Karol Nawrocki może ułaskawić gwiazdę telewizji Kurskiego. Ujawniamy kulisy sprawy, 26.08.2025



Karol Nawrocki może ułaskawić gwiazdę telewizji Kurskiego. Ujawniamy kulisy sprawy

Związane z Prawem i Sprawiedliwością Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich chce, by prezydent Karol Nawrocki ułaskawił byłego propagandystę Telewizji Polskiej Samuela Pereirę. Sąd prawomocnie skazał go za pomówienie żony byłego prezydenta Inowrocławia Ryszarda Brejzy, a jednocześnie matki europosła Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy. Według sądu Pereira dopuścił się celowej manipulacji.

Manipulacje Pereiry

Sprawa ciągnęła się prawie sześć lat. Artykuł Samuela Pereiry pt. "»Weźcie klikajcie, rozruszaj trochę towarzystwo«. Jak żona Brejzy hejt ustawiała" ukazał się w serwisie TVP Info na początku września 2019 r.

Państwową stacją kierował wówczas nominat Jarosława Kaczyńskiego Jacek Kurski, a Samuel Pereira był jednym z najbardziej zaangażowanych propagandystów Telewizji Polskiej. Został z niej dyscyplinarnie zwolniony na początku 2024 r., czyli już po zmianie władzy na Woronicza.

Wspomniany artykuł miał pokazywać sposób, w jaki Aleksandra Brejza, żona byłego prezydenta Inowrocławia Ryszarda Brejzy [obecnie senatora KO] i matka europosła KO Krzysztofa Brejzy, miała przed laty rzekomo zachęcać oraz instruować lokalnych działaczy do ataków i oczerniania przeciwników politycznych jej męża. Właśnie to Pereira nazwał "ustawianiem hejtu".

Autor tekstu wykorzystał do publikacji screeny z wiadomości Aleksandry Brejzy na komunikatorze Messenger. Artykuł został też zilustrowany zdjęciem małżeństwa Brejzów z prywatnego wyjazdu wakacyjnego nad Bałtykiem. Brejzowie od początku zarzucali Pereirze kłamstwo i pomówienia. Sama żona Ryszarda Brejzy wniosła prywatny akt oskarżenia na podstawie z art. 212 Kodeksu karnego.

Screen z artykułu TVP Info na temat Aleksandry Brejzymat. prasowe
Screen z artykułu TVP Info na temat Aleksandry Brejzy

Zgodnie z nim, "kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie, lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności".

Sąd pierwszej instancji nie zostawił suchej nitki na Samuelu Pereirze. Uznał, że już sam tytuł wprowadzał w błąd. Przypomnijmy, brzmiał on tak: "»Weźcie klikajcie, rozruszaj trochę towarzystwo«. Jak żona Brejzy hejt ustawiała".

Okazało się, że wspomniane wezwanie autorstwa Aleksandry Brejzy pochodziło z zamkniętej grupy na Messengerze i dotyczyło głosowań w ankietach internetowych dotyczących np. ulubionej dyscypliny sportowej, czy konkursu "Świeć się" dla najlepiej oświeconego miasta w Polsce. Wyrażała też radość z otwarcia w Inowrocławiu strefy kibica.

Fragment uzasadnienia wyroku:

"Fakt, że treść korespondencji oskarżycielki prywatnej [Aleksandry Brejzy] dotycząca angażowania innych do udziału w sondażach społecznych jest jasna i nie pozostawia wątpliwości interpretacyjnych, daje przy tym podstawę twierdzić, iż posłużenie się przez oskarżonego [Samuela Pereirę] jej fragmentami dla poparcia tez — zwłaszcza w postaci nagłówków, z którymi wypowiedzi Aleksandry Brejzy nie miały nic wspólnego — wbrew jego zapewnieniom, było działaniem świadomym i celowym".

Pereira nie poinformował też w artykule, że wspomniane fragmenty z prywatnej korespondencji pochodzą sprzed pięciu lat poprzedzających publikację, a więc z 2014 r. Sąd uznał to za manipulację opinią publiczną.

Samuel PereiraSławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Samuel Pereira

Świadkowie z lukami w pamięci

Co ciekawe, we wtorkowym komunikacie Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich wspomina, że sąd uznał za wiarygodne zeznania świadków powołanych przez Samuela Pereirę [jeden z nich jest dziś asystentem europosła PiS Patryka Jakiego, inny od lat był związany ze środowiskiem ziobrystów], którzy przekonywali, że Aleksandra Brejza namawiała ich do pisania negatywnych komentarzy na temat konkretnych osób.

"Centrum" nie wspomina jednak o tym, że sąd nie uznał tego za namawianie do hejtu, zwłaszcza że świadkowie nie byli w stanie przypomnieć sobie, o jakie sformułowania w komentarzach miało chodzić żonie Ryszarda Brejzy.

"Nie każdy negatywny (tj. zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN – wyrażający sprzeciw, krytykę, dezaprobatę, oceniany jako niewłaściwy, zły lub niekorzystny) komentarz jest jednocześnie komentarzem nienawistnym (tj. wedle Słownika Języka Polskiego PWN – wyrażającym nienawiść) czy hejtującym (tj. wedle Słownika Języka Polskiego PWN – obraźliwym, agresywnym) i analogicznie, nie każdą negatywną opinię można uznać za atak, Sąd nie znalazł podstaw do wywiedzenia tego rodzaju wniosków" – czytamy w uzasadnieniu.

Sąd nie uwierzył także twierdzeniom Pereiry, iż ten nie chciał zaszkodzić Aleksandrze Brejzie.

Propagandysta telewizji Jacka Kurskiego odwołał się od wyroku. W drugiej instancji jednak poległ. Warszawski sąd okręgowy uznał, iż sąd rejonowy "prowadził postępowanie dowodowe wnikliwie i wszechstronnie, a końcowe konkluzje i wnioski sądu pierwszej instancji zostały kompleksowo i dokładnie przedstawione oraz omówione w pisemnych motywach zapadłego wyroku".

I dalej:

"Oskarżony podnosząc tego rodzaju twierdzenia, odwołał się do prywatnej korespondencji Aleksandry Brejza, która – ja wynika z postępowania dowodowego – w żaden sposób nie była związana ze sformułowanymi przez oskarżonego zarzutami pod adresem oskarżycielki prywatnej. Oskarżony, opierając się na wyrwanym z kontekstu fragmencie wypowiedzi oraz na niezweryfikowanych, fragmentarycznych informacjach wyprowadził daleko idące wnioski, które miały charakter zniesławiający wobec oskarżycielki prywatnej. W ocenie Sądu Okręgowego oskarżony nie dopełnił w tym zakresie ciążących na nim jako dziennikarzu obowiązków".

Mimo to Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich zapowiada, że wystąpi do prezydenta Karola Nawrockiego z apelem o ułaskawienie Pereiry. Szanse na to są. Poprzednik obecnej głowy państwa robił takie rzeczy. Andrzej Duda ułaskawił Magdalenę Ogórek i Rafała Ziemkiewicza, którzy zostali skazani za zniesławienie aktywistki Elżbiety Podleśnej.

Duda skorzystał z prawa łaski również wobec Jerzego Jachowicza, który krytykował działania prokuratora Andrzeja Korneluka [obecnego Prokuratora Krajowego], zarzucając mu "preparowanie" wniosków o uchylenie immunitetów poselskich Antoniego Macierewicza i Mariusza Kamińskiego.

Cała trójka to dziennikarze i pracownicy mediów powiązanych z PiS. Samuel Pereira pracuje teraz w telewizji Wpolsce24 prowadzonej przez Jacka i Michała Karnowskich.

Brejzowie na celowniku PiS

Wyrok wobec Samuela Pereiry nie jest jednak odosobnioną historią. To konsekwencja operacji służb i mediów związanych z władzą za rządów PiS. W jej centrum był Krzysztof Brejza i jego rodzina. I zawsze w tej sprawie przewijał się Pereira.

Brejza był szpiegowany przez służby specjalne za rządów Prawa i Sprawiedliwości, co wiadomo oficjalnie od grudnia 2021 r., gdy kanadyjski instytut Citizen Lab potwierdził, że polityk był inwigilowany z wykorzystaniem izraelskiego systemu Pegasus. Z analizy fachowców ośrodka działającego przy uniwersytecie w Toronto wynika, że do telefonu Brejzy włamano się 33 razy od kwietnia do października 2019 r.

Brejza był w tym czasie posłem, a także szefem sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej w kampanii przed wyborami parlamentarnymi. Prokuratura Zbigniewa Ziobry próbowała go skleić ze śledztwem dotyczącym wyłudzeń z Urzędu Miasta w Inowrocławiu.

Krzysztof BrejzaPatryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl
Krzysztof Brejza

Główną oskarżoną w tej sprawie jest Agnieszka Ch.-S., była naczelniczka Wydziału Kultury, Promocji i Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta w Inowrocławiu — urzędniczka, która do końca 2015 r. była członkinią PiS. Startowała nawet z list tej partii w wyborach samorządowych w 2010 r. (ówczesny prezydent miasta Ryszard Brejza, ojciec Krzysztofa Brejzy, wszedł później w koalicję z Solidarną Polską, a w urzędzie zatrudniono też ludzi związanych z prawicą).

Proceder dotyczył głównie drobnych rachunków. Według śledczych naczelniczka przedstawiała np. fakturę za nocleg zespołu muzycznego na kilka tysięcy złotych, gdy w rzeczywistości koszt wynosił kilkaset złotych. Urzędniczka oszukiwała też na zamówieniach dotyczących m.in. pluszowych wiewiórek, dmuchanego zamku, cateringu na "Festiwal Stwora Głodomora" czy pokazu fajerwerków na "Festiwalu żuru".

Co ciekawe, Ch.-S. prawdopodobnie wyłudzała w ten sposób pieniądze wcześniej, już w Kruszwicy, gdzie prowadziła centrum kultury i sportu podległe tamtejszemu samorządowi. Urzędniczka jest główną z 16 oskarżonych w sprawie. Służby nigdy nie stosowały wobec niej tzw. techniki operacyjnej, czyli np. nie była podsłuchiwana. W przeciwieństwie do Krzysztofa Brejzy.

Zdobyte przez CBA z użyciem Pegasusa jego prywatne wiadomości zostały dodatkowo zafałszowane. W takiej formie opublikowała je TVP latem 2019 r.

Materiały stacji kierowanej wówczas przez Jacka Kurskiego miały pokazywać, jak Brejza rzekomo tworzył w inowrocławskim urzędzie miasta grupę internetowych hejterów (ojciec polityka, obecny senator KO Ryszard Brejza, był prezydentem Inowrocławia), choć nawet ówczesny rzecznik Centralnego Biura Antykorupcyjnego zaprzeczał, by hejterski wątek w ogóle istniał.

25 sierpnia 2019 r. na portalu tvp.info pojawił się artykuł "»Nie wdawać się w dyskusję, klepać [komentarze]«. Instrukcje Brejzy dla wydziału nienawiści". Autorem materiału był pracownik TVP Samuel Pereira. Tekst miał ujawniać, "jak dokładnie wyglądał osobisty udział posła Brejzy w całym procederze".

W tekście opublikowano SMS-y, które Brejza miał wysyłać do swoich współpracowników. W rzeczywistości jednak pokazane wiadomości były skompilowane z kilku osobnych, wysyłanych w różnym czasie i do różnych osób. W innym przypadku zamieniono nadawcę z odbiorcą.

Na początku stycznia 2024 r. Pereira został skazany za zniesławienie polityka KO. Sąd zdecydował, że były szef TVP Info ma przeprosić Krzysztofa Brejzę i wpłacić 15 tys. zł na WOŚP. Wyrok wciąż nie jest prawomocny.

Uprawomocnił się za to wyrok w sprawie przeciw samej TVP, która wiosną 2024 r. przeprosiła polityka za opublikowanie materiału opartego o zmanipulowane treści. Musiała mu też zapłaci 200 tys. zł zadośćuczynienia.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz