a teraz uznała jej orzeczenie. Krążące w mediach fragmenty decyzji komisji zawierają przy tym przedziwną, pogłębiającą jeszcze zamieszanie, formułę mówiącą o tym, że “PKW nie przesądza […] iż IKNiSP SN jest sądem i nie przesądza o skuteczności orzeczenia”.
Czy oznaczają one, jak głosi część polityków KO, że minister finansów może nie wypłacić dotacji, uznając, że orzekająca Izba Kontroli nie jest sądem? Coś takiego mógłby sugerować post Donalda Tuska na portalu X: “Pieniędzy nie ma i nie będzie. Na moje oko tyle wynika z uchwały PKW”.
Byłoby to jednak sprzeczne z wcześniejszymi deklaracjami Ministerstwa Finansów, podgrzewałoby spór do jeszcze wyżej temperatury i mogłoby wywołać wątpliwości także wśród części elektoratu koalicji rządzącej.
PiS wychodzi z tarczą
Jakie będą konsekwencje decyzji PKW dla polskiej polityki? Z pewnością wzmacnia ona PiS. Partia Kaczyńskiego ze sporu z komisją ostatecznie wychodzi z tarczą. PiS od sierpnia na fali decyzji PKW był w stanie zintegrować i zmobilizować twardy elektorat wokół opowieści o “reżimie Tuska”, usiłującym “zagłodzić opozycję”.
Zorganizował też zbiórkę na kampanię w 2025 r. Do połowy grudnia, jak podawał skarbnik partii, zebrała w ten sposób około 11 mln zł. Poza środkami finansowymi zbiórka dała partii cenne know-how: sprawdziła w boju ile i jak szybko jest w stanie zebrać od sympatyków, skąd może liczyć na wpłaty, przetestowała sposoby docierania do potencjalnych darczyńców.
Broniąc dotacji, partia raz jeszcze pokazała skuteczność. Zbudowany przez nią system władzy – prezydent z własnego obozu i neo-sędziowie – zadziałał. Albo uchroni on partię przed utratą środków, albo da podkładkę do narracji o bezprawiu “reżimu Tuska”, który głodzi opozycję.
Wielu wyborców koalicji 15 października uzna z kolei, że obozowi rządowemu zabrakło skuteczności w rozliczeniach PiS. I to po raz drugi w dość krótkim czasie po tym, gdy Marcin Romanowski uzyskał azyl polityczny na Węgrzech.
Choć PKW nie jest i nie powinna być ciałem politycznym, to jej decyzja politycznie obciąży konto partii rządzących. Decydujące dla odzyskania przez PiS środków było wstrzymanie się od głosu dwóch nominowanych przez KO członków komisji. “Gazeta Wyborcza” pisze, że nie wytrzymali środowiskowej presji. Ich decyzja wywoła silne, negatywne reakcje najbardziej zaangażowanego i antypisowskiego elektoratu KO i falę pretensji do partii, że nie desygnowała do PKW kogoś “twardszego”.
Decyzja PKW. Problem z wyborami prezydenckimi
Z drugiej strony, gdyby odblokowanie środków dla PiS było ceną za przyjęcie przepisów przenoszących decyzje w sprawie ważności przyszłorocznych wyborów poza izbę budzącą tak wiele prawnych wątpliwości co do tego, czy w ogóle jest sądem, to byłoby to porozumienie warte rozważenia. Nic jednak nie wskazuje, by doszło do takiego porozumienia między kluczowymi aktorami życia politycznego.
Oznacza to, że PiS i prezydent mogą odrzucić propozycję marszałka Szymona Hołowni — dot. zmiany przepisów w taki sposób, by o ważności wyborów orzekał cały SN — powołując się na argument, że przecież decyzja PKW de facto uznała, że Izba Kontroli jest sądem, więc nie ma problemu. Nie można też wykluczyć scenariusza, że jeśli PiS przegra niewielką różnicą głosów, to będzie starał się unieważnić wynik wyborów przed Izbą Kontroli. Choć straci ona istotny pretekst do uznania wyborów za nieważne – mogłoby nim być niewypłacenie dotacji PiS wbrew decyzji Sądu Najwyższego – to nie można przewidzieć, jak ostatecznie orzeknie.
A jej status będzie tak samo wątpliwy wiosną przyszłego roku, jak dziś. Chaos wokół tego, kto ma prawo orzec o ważności wyborów, ciągle się pogłębia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz