Donald Tusk nie ma planu B. Tak rząd daleko nie zajedzie [OPINIA]
Tak jak można się było spodziewać, Donald Tusk potwierdził w środę swój sejmowy mandat szefa rządu. Jego gabinet poparło 243 posłów – 12 więcej niż potrzeba do większości bezwzględnej. Głosowali wszyscy, co do jednego, posłowie klubów popierających rząd, w tym niedawno wzywający do zmiany premiera marszałek-senior Marek Sawicki z PSL. Tuskowi udało się więc całkowicie zmobilizować własne zaplecze. Co dalej?
Bez wątpienia głosowanie nad wotum zaufania to ważny psychologicznie moment dla obozu władzy, pozwalający odbić się od przegranych wyborów i zakończyć na pewien czas dyskusje na temat rządu technicznego czy odwrócenia sojuszy już w Sejmie tej kadencji.
243 posłów to bardzo solidna większość dająca pełny komfort rządzenia, zwłaszcza w sytuacji, gdy opozycja jest tak bardzo podzielona, rozciągając się od wyraziście lewicowego Razem, przez PiS i Konfederację, po skrajną prawicę Grzegorza Brauna. PiS rządził przez osiem lat, mogąc liczyć na trochę ponad 230 posłów.
W głosowaniu nie wzięło udziału siedmiu posłów PiS, w tym Jarosław Kaczyński. Co pokazuje, że niezależnie od tego, co prezes PiS mówi o „rządzie technicznym” i konieczności natychmiastowego odsunięcia „koalicji 13 grudnia” od władzy opozycja wie, że rządu na razie nie zmieni. Być może wcale nie spieszy się do zmiany władzy, preferując czekanie na to, że gabinet Tuska, zablokowany przez kolejnego nieprzyjaznego prezydenta, będzie dalej tracił poparcie, nie będąc w stanie zrealizować żadnych swoich obietnic. I niestety po tym, co się stało w środę w Sejmie, można mieć wątpliwości czy rząd wie, jak uniknąć tego scenariusza.
Bez planu B
Tusk wygłosił słabe – zwłaszcza gdy pamięta się, jakie są jego retoryczne zdolności – przemówienie, w którym mówił głównie o ośmiu lat rządów PiS i o tym, jak jego rząd musi się trudzić, by rozliczać ten okres i sprzątać bałagan, jaki przejął po nim w spadku.
Od momentu, gdy PiS stracił władzę, minęło już jednak półtora roku i okres 2015-23 poza najbardziej zaangażowanym elektoratem KO interesuje coraz mniej osób. Można przypuszczać, że w środę wyborcy woleliby raczej usłyszeć jakie plany Tusk ma na drugą połowę kadencji, niż to, co sądzi o PiS – bo to drugie jest chyba dość jasne dla każdego Polaka i Polki nawet pobieżnie zainteresowanych polityką.
To skupienie na PiS nie kłułoby tak bardzo, gdyby Tusk zawarł w swoim drugim exposé trzy podstawowe elementy, jakich mieli prawo oczekiwać wyborcy koalicji 15 października: szerszą wizję tego, czemu dokładnie ma służyć rząd w nowych politycznych warunkach; plan realizujących ją konkretnych polityk i pomysły na to, jak konkretnie wdrożyć je życie w kohabitacji nieprzychylnym prezydentem.
Premier praktycznie nic nie powiedział na żaden z tych tematów. Słuchając go, można było odnieść wrażenie, że nie ma żadnego planu B, żadnego pomysłu na nowe otwarcie. Tusk przypominał sukcesy swojego gabinetu, mówił po raz kolejny o tych samych pomysłach, o których rząd mówi od półtora roku – np. w sprawie wsparcia dla społecznego budownictwa mieszkań – przypominając tylko w ten sposób wyborcom, że choć jesteśmy prawie w połowie kadencji, to koalicja tak naprawdę ciągle nie zdecydowała się na spójną nową politykę mieszkaniową.
Opowieść o sukcesach rządu powinna wybrzmieć w kampanii wyborczej, a nie dziś, teraz zamiast wyliczanki często nawet imponujących sukcesów rządu potrzebna jest opowieść pt. „co dalej”.
Tusk obiecywał też, że mimo nowego prezydenta władza będzie dalej rozliczać PiS. Tego samego dnia późnym popołudniem Grzegorz Braun zdewastował sejmową wystawę podejmującą tematykę LGBT+. Podczas pierwszego exposé Tuska mieliśmy akcję z gaśnicą, teraz to. W ciągu półtora roku Sejm nie wyciągnął, jak widać żadnych wniosków. Choć po Oleśnicy rząd zapowiadał, że służby będą reagować na łamanie prawa przez europosła, to Straż Marszałkowska tylko pouczyła Brauna. Wielu wyborców odczyta to jako symbol bezsilności obecnej władzy wobec wzrostu znaczenia i ekscesów skrajnej prawicy. Trudno też wierzyć w buńczuczne zapowiedzi rozliczeń tak potężnego przeciwnika, jak PiS, gdy widzimy, że państwo jest bezradne wobec ekscentrycznego lidera mikropartii.
Dysfunkcjonalna debata
Swojej kontropowieści o Polsce nie przedstawiła też opozycja. Niestety nie ułatwia tego regulamin Sejmu i to, w jaki sposób wygląda w nim debata nad wotum zaufania dla rządu. Zamiast stanowiska wszystkich klubów i kół – co dałoby Kaczyńskiemu i Mentzenowi okazję, by pokazać wyborcom, jakiego rządu chcieliby w miejsce obecnego – otrzymaliśmy 250, minutowych pytań do premiera, na które ten w naszym systemie nie musi nawet specjalnie odpowiadać. Ten format nie ma żadnego sensu, wyłącznie ośmiesza debatę parlamentarną i ktokolwiek nie wygłosi, następnego exposé powinien to zrobić zgodnie z nowymi regułami.
Jednocześnie być może nawet najlepszy regulamin Sejmu nie zapewniłby dziś poważnej programowej debaty. Przy obecnym poziomie polaryzacji jest ona po prostu trudna do wyobrażenia. PiS nie był nawet w stanie zjawić się w Sejmie, by wysłuchać exposé premiera.
PiS od samego początku obecnej kadencji wszedł w rolę opozycji totalnej. Podejście, jakie dziś zaprezentował, wskazuje, że ta totalność będzie tylko pogłębiać się w drugiej połowie kadencji. Także dlatego, że partia Kaczyńskiego będzie zakładać, że rząd zakleszczony w starciu z Nawrockim i zmagający się z wewnętrznymi konfliktami we własnych szeregach będzie szczególnie podatny na destabilizację.
Nie ma czasu na wakacje
Na razie Tusk kupił sobie trochę czasu. Premier nie może jednak uznać, że teraz czas na odpoczynek i wakacje. Wakacyjny okres rząd musi poświęcić na szczególnie intensywną pracę, na przygotowanie i zaprezentowanie nowego otwarcia, jakiego dziś nie widać. Bo na powtarzaniu jak źle było za PiS, rząd daleko nie zajedzie.
Nowe otwarcie potrzebne jest najpóźniej na początek jesieni. Do tego czasu powinniśmy zobaczyć nie tylko zrekonstruowany gabinet, ale też nową opowieść na temat tego, jakie cele ma on realizować do następnych wyborów.
Tusk musi też na nowo ułożyć sobie relacje z sojusznikami. Ci będą szczególnie narażeni na straty w przypadku spadku popularności rządu, wyborcy Trzeciej Drogi mogą zacząć jeszcze bardziej odpływać do Konfederacji, Nowej Lewicy do Razem. Potrzebny jest układ, który z jednej strony ochroni interesy tych partii, z drugiej zapewniający rządowi sterowność, której ze względu na wewnętrzne konflikty w koalicji brakowało w ostatnich kilkunastu miesięcy.
Czy Tusk jest liderem zdolnym zapewnić takie nowe otwarcie? W środę nie do końca wyglądał na takiego przywódcę. Ale na razie w obozie rządowym nie ma lepszej alternatywy, a w 2023 r. Tusk pokazał, że potrafi być mistrzem powrotów.
newsweek
Donald Tusk bije się w piersi i zapowiada zmiany. Ale koalicjanci mogą być zawiedzeni [ANALIZA]
Przez godzinę premier przekonywał, że nie zamierza oddać PiS władzy, a rząd ma wiele sukcesów, tylko nie potrafił się tym chwalić. Donald Tusk dał też do zrozumienia, że nie będzie już tolerował publicznych kłótni ministrów z różnych partii. Konkretów w wystąpieniu szefa rządu było jednak jak na lekarstwo.
Wyjść z lasu
Ruch z wnioskiem o wotum zaufania był zaplanowany jeszcze przed II turą wyborów prezydenckich. Premier brał pod uwagę możliwość porażki Rafała Trzaskowskiego, więc przed 1 czerwca uprzedził koalicjantów, że będzie chciał przetestować sejmową większość, gdyby zrealizował się najgorszy dla obozu władzy scenariusz.
Ten się spełnił. Dlatego Donald Tusk chciał wysłać jasny sygnał – mimo iż to Karol Nawrocki wygrał wybory prezydenckie, PiS nie będzie rządziło, a szef rządu nie zamierza oddawać władzy przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się jesienią 2027 r.
Jednak wotum to dopiero pierwszy krok na drodze do wyjścia z ciemnego politycznego lasu, w jakim zagubiła się cała koalicja 15 października. Tu nie ma jeszcze mowy o przejściu do ofensywy, bo za kilka tygodni czeka nas rekonstrukcja rządu. Nie w wymianie iksa na igreka tkwi źródło ewentualnego sukcesu tej koalicji w 2027 r. KO, Trzecia Droga i Lewica muszą pokazać ludziom, że w ogóle są w stanie zrobić jeszcze cokolwiek sensownego przy arcywrogim prezydencie, jakim będzie Karol Nawrocki.
Tusk przyznał, że nie ma złudzeń co do tego, że nowy prezydent będzie chciał współpracować w realizacji programu koalicji 15 października. Sam Nawrocki w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” stwierdził, że podpisze ustawę podwyższającą kwotę wolną od podatku do 60 tys. zł, co było jedną ze sztandarowych obietnic Koalicji Obywatelskiej z 2023 r., które dotąd nie zostały zrealizowane.
I jak na razie się na to nie zanosi, bo Donald Tusk o tym nie wspomniał w trakcie swojego wystąpienia. Zamiast tego zapowiedział, że na biurku Nawrockiego pojawi się m.in. ustawa rozdzielająca funkcję prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości.
Nie wiadomo, czy Adam Bodnar nadal będzie szefem tego resortu, ale dziś premier bronił go, przekonując, że rozliczenia idą lepiej niż niektórym się wydaje i będą kontynuowane. Nowe twarze w rządzie będą, zmieni się jego struktura, która – jak podkreślał Tusk – została odziedziczona po rządach PiS i jest dysfunkcjonalna.
Jeszcze w czerwcu ma zostać powołany rzecznik rządu, który ma zbudować nową politykę komunikacyjną rządu. A ta kulała. Zresztą, gdyby dokładnie przeanalizować przemówienie lidera KO, moglibyśmy dojść do wniosku, że komunikacja jest największym problemem jego ekipy.
— Przesadziliśmy z wiarą, że prawda sama się obroni — mówił premier, który wyliczał sukcesy rządu: największe transfery społeczne po 1989 r., gigantyczny wzrost nakładów na bezpieczeństwo, odblokowanie pieniędzy z KPO, kontynuacja i urealnienie inwestycji takich jak elektrownia atomowa czy Centralny Port Komunikacyjny.
Tusk dziękował też koalicjantom, choć ci mogą czuć się trochę zawiedzeni. Wymienił projekty Lewicy, skupiając się głównie na kwestii mieszkalnictwa. Wspomniał o Polsce 2050, również dziękując za zaangażowanie w tę tematykę.
- PRZECZYTAJ: Sejmowe exposé premiera. Ekspert: w wystąpieniu Donalda Tuska było słychać konkretną melodię
Nie potwierdził, że da zielone światło dla projektu partii Szymona Hołowni dotyczącego odpartyjnienia państwowych spółek. Zamiast tego stwierdził, że proces profesjonalizacji tych firm „postępuje”. Lekko uchylił drzwi dla dyskusji o projekcie ograniczającym używanie smartfonów w szkołach. O PSL i ich pomysłach nie wspomniał w ogóle.
Przestrzegł przed wewnętrznymi sporami, które zamieniają się w publiczne kłótnie. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy to była potężna bolączka tej ekipy. Czasem politycy koalicji 15 października obrażali się nawzajem w mediach społecznościowych. To ma się skończyć. Koalicjanci usłyszeli też jeszcze jedną przestrogę:
— Jeśli ktoś chce zamienić koalicję w targowisko próżności i konfliktów, niech nie głosuje dziś nad wotum zaufania — mówił Donald Tusk.
Większość w głosowaniu była jednak pewna, bo odpowiednie deklaracje złożyły już wszystkie tworzące koalicję kluby parlamentarne. „Za” było 243 posłów, a „przeciw” 210 parlamentarzystów, nikt nie wstrzymał się od głosowania. Na sali zabrakło siedmiu posłów PiS, w tym prezesa ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego.
Prawie cały klub PiS wyszedł z sali jeszcze zanim szef rządu rozpoczął swoje przemówienie. Pojawili się dopiero w momencie zadawania pytań. Od początku w swoich ławach zasiadali posłowie Konfederacji. Donald Tusk w wystąpieniu puścił oko do Sławomira Mentzena, zachęcając go do współpracy w zakresie deregulacji. Kilkanaście minut później lider Konfederacji w trakcie konferencji prasowej w Sejmie stwierdził, że w interesie Polski jest to, by ten rząd jak najszybciej upadł.
onet
Zaskakująca deklaracja Donalda Tuska. Pasuje raczej do politycznego żółtodzioba [ANALIZA]
Donald Tusk w wystąpieniu przed Sejmem za dużo czasu poświęcił opowiadaniu o przeszłości, a zdecydowanie za mało na wizję przyszłości. Premier mówił też, że „uważał, że prawda sama się obroni”, co brzmi co najmniej naiwnie. Z jego exposé można jednak wyciągnąć kilka politycznych wniosków. Niezbyt optymistycznych dla koalicji.
Najważniejsze było to, od czego premier Tusk zaczął – czyli w skrócie „nic się nie zmieniło, wyniki wyborów prezydenckich nie zmieniają układu sił, koniec marudzenia”. Chciałoby się powiedzieć – rychło w czas.
– To nie jest dzień, w którym ktokolwiek czekałby na długie kwieciste przemówienia, to dzień, w którym w związku z sytuacją polityczną po wyborach prezydenckich potrzebna jest klarowna informacja, na czym stoimy – mówił Tusk z sejmowej mównicy. – Otwórzcie szeroko oczy i przypomnijcie sobie, jak ważne sprawy spowodowały, że byliście tak zmobilizowani i zdeterminowani półtora roku temu i jak ważne sprawy spowodowały, że Polacy dali nam w ręce odpowiedzialność za ojczyznę. Nic się w tej kwestii nie zmieniło.
Wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska. Wystąpienie premiera było spóźnione
To, co może zaskakiwać najbardziej to, że takie wystąpienie Donald Tusk wygłosił teraz, a nie na początku kampanii wyborczej. I nie mówimy tu o grudniu zeszłego roku tylko o początku kwietnia, kiedy kampania weszła w decydującą fazę. Trzeba było wszystko to opowiedzieć wyborcom dwa miesiące temu. Bo czy jest istotne, że rząd teraz wydaje na wojsko o prawie 70 proc. więcej niż w ostatnim roku rządów PiS? Tak jest istotne. Czy to ważne, że wprowadzono „babciowe” i podwyżki dla budżetówki? Owszem. Zwłaszcza że rząd takimi właśnie rzeczami powinien się chwalić. Ale nie w sytuacji, kiedy premier musi prosić Sejm o wotum zaufania, tylko w sytuacji, kiedy chce pokazać wyborcom, że warto dać koalicji kolejną szansę.
Premier kilka razy powtórzył, że “uważał, że prawda sama się obroni”. Można się takich słów spodziewać po politycznym żółtodziobie, ale premier Tusk na pewno do takich nie należy. Świetnie wie, że PiS jest doskonały w budowaniu narracji i że w propagandę umie jak nikt. Dlaczego w tej sytuacji premier nie zbudował machiny informacyjnej rządu? Zapewne dlatego, że zwyczajnie nie lubi, kiedy ktoś mówi za niego. Ale na takie błędy może sobie pozwalać szef partii, a nie premier rządu.
– Nie znam takiego słowa jak kapitulacja – mówił premier. – Czeka nas 2,5 roku, w trudnych warunkach, pełnej mobilizacji i pełnej odpowiedzialności. Nie można zmarnować większości, jaką koalicja rządowa ma w Sejmie, bo komuś się odechciało albo ktoś się przestraszył – dodawał.
Problem z exposé Donalda Tuska. Tego brakowało najbardziej
Dziś Donald Tusk za dużo czasu poświęcił opowiadaniu o przeszłości, a zdecydowanie za mało na wizję przyszłości. Z tego exposé można wyciągnąć kilka politycznych wniosków. Po pierwsze nie ma wciąż zgody w koalicji na realizację kilku przynajmniej punktów programu. I to takich, które można byłoby nazwać wielkimi, albo przynajmniej dużymi. O braku tej wizji mówiła choćby Anna Maria Żukowska, szefowa klubu Nowej Lewicy. Zdecydowanie zabrakło jej informacji o tym, co dalej ze związkami partnerskimi. A nagle do miana wizji urasta przekonanie, że w spółkach Skarbu Państwa powinno być mniej kolegów, znajomych i rodzin polityków. O czym mówił z kolei szef klubu Polski 2050 Paweł Śliz.
W wystąpieniu premiera usłyszeliśmy, że będą inwestycje, ale te, o których słyszymy od lat. Nie było nowych zapowiedzi, nie ma nowych pomysłów. Premier na pewno uspokoił wzburzone emocje w koalicji rządzącej, bo wiadomo, że upadku koalicji nie chce żaden z koalicjantów. Tyle tylko, że to chyba nie oznacza, że wszystko teraz będzie już w porządku.
– Nie będę tolerował w rządzie sporów, które zamieniają się w publiczne kłótnie. Czym się kończy konflikt w drużynie – widzieliśmy to wczoraj w Helsinkach. Nie róbmy tego typu błędów – mówił premier. Nie jest jednak jasne, jak chce powstrzymać wrogie frakcje – których część nie podlega jego politycznej jurysdykcji – przed publicznymi bójkami.
Jeśli ktoś miał nadzieję na wielkie nowe otwarcie, to mógł poczuć się zawiedziony. Jeśli ktoś chciał odhaczyć, co do tej pory rząd zrobił, to miał szanse. Jeśli ktoś chciał wyłącznie potwierdzić swoje przekonanie, że polska scena polityczna jest podzielona na pół, to potwierdził. Bo PiS po prostu zignorowało premiera i jego wystąpienie. Ławy największej partii opozycyjnej były puste. Dlaczego? Bo PiS słuchać premiera nie zamierza, zamierza jedynie twierdzić, że premier nic nie robi i kłamie. Partia Razem i Konfederacja, które też nie poprą rządu w głosowaniu nad wotum zaufania, wysłuchały przynajmniej tego, co Donald Tusk ma do powiedzenia. To takie minimum, jeśli chodzi o zadania opozycji.
onet
Szymon Hołownia o wystąpieniu premiera. „Trochę żałuję”
Szymon Hołownia odniósł się do wystąpienia Donalda Tuska przed głosowaniem o wotum zaufania dla rządu. — Trochę może żałuję, że pan premier tak mało miejsca poświęcił w swoim wystąpieniu tym wszystkim programom modernizacyjnym i tym zmianom, na które czekamy — podkreślił marszałek Sejmu. Lider Polski 2050 wskazał jednak także pozytywny aspekt słów premiera i skomentował głosy podważające ważność wyborów prezydenckich.
Szymon Hołownia skomentował w środę sejmowe exposé Donalda Tuska. Marszałek Sejmu zwrócił uwagę, że premier mało mówił o programach modernizacyjnych dla Polski. — Z satysfakcją odnotowuję, że z pięciu konkretnych, merytorycznych propozycji, do których odniósł się, mówiąc o projektach koalicjantów, trzy pochodzą z Polski 2050 — zwrócił jednak uwagę lider ugrupowania.
Marszałek Sejmu ocenił także, że „rekonstrukcja rządu musi odbyć się jak najszybciej”. — Po dzisiejszym exposé palącą koniecznością staje się renegocjacja umowy koalicyjnej w części programowej. Musimy dzisiaj wyjść do ludzi, nie tylko pokazując, że jesteśmy lepsi od PiS, bo jesteśmy lepsi, ale pokazując, w czym będziemy lepsi przez najbliższe dwa lata i chcemy być lepsi, tak żeby PiS w 2027 r., nie wrócił do władzy — ocenił.
— Dzisiaj damy premierowi kredyt zaufania, bo ta nadzieja w nas jeszcze jest. I wierzę, że jesteśmy w stanie nadać, bo trzeba nadać koalicji nowe tempo w ciągu tych najbliższych tygodni. Wierzę głęboko, że tak się właśnie stanie, bo jeżeli tak się nie stanie, to przed tą koalicją nie ma przyszłości — zapowiedział przed głosowaniem nad wotum zaufania dla rządu.
- Śledź relację polityczną: Sejm decyduje w sprawie wotum zaufania dla rządu Tuska. „W tej sprawie nie skręcimy ani na milimetr” [RELACJA NA ŻYWO]
Szymon Hołownia o wyborach prezydenckich: obowiązuje domniemanie ważności
Szymon Hołownia skrytykował także głosy podważające wynik wyborów prezydenckich. — Jeżeli ktoś chce robić w Polsce zamach stanu, to nie będzie go robił ze mną. Dzisiaj jesteśmy w bardzo jasnej, konkretnej sytuacji. Mamy Konstytucję RP, dysponuję bardzo jasną też wykładnią konstytucji — stwierdził.
– Karol Nawrocki, zgodnie z Kodeksem wyborczym obowiązującym w Polsce, jest od chwili ogłoszenia wyniku wyborów przez PKW nowo wybranym prezydentem RP. (…) – Stoję na stanowisku i też mam do tego podstawy prawne, obowiązuje domniemanie ważności wyborów prezydenta w tym sensie, że SN musiałby stwierdzić nieważność tego wyboru, żeby można było podejmować zgodnie z konstytucją jakieś inne czynności — zaznaczył marszałek Sejmu.
Sejmowe exposé Donalda Tuska. „Premier w piłkarskim nastroju”
W trakcie godzinnego wystąpienia Donald Tusk przedstawił dokonania jego rządu, jednocześnie krytykując opozycję. Mocno wybrzmiało przesłanie, że to jego gabinet będzie dbał o stabilność życia Polaków, gdy — zdaniem premiera — nowy prezydent i PiS staną się czynnikiem chaosu.
— Nie pierwszy raz premier Tusk był w mocno piłkarskim nastroju, więc pozostając w tej poetyce, przypomniała mi się piosenka: „Polacy, nic się nie stało”. I tę melodię wyraźnie było w wystąpieniu premiera słychać — powiedział Onetowi prof. UW Rafał Chwedoruk, politolog, oceniający sejmowe exposé szefa rządu.
W środę po godz. 16 Sejm udzielił wotum zaufania dla rządu. „Za” było 243 posłów, a „przeciw” 210 parlamentarzystów, nikt nie wstrzymał się od głosowania. Na sali zabrakło siedmiu posłów PiS, w tym prezesa ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego.
onet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz