Karol Nawrocki nie wziął się znikąd. "Już wtedy chciał strącić z tronu jednego polityka", 06.08.2025


Karol Nawrocki nie wziął się znikąd. "Już wtedy chciał strącić z tronu jednego polityka"

Swoje polityczne pierwsze kroki Karol Nawrocki stawiał w miejscu, w którym dyskutuje się o przysłowiowej dziurze w chodniku. — Karol to bardzo pracowity facet. Ma niesamowitą pamięć do liczb, dat i twarzy. On nikogo nie zapomina — mówi Onetowi polityk PiS z bliskiego otoczenia prezydenta Nawrockiego. Nie wszyscy kreślą jednak laurki. Są historie, które wskazują, że nowy prezydent potrafi być także bezlitosnym człowiekiem.

6 sierpnia 2025 

— O prezydencie to pisz dobrze — śmieje się polityk PiS z otoczenia Karola Nawrockiego.

Szybko poważnieje. Daje do zrozumienia, że z Onetem ma na pieńku i z chęcią rzuciłby słuchawką.

W kampanii ujawniliśmy kilka afer związanych z Nawrockim, m.in. sprawę dotyczącą przejęcia mieszkania od pana Jerzego. A także historię o tym, czym za młodu miał zajmować się w Grand Hotelu Nawrocki — za ten ostatni tekst prezydent zdecydował się pozwać Onet.

"Nie żartuj z tego, ile prezydent wyciska"

Mój rozmówca z PiS o tamtych historiach mówić nie chce. Skupia się na tym, jakim Nawrocki jest politykiem i jakim będzie prezydentem.

— Karol to jest bardzo pracowity facet. Ambitny do bólu. Ma niesamowitą pamięć do liczb, dat i twarzy. On nikogo nie zapomina — słyszę od polityka Prawa i Sprawiedliwości. — On się naprawdę dużo uczy i ciągle chce się rozwijać. To nie jest tak, że będzie czytał coś z kartki, bo mu doradca każe. Jeśli on nie zna jakiegoś tematu, to chce przynajmniej wiedzieć, o co w tym chodzi — komentuje.

Polityk związany z prezydentem nie ma żadnej wątpliwości, że "Nawrocki to człowiek, którym sterować nie można". — Nie zrozum mnie źle. On potrafi słuchać, ale na końcu i tak będzie podejmował decyzję — mówi.

Gdy pytam o wady Nawrockiego, słyszę: — Niektórzy mówią, że Karol się szybko podpala. Czy ja wiem? Dobra rada, nigdy nie żartuj z tego, ile Karol wyciska na siłowni. Tu wiadomo, szacunek musi być — żartuje polityk PiS, przywołując słynną wymianę zdań z kampanii, kiedy to Nawrocki w mało elegancki sposób pisał do generała Piotra Pytla.

Nawrocki wiedział, że będzie z tego afera i ostatecznie pomysł odpuścił

Żarty żartami, ale wiele osób do dziś drapie się w głowę, jak człowiek bez żadnego zaplecza partyjnego i z małym politycznym doświadczeniem znalazł się w Pałacu Prezydenckim.

Karol Nawrocki doświadczenie polityczne łapał w radzie dzielnicy w Gdańsku. To dla wielu często pierwszy szczebel w społeczno-politycznej karierze. Był rok 2011. Nawrocki pracował w IPN, a społecznie pierwsze kroki stawiał właśnie w radzie dzielnicy, na Siedlcach.

W Gdańsku radni dzielnicowi w dużej mierze pracują społecznie, w mieście nie mają za wiele do powiedzenia i w porównaniu do radnych miasta mają zdecydowanie mniej narzędzi do zmiany otoczenia. Jeszcze za czasów Adamowicza (o bojach śp. prezydenta z Nawrockim w tekście będzie więcej) w Gdańsku co rusz wybuchały konflikty, bo radni dzielnicowi nie chcieli być przysłowiowym kwiatkiem do kożucha władzy.

W 2011 r. Nawrocki nie miał żadnego politycznego know-how. I nawet się z tym nie ukrywał. Chłonął wszystko dookoła i jak przystało na osobę, która zna maksymę "wiem, że nic nie wiem" stawiał mnóstwo pytań. Jeden z ówczesnych radnych dzielnicowych Jędrzej Włodarczyk wspomina tamte rozmowy z Nawrockim. — Był zaciekawiony, jak ten polityczno-społeczny świat wygląda. Dyskutowaliśmy też o historii, ale i bieżącej polityce. To były ciekawe rozmowy. Emocjonalne, konfliktowe. Ja wychodziłem z lewej strony, Karol zawsze stawiał się po prawej stronie. Potrafiliśmy jednak ze sobą rozmawiać — opisuje Onetowi Włodarczyk, dziś czołowa twarz Lewicy na Pomorzu.

Rady dzielnicy to miejska proza życia, gdzie spory dotyczą tego, czy i jaki chodnik wyremontować, albo kiedy zrobić lokalny festyn dzielnicy. Z reguły wielka polityka i rozpalające wszystkich dookoła spory światopoglądowe do rad dzielnic nie docierają. Na gdańskich Siedlcach, za czasów kadencji Nawrockiego, bywało jednak inaczej.

— Karol chciał, by w siedzibie naszej rady powiesić krzyż. Bardzo ostro się wtedy starliśmy — w rozmowie z Onetem wspomina Wojciech Widzicki, przewodniczący zarządu gdańskiej dzielnicy Siedlce.

W odpowiedzi do "krzyża Nawrockiego" radni chcieli zawiesić też inne symbole religijne i całą sprawę nagłośnić. Nawrocki wiedział, że będzie z tego afera i ostatecznie pomysł z krzyżami odpuścił. Od ówczesnych radnych dzielnicowych słyszę, że w tamtych czasach Nawrocki wiedział, kiedy się wycofać.

Już wtedy poznał podstawową zasadę polityki: by być skutecznym, musisz mieć wsparcie zaufanych ludzi.

Włodarczyk opowiada o sytuacji przed wyborami do rady dzielnicy na Siedlcach. Lokalni działacze szukali wtedy kandydatów, którzy mogliby być przeciwwagą dla stowarzyszenia związanego z ówczesną władzą w Gdańsku. — Musieliśmy zebrać zaufanych ludzi. Z mojej rekomendacji do rady weszło kilka osób lewicowych, feministka, jeden antyklerykał. Karol znalazł kilku swoich ludzi. Za jego sprawą do rady wszedł gość z Solidarności, ale też osoby związane z prawicą czy Kościołem — opowiada.

Nawrocki chciał być prezydentem Gdańska. "Jestem skromnym urzędnikiem"

W radzie dzielnicy Nawrocki mniej interesował się przysłowiowymi dziurami w chodnikach. Stawiał bardziej na kwestie patriotyczne i historyczne. Z jego inicjatywy na gdańskich Siedlcach co roku startowały lokalne marsze niepodległości. Za organizację tych wydarzeń chwalili go nawet polityczni przeciwnicy. Przyznawali, że dzielnicowe marsze niepodległości to świetna możliwość integracji wszystkich politycznych środowisk.

Włodarczyk zapamiętał Nawrockiego jako człowieka, który już wtedy miał duże, polityczne ambicje. — Co ciekawe, on zawsze dementował wszystkie polityczne plotki z jego udziałem. Swego czasu mówiło się, że może być kandydatem PiS na prezydenta Gdańska. Karol zawsze zaprzeczał. Mówił, że nie jest politykiem, tylko skromnym urzędnikiem.

Karol NawrockiPAP/Radek Pietruszka
Karol Nawrocki

W 2018 r. Nawrocki bardzo chciał zostać kandydatem na prezydenta Gdańska. Partia postawiła ostatecznie na innego, zdolnego polityka — Kacpra Płażyńskiego. W tamtym momencie Nawrocki nie miał praktycznie żadnego poparcia w lokalnych strukturach PiS.

Był już jednak kojarzony w mieście. Od roku był dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Przyszedł z nadania PiS i od początku żelazną ręką wprowadzał tam swoje porządki. Wprowadził kilkanaście poprawek do głównej wystawy, a poprzednia dyrekcja Muzeum na czele z Pawłem Machcewiczem od razu wytoczyła mu proces.

Nawrocki idzie na wojnę z historykami i Adamowiczem

— Za sprawą Pawła Machcewicza, blisko 30 lat po upadku komunizmu, polscy bohaterowie tacy jak Irena Sendlerowa, Polacy z WMG, ofiary sowieckich zbrodni z roku 1937 czy rotmistrz Witold Pilecki, żeby zaistnieć w świadomości gości Muzeum II WŚ, muszą stać się przedmiotem postępowania sądowego — w 2018 r. komentował w rozmowie z Onetem dyrektor Nawrocki, który już wtedy przedstawiał się jako bojownik o prawdę historyczną.

Druga strona sporu nie szczędziła ostrych słów. Nawrocki był oskarżany o to, że wprowadza w Muzeum cenzurę i za nic ma prawa autorskie twórców wystawy. I że jest człowiekiem, który realizuje politykę historyczną zgodną z linią Prawa i Sprawiedliwości.

Mający pełne poparcie rządzącej wówczas w Polsce wierchuszki PiS, nic sobie z tych zarzutów nie robił.

Czując wsparcie "z centrali", nie bał się atakować silnego w Gdańsku prezydenta Pawła Adamowicza.

Paweł AdamowiczPiotr Olejarczyk / Onet
Paweł Adamowicz

"1 września 2017 roku na Westerplatte Paweł Adamowicz skończył się jako samorządowiec" — komentował Nawrocki, nawiązując do incydentu, jaki miał miejsce podczas obchodów wybuchu II wojny światowej.

Adamowicz nie pozostawał dłużny. W rozmowie z Onetem oskarżył go o to, że obsesyjnie widzi wszędzie "Niemców, gejów i lewaków". — Ta nowomowa uskuteczniana dziś przez Karola Nawrockiego to nic innego jak gomułkowskie nawoływanie do czyszczenia "złogów", popularne ostatnio także u posła PiS Jarosława Kaczyńskiego — mówił Adamowicz.

Włodarz Gdańska miał bardzo złe zdanie o Nawrockim, twierdząc, że legitymuje się słabym dorobkiem naukowym i że jest raczej komisarzem politycznym niż historykiem z prawdziwego zdarzenia.

Tak wyglądałaby kampania, gdyby PiS postawił na Nawrockiego

Między Adamowiczem a Nawrockim iskrzyło szczególnie w trakcie "współczesnej wojny o Westerplatte". Prezydent Gdańska oceniał, że Nawrocki jest narzędziem w rękach ministra kultury do przejęcia od miasta terenów Westerplatte.

W 2018 r. Nawrocki zaproponował, że MIIWŚ kupi od miasta tereny Westerplatte za 2 mln zł. Adamowicz ofertę odrzucił. Nie szczędził też ostrych słów w stosunku do PiS i do Nawrockiego.

W PiS słyszę teraz, że Adamowicz rozgrywał tamten temat "politycznie po mistrzowsku". — Adamowicz rywalizował wtedy także z Platformą. Zaostrzał jak mógł konflikt z PiS, by jawić się jako jedyny obrońca przed Kaczyńskim. Temat Westerplatte, który rzekomo PiS chce zabrać gdańszczanom, mu w tym pomagał — komentuje jeden z polityków PiS, który do dzisiaj pozostaje w bliskim otoczeniu nowego prezydenta.

Nawrocki grał jednak w swoją grę, pokazując "pisowskim ultrasom", że "w walce o prawdę" jest bezkompromisowy i że Adamowicza się nie boi. Nazywał prezydenta Gdańska "skompromitowanym szaleńcem". A w pewnym momencie skierował do Adamowicza następujący apel: "pójdź na dno sam, nie ciągnij ani Gdańska, ani Westerplatte".

Można zakładać, że gdyby w 2018 r. PiS postawił w Gdańsku na Nawrockiego, cała kampania prezydencka byłaby utrzymana właśnie w tak ostrym, konfrontacyjnym tonie.

Karol NawrockiLeszek Szymański / PAP
Karol Nawrocki

Miotła w IPN

Nawrocki jednak nie został namaszczony przez PiS i musiał obejść się smakiem. Do dziś w PiS słychać głosy, że niedoszły kandydat na prezydenta Gdańska był taką decyzją mocno rozczarowany.

— To jest człowiek arcybezwględny, bez żadnych skrupułów. Już lata temu było czuć, jakim politykiem będzie Nawrocki. Ale kto wie, może w dzisiejszych czasach takie cechy przydadzą się polskiemu prezydentowi? — zastanawia się jeden z pomorskich polityków PiS. Delikatnie rzecz ujmując, nie pała on miłością do Nawrockiego, ale i tak uważa, że "jest on lepszy niż Trzaskowski".

Wracając do Westerplatte, w 2019 r. na mocy specustawy teren ten trafił do Skarbu Państwa. Prezydent Adamowicz już tego nie doczekał.

Nawrocki dalej robił karierę. W 2021 r. został prezesem IPN. W instytucji znalazły zatrudnienie osoby związane z PiS, m.in Agnieszka Kamińska, prezeska Polskiego Radia w latach 2020-2023, Dariusz Drelich, czyli były wojewoda pomorski za czasów PiS oraz Marcin Zarzecki, który w przeszłości był prezesem Polskiej Fundacji Narodowej.

Osoby, które nie pasowały do wizji Nawrockiego, pracę w IPN traciły. Szerokim echem odbiła się sytuacja historyka Michała Siedziaki, który miał zostać zwolniony z instytutu po wydaniu książki przez wydawnictwo niezwiązane z IPN.

Z kolei członek kolegium IPN prof. Grzegorz Motyka mówił Wirtualnej Polsce, że "w ciągu ostatniego roku podczas kolegium omawiano więcej spraw pracowniczych niż w ciągu poprzednich kilku lat w Radzie IPN". — Za każdym razem były to sytuacje, które dotyczyły pracowników, których brutalnie wyrzucano — tłumaczył.

I dawał przykłady wyrzuconych pracownic. Kobiety miały stracić pracę, bo zaśmiały się, gdy prezes IPN stwierdził, że w instytucie wszyscy świetnie zarabiają i dostali duże podwyżki.

Przed Nawrockim ostrzegał też inny historyk, prof. Antoni Dudek. — To jest człowiek brutalny i trzeba sobie z tego zdawać sprawę, że jego brutalność w IPN ma dzisiaj ograniczony zasięg — mówił.

Sprawy w prokuraturze i Grand Hotel

W styczniu "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że obecny kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Karol Nawrocki korzystał z apartamentu w Muzeum II Wojny Światowej przez ponad pół roku i za to nie płacił. Miało to miejsce w czasach rządu PiS, gdy Nawrocki pełnił funkcję dyrektora MIIWŚ. On sam zaprzeczał, że mieszkał w apartamencie przez ponad 200 dni. Twierdził, że choć rezerwacje były dokonywane na jego nazwisko, to apartament służył do spotkań służbowych z gośćmi z kraju i za granicy. Według jego słów prowadził w ten sposób "dynamiczną politykę międzynarodową".

W lutym Prokuratura Okręgowa wszczęła w tej sprawie śledztwo.

13 czerwca Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Śródmieście wszczęła dochodzenie w sprawie przejęcia mieszkania Jerzego Ż. przez Karola Nawrockiego i jego małżonkę. Chodzi o podejrzenie, dokonanego w latach 2012-2017, oszustwa na szkodę mężczyzny. Onet pisał o tej sprawie jako pierwszy.

Śledczy precyzowali, że pan Jerzy mógł zostać wprowadzony w błąd "przy zawieraniu umowy przedwstępnej sprzedaży nieruchomości i pełnomocnictwa, co do zamiaru uiszczenia całej ceny za sprzedaż nieruchomości oraz co do zapewnienia mu opieki i pomocy w życiu codziennym w zamian za przeniesienie jej własności, a następnie zawarcie w jego imieniu na podstawie uzyskanego pełnomocnictwa umowy sprzedaży nieruchomości na swoją rzecz, czym działano na szkodę pokrzywdzonego".

Pod koniec maja Onet ujawnił, że Karol Nawrocki miał uczestniczyć w procederze sprowadzania prostytutek dla gości Grand Hotelu w Sopocie, gdy pracował tam jako ochroniarz. Twierdzą tak jego dawni koledzy z ochrony, z którymi rozmawialiśmy.

Za ten tekst Karol Nawrocki zdecydował się pozwać Onet. Nie zrobił tego jednak w trybie wyborczym.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz