Jarosław Kaczyński nudził, ale za kulisami wrzało. "Pająk idzie po władzę"
Podczas kongresu PiS w Przysusze Jarosław Kaczyński triumfalnie wkroczył do hali sportowej. Za plecami prezesa byli roześmiani europoseł Joachim Brudziński, Piotr Milowański (sekretarz generalny PiS), Paweł Szefernaker (były szef sztabu Nawrockiego i przyszły szef jego gabinetu w Pałacu Prezydenckim).
Kongres PiS musiał się w końcu zebrać, bo właśnie mija 4-letnia kadencja Kaczyńskiego jako prezesa. Przemówienie świeżego solenizanta — Kaczyński 10 dni temu hucznie obchodził 76. urodziny — było dość nudne jak na niego. Ale za kulisami trochę jednak wrzało wokół wyboru nowych wiceprezesów PiS.
— Ja już przeżyłem wiele zapowiedzi Kaczyńskiego, że przestanie być prezesem — tak tuż przez rozpoczęciem kongresu PiS mówił jeden z polityków tej partii.
A inny już po przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego pisał tak: — Pająk idzie po władzę.
Nowogrodzka chce mieć armię
Nie chodziło mu jednak o żadnego "Pająka", ale o "PJK" — skrót od "prezesa Jarosław Kaczyńskiego". To lapsus o tyle znamienny, że Kaczyński w czasie swojego przemówienia powiedział ważną rzecz, będącą elementem strategii powrotu do władzy: PiS ma się rozrastać, a więc prezes chce złapać w partyjne sieci wielu nowych członków. Ba, ma się to odbywać za pomocą bliżej jeszcze niesprecyzowanych, ale już szykowanych przez sekretarza generalnego partii, Piotra Milowańskiego, mechanizmów. PiS, które liczy teraz ok. 45 tys. członków, ma urosnąć — stać się jeszcze bardziej masową partią. Obecny sposób przyjmowania nowych członków jest bardzo archaiczny i nieprzyjazny.
Nikt nie podaje konkretnego liczbowego celu, ale partię można napompować i do 100 tys., jeśli taka będzie wola Nowogrodzkiej. Nie w liczbach jednak siła, ale w czymś innym: Nowogrodzka chce mieć sprawną, a do tego jeszcze najlepiej liczną, armię ludzi do robienia kampanii parlamentarnej.
PiS chce wrócić do metod z 2015 r. Mają to być objazdy Polski i pisanie programu partii przy tej okazji (a przynajmniej stwarzać takie wrażenie, że to Polacy napisali partii program). PiS chce wykreować coś tak magnetycznego, jak 500 plus czy obniżenie wieku emerytalnego, dzięki którym 10 lat temu rozbiło wyborczy bank.
Objazd i pisanie programu — te zapowiedzi przewinęły się w przemówieniu lidera PiS na kongresie wyborczym partii. Ale jeszcze kilka tygodni temu była w szeregach PiS nerwówka. Między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich Kaczyński zelektryzował swoje otoczenie i polityków PiS, do których dotarły informacje, że planuje oddanie władzy w partii. Wówczas Kaczyński zapowiedział, że jak Nawrocki wygra, to nie będzie już chciał być na kolejną kadencję prezesem PiS. Ale potem prezes znów zmienił zdanie. Na Nowogrodzkiej nie wszyscy wierzyli Kaczyńskiemu i się nie przeliczyli. Dziś takie wolty prezesa w PiS budzą już uśmiechy.
"Jest moc"
— Jest moc, a kongres to tylko formalność — mówi jeden ze znanych polityków PiS obecnych na tym kongresie.
Te formalności był takie: wybór prezesa i statutowych ciał. Formalność do tego stopnia, że przemówienie prezesa w oczach niektórych przegrywało nawet z kiełbaską i chlebem ze smalcem serwowanymi delegatom. Lepiej dla PiS, żeby dziennikarze tego nie wiedzieli. PiS bardzo dba o to, aby dziennikarze — zaledwie mała grupka — nie panoszyli się, stąd biuro prasowe bacznie śledzi każdy krok.
Inni rozmówcy zapewniali, że swojskie jadło wcale nie górowało nad obowiązkami. Ale nie jest tak, że w kongresową sobotę nie działo się nic emocjonującego.
— Jedyna polityka, która dzieje się w Przysusze, jest dopiero po kongresie — mówił jeden z uczestników. Chodzi o to, że w PiS miało w planie wybrać wiceprezesów partii — formalnie robi to nie sam kongres (tworzony przez ponad tysiąc delegatów), ale wybrana przez ten kongres Rada Polityczna partii. Rada wybiera wiceprezesów już formalnie po kongresie.
Już wcześniej — jak pisaliśmy w "Newsweeku" — wiadomo było, że grono wiceprezesów się rozrasta. Do tego stopnia, że mało kto już spamięta wszystkich. — Otwarcie na młodych polityków — mówił jeszcze przed południem jeden z posłów PiS o powołaniu nowych "wice". Śmiano się trochę, że granica młodości jest w PiS bardzo wysoko i wcale nie jest to 45 lat.
Już na kilka dni przed zjazdem PiS w Przysusze nazwiska prawdopodobnych nowych (oprócz dotychczasowych) "wice" krążyły. Dyżurne kandydatury były takie: Anna Krupka, Barbara Bartuś, Tobiasz Bocheński i Przemysław Czarnek. Ostatecznie wybrano — z rekomendacji prezesa — Czarnka, Krupkę i Bocheńskiego. Do nich dołączył też Zbigniew Ziobro, którego ze względów zdrowotnych dotychczas zastępował Michał Wójcik.
Dodajmy: to nowi "wice", bo dotychczas PiS miało ich dziewięciu i w ich składzie nie planowano zmian.
Zwłaszcza atmosfera wokół Krupki i Czarnak była najgorętsza. Krupka jest szefową świętokrzyskich struktur PiS. Jest blisko Jarosława Kaczyńskiego, ale w partii budzi sporo kontrowersji. Czarnek z kolei ma zostać szefem Kancelarii Prezydenta, a w rozmowach Karola Nawrockiego, Kaczyńskiego i Czarnka pojawiała się kwestia, że lepiej by było, gdyby szef kancelarii nie pełnił funkcji w partii. Czarnek, obecnie szef struktur PiS na Lubelszczyźnie, nie chciał zostać zepchnięty na boczny tor w partii i został wybrany na wiceprezesa.
Już przed kongresem politycy PiS zapowiadali, że to będzie "długa sobota". Bo i obrady długie, i wieczór nie musi się na nich skończyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz