Giertych buduje mit o „skręconych wyborach”. Przegramy na tym wszyscy [OPINIA]
Ten mit może okazać się potężnym kapitałem politycznym dla Giertycha, podobnie jak mit smoleński dla Macierewicza. Jako strażnik „prawdy o Smoleńsku” Macierewicz wyrobił sobie wyjątkową pozycję w partii, pozwalającą mu funkcjonować poza zwyczajowymi prawami politycznej grawitacji.
Od ponad dekady przy okazji kolejnych wyborów w polskiej przestrzeni publicznej formułowane są wątpliwości co do rzetelności procesu wyborczego i dokładnych wyników.
W 2014 r. zwolennicy narodowej prawicy – wśród nich zaczynający przygodę z polityką Grzegorz Braun i poseł Konfederacji Przemysław Wipler – wtargnęli nawet do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej i przez pewien czas okupowali jedno z pomieszczeń, przez co jej członkowie musieli przerwać pracę nad zliczaniem głosów w wyborach samorządowych.
Okupacja była protestem przeciw rzekomym nieprawidłowościom, a nawet fałszerstwom, jakie miały się wtedy dokonywać w związku z wyborami lokalnymi. PiS potępił co prawdę akcję w PKW, ale lider partii, Jarosław Kaczyński, mówił wtedy w Sejmie – nie przedstawiając na to żadnych dowodów – że „wybory zostały sfałszowane”.
Dziś wokół wyborów prezydenckich narastają podobne emocje, tylko nie po stronie PiS i narodowców, ale największej partii koalicji 15 października, Koalicji Obywatelskiej. Olbrzymią rolę odgrywa w tym Roman Giertych – polityk bardzo sprawny medialnie, z potężnymi zasięgami w mediach społecznościowych i przełożeniem na znaczną część elektoratu KO.
Giertych buduje mit
Giertych na swoim profilu na portalu X zwraca uwagę na realne wyborcze nieprawidłowości i sytuacje, które mogą budzić zrozumiały niepokój, słusznie broni prawa każdego obywatela do składania protestów wyborczych w przypadku wątpliwości, zgłasza postulaty, które nie budzą wielkich kontrowersji – jak ponowne przeliczenie głosów w tysiącu komisji, gdzie pojawiają się największe.
Jednocześnie wygłasza stwierdzenia i przedstawia sugestie, które dziś wydają się co najmniej nieuzasadnione i przedwczesne. Twierdzi np., że do fałszerstw dochodzić miało już w pierwszej turze: „Moim zdaniem w I turze też fałszowali. Tylko tym razem na szkodę Mentzena, aby przypadkiem nie dostał się do II tury. Oczywiście różnica była za duża, aby to miało wpływ na istotę wyniku, ale «dobre chęci» pewnie były”.
Stawia tezy, że faktyczne nieprawidłowości były częścią systemowego fałszerstwa na rzecz kandydata PiS: „Jeżeli ktokolwiek publicznie twierdzi, że kilkanaście już sprawdzonych komisji, gdzie ujawniono fałszerstwa to przypadek, a nie system, to naraża się na podejrzenie, że szydzi z inteligencji słuchaczy”. Sugeruje też, że przeliczenie głosów może zmienić wynik wyborów i że PiS dzięki podobnym fałszerstwom planuje wygrać przyszłe wybory parlamentarne: „PiS jest przerażony przeliczaniem głosów nie tylko z tego powodu, że może to zakwestionować prezydenturę Nawrockiego. Oni drżą o fałszerzy, że po ujawnieniu i ukaraniu nie będą tak skłonni do «pomocy» w następnych wyborach”. Na swoim oficjalnym kanale na YouTubie polityk w wideo o tytułach takich jak „Pucz Kaczyńskiego” czy „PKW nie wie, kto wygrał wybory”.
Zarzuca też krytykującym go dziennikarzom, że liczą na przyszłe gratyfikacje finansowe dla ich redakcji po powrocie PiS do władzy: „Te fale ataków na mnie ze strony wszystkich pisowskich i suwartowskich mediów dowodzą tylko jednego: bardzo się boją, że cały system pisowskiego «liczenia» głosów padnie. A wówczas nie wróci dla nich eldorado”. Twierdzi też, że „jeżeli w przeliczeniu głosów wyjdzie, że fałszowanie miało charakter systemowy, to wybory muszą być unieważnione bez względu na to, czy matematycznie wygra Trzaskowski”.
Trudno się spodziewać, by wyborcy śledzący regularnie wypowiedzi Giertycha i informacje na temat wyborów czerpiący głównie z jego profilu nie wyrobili sobie opinii, że wybory były nieuczciwe, zmanipulowane przez PiS, że nawet jeśli ponowne przeliczenie głosów wykaże zwycięstwo Nawrockiego, to będzie ono prawnie wątpliwe, a obywatelska mobilizacja może jeszcze powstrzymać objęcie przez Karola Nawrockiego urzędu prezydenta.
Sąd Najwyższy i PiS pomagają Giertychowi
Wszystko to buduje polityczny mit „skręconych wyborów” w elektoracie KO. W jego umocnieniu się pomaga zachowanie PiS i Sądu Najwyższego. Zanim Giertych zaczął podsycać emocje wokół wyborczych nieprawidłowości w dzień wyborów – nie oglądając się na ciszę wyborczą – politycy PiS na portalu X nakręcali panikę wokół wyborców rzekomo głosujących wielokrotnie na podstawie zaświadczenia o prawie do głosowania i wzywali członków komisji, by sprawdzali ich aplikacją posła Mateckiego, która nie miało żadnego prawnego umocowania. Gdyby Nawrocki przegrał, to dziś politycy PiS, być może nawet ci kluczowi, pewnie sami pisaliby protesty wyborcze i przekonywali, że Trzaskowski wygrał tylko dzięki wielokrotnym głosom „na zaświadczenie”.
Prezes SN Małgorzata Manowska wypowiada się o protestach wyborczych – do których każdy obywatel ma prawo – z lekceważeniem, które nie przystoi sędzi, zwłaszcza pełniącej tak wysokie stanowisko. Manowska nazywa protesty „giertychówkami” i „nieodpowiedzialną akcją”, która niepotrzebnie zajmuje sędziom ich cenny czas. Wyśmiewa obywateli, którzy zamiast podpisu złożyli parafkę czy rzekomo przekleili PESEL Romana Giertycha we wniosku.
Prezes opowiada też, że musiała podjąć specjalne „środki ostrożności”, bo „przy tej skali nienawiści jednych Polaków do drugich Polaków”, ma obowiązek „spodziewać się wszystkiego i zabezpieczyć”, jak tylko może „Sąd Najwyższy i siebie”. W dodatku sędziowie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, którzy stosowali się do europejskich wyroków – nakazującej wstrzymanie się izbie z orzekaniem do czasu uregulowania statusu neo-sędziów – zostali odsunięci od orzekania w sprawie protestów wyborczych.
Wszystko to nie buduje zaufania do SN i tego, że rzetelnie i z należytą starannością rozpatrzy on wszystkie protesty wyborcze, dając paliwo politycznemu mitowi „skręconych wyborów”, jaki może zbudować się wokół Romana Giertycha.
Na micie skręconych wyborów prawie wszyscy stracą
Giertych otoczony grupą aktywnych w mediach społecznościowych zwolenników widzących w nim jedynego gwaranta, że sprawa „ukradzionych wyborów” zostanie wyjaśniona, uzyska specjalne prawa w ramach KO, stając się siłą, z którą liczyć się będzie musiał Tusk i każdy inny lider partii w następnych latach.
Jednocześnie mit „skręconych wyborów” raczej zaszkodzi, niż pomoże obozowi demokratycznemu. Jeśli nawet dojdzie do przeliczenia głosów i Nawrocki i tak wygra, to będzie to po prostu polityczna katastrofa dla KO. Część elektoratu będzie przekonana, że ze względu na nieprawidłowości Nawrocki nie jest legalnie wybranym prezydentem, ale większość opinii publicznej uzna, że Platforma nie potrafiła przegrać, próbowała zakwestionować wybory, a i tak raz jeszcze przegrała. Jak zawodnik, który próbował wykłócać się z sędzią, że bramka podła po zagraniu ręką, a nagrania pokazały, że żadnej ręki nie było. Z kolei elektorat PiS uzna całą akcję z przeliczaniem głosów za próbę ukradzenia zwycięstwa Nawrockiemu przez „koalicję 13 grudnia”.
Przyjęcie języka „skradzionych wyborów” i pójście na totalną wojnę z Nawrockim może odstraszyć od KO wyborców zmęczonych polaryzacją, tak jak w okresie 2010-14 Smoleńsk odstraszał od PiS bardziej umiarkowany prawicowy elektorat.
Taki język może też podzielić obóz demokratyczny – już dziś widać, że liderzy pozostałych partii dystansują się od narracji o „skradzionych wyborach”. Biorąc pod uwagę dynamikę naszej polaryzacji wkrótce – podobnie jak wyrażający do niej sceptycyzm bynajmniej nie sympatyzujący z PiS dziennikarze – Hołownia, Kosiniak-Kamysz czy Czarzasty mogą uznać uznani przez fanatyczny elektorat za „pisowskich zdrajców”, którzy pozwolili Nawrockiemu „ukraść wybory”. A naprawdę KO nie jest dziś tak silna, by móc bezkarnie się skłócić z pozostałymi partiami rządzącej koalicji.
Co najgorsze taki język może zniszczyć resztki zaufania, jakie potrzebne są do tego, by system demokratyczny mógł działać. Bo jeśli jedna strona jest przekonana, że druga na pewno systemowo oszukuje w wyborach – a przynajmniej uważa, że jest politycznie korzystne uruchomienie podobnej narracji po przegranej – to każde wybory zmieniają się w potężny polityczny kryzys.
onet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz