Kto zbawi Polskę? Zbrodniomyśl: Jarosław już tego wózka nie uciągnie [OPINIA], 12.05.2025


 

PiS zajmował się Trumpem. "Zlekceważyli sprawę, która im wybuchła w rękach"

- Taki dokument można przy pomocy bardzo prostych urządzeń przygotować, więc proszę zostawić tę sprawę, ja znam wyniki badań, także amerykańskich, jeżeli chodzi o to, kto wygra i wiadomo, że oni w tej chwili robią wszystko, żeby się ratować – mówił Jarosław Kaczyński pytany o oświadczenie, w którym Karol Nawrocki zobowiązał się do dożywotniej opieki nad panem Jerzym, od którego przejął mieszkanie. Jak wiemy, kandydat PiS na prezydenta obiecanej opieki nie sprawował.

Po tym, gdy dziennikarze zasugerowali w odpowiedzi na słowa Kaczyńskiego, że może Nawrocki powinien zwrócić się do grafologa, prezes PiS odparł: – Co z tego może grafolog… nie ma pani zielonego pojęcia, co może, a czego nie może grafologia – stwierdził. Zapytany o to, czy ktoś sfałszował podpis kandydata PiS na prezydenta, Jarosław Kaczyński odpowiedział: Wcale nie jestem pewien, czy nie sfałszował.

– Oni [PiS] mówią tak, że ten papier zapewne pochodzi z teczki w ABW. I teraz władza wypuszcza te dokumenty, żeby zniszczyć Karola Nawrockiego na ostatniej prostej kampanii prezydenckiej. To jest ich wersja. Jarosław Kaczyński też sugeruje, że to może być jakieś fałszerstwo. I tu można zrobić taką paralelę do 2005 roku, kiedy były wybory prezydenckie – a Włodzimierz Cimoszewicz został trafiony fałszywką – mówi w "Stanie Wyjątkowym" Jacek Gądek z "Newsweeka".

– Napędzają narrację, że to może być fałszerstwo. Nawiązują do autentycznego zdarzenia, które po prostu zniszczyło wówczas faworyta w wyborach prezydenckich – dodaje.

W 2005 r. trzech kandydatów szło łeb w łeb. Lech Kaczyński, Donald Tusk i Włodzimierz Cimoszewicz mieli po dwadzieścia kilka procent poparcia. Wtedy przed komisję śledczą ds. PKN Orlen trafiła była asystentka społeczna Cimoszewicza Anna Jarucka. Pokazała ksero dokumentu, w którym Cimoszewicz rzekomo upoważnił ją do zmiany treści jego oświadczenia majątkowego w kwestii akcji PKN Orlen, które nie były do niego wpisane. Okazało się, że podpis na kwicie był podrobiony, a sprawa doprowadziła do tego, że Cimoszewicz wycofał się z wyborów prezydenckich. Faworytem został Donald Tusk. Podejrzewano, że to wszystko było uknute przez polityków Platformy.

– Wracając do tego, co mówią ludzie w Prawie i Sprawiedliwości, to oni trochę uspokajająco mówią, że to mieszkanie to jeszcze nie jest killer. Taki frazy używają. To nie zabije kandydatury Karola Nawrockiego. Gdyby to wybuchło tydzień później, na parę dni przed wyborami, wtedy byśmy się z tego nie wygrzebali. Nie było nawet najmniejszej szansy, żeby się wygrzebać. A teraz jeszcze mają taką perspektywę, że jeszcze się uda. Kolejne wątki wypływają. Ale oni mówią tak: każdego dnia coś wypływa, szykujemy jakąś odpowiedź i staramy się jechać z własną kampanią. Tylko kłopot w tym, że czas na własną kampanię po prostu już jest zajęty przez sprawę mieszkania. Im jest bardzo trudno prowadzić tę kampanię. A jeszcze, jeśli się prokuratura zabierze za Karola Nawrockiego za to, że oto w akcie notarialnym poświadczone w istocie nieprawdę, to może być krucho z Nawrockim – ocenia Gądek.

– Rozmawiamy o tej sprawie niemal codziennie i wszyscy wiemy, że sztab PiS wiedział, że taka sprawa jest. Błagam, wyjaśnij mi teraz logicznie, co się wydarzyło, że sztab Karola Nawrockiego strzelił sobie w oba kolana. [Nawrocki] powiedział 17 różnych wersji. Nie wiedział, jak tego kandydata zmobilizować, żeby on mówił to samo, co sztab? Co się wydarzyło? – zastanawia się Dominika Długosz z "Newsweeka".

Zdaniem Gądka, w PiS–ie zbagatelizowali tę historię. – Mieli taką wiedzę, nawet parę miesięcy temu i ją zbagatelizowali. I Karol Nawrocki – to relacjonowali mi ludzie z PiS–u – miał mówić, że to jest czyste, nie ma co tym się zajmować. Oni nawet dzisiaj mówią, że dla Karola Nawrockiego ta historia to jest kosmos. To jest rzecz absolutnie wyolbrzymiona, po prostu nierealna. Ale z drugiej strony w tym PiS–ie mówią tak, że przecież to jest jasne, że Karol Nawrocki, przejmując formalnie to mieszkanie od pana Jerzego, miał intencję, żeby w przyszłości to było mieszkanie dla jego syna Daniela. Taki zamysł miał stać za przyjęciem tego mieszkania. To był motor napędowy całej tej historii i oni – przecież Trójmiasto nie jest takie duże – o tym wiedzieli i to zbagatelizowano w momencie, kiedy ta sprawa wybuchła tuż przed majówką. To Andrzej Stankiewicz i Jacek Harłukowicz pisali. No to czym się w PiS–ie zajmowano? Donaldem Trumpem. Tym się zajmowali – Gabinetem Owalnym, komunikacją wielkiego sukcesu, zdjęciami. Zlekceważyli sprawę, która im wybuchła w rękach – mówi Gądek.

onet

Kto zbawi Polskę? Zbrodniomyśl: Jarosław już tego wózka nie uciągnie [OPINIA]

Czy wyobrażają sobie państwo PiS bez Jarosława Kaczyńskiego? Ja nie. Kto niby miałby zająć miejsce "Polskęzbawa"? Nie, to nie moje określenie najjaśniejszego prezesa, słońca Żoliborza, bynajmniej. Tak jeszcze kilka lat temu krzyczeli na wiecach wyborcy PiS: "Jarosław, Polskę zbaw!".


Dziś nie tylko wśród wyborców tej partii wiara w nadprzyrodzone moce prezesa osłabła, ale – co ważniejsze – nawet wśród prominentnych działaczy coraz częściej pojawia się zbrodniomyśl, że Jarosław już tego wózka nie uciągnie.

Sam Kaczyński chyba jest coraz bardziej świadom, że czas politycznej emerytury nieubłaganie nadchodzi, bo wśród członków ścisłego kierownictwa PiS miał niedawno powiedzieć, że nie wystartuje w najbliższych wyborach na szefa partii, które mają się odbyć jeszcze w tym roku. Jednocześnie zapowiedział, że wskaże na swojego następcę Mariusza Błaszczaka. Gdyby tak się stało, dla PiS byłby to przełom kopernikański. Kaczyński oczywiście już wiele razy ogłaszał w zaufanym gronie, że o przywództwo walczył nie będzie, głównie po to, by ujawnili się potencjalni Brutusowie. Potem zmieniał zdanie i ponownie stawał na czele PiS. Tak było m.in. w 2024 r., gdy po zapowiedzi, że w wyborach prezesa w 2025 r. nie będzie kandydował, Morawiecki publicznie ogłosił, że chętnie go zastąpi, i walka potencjalnych delfinów rozgorzała na całego. By uspokoić partyjne nastroje, Kaczyński dokonał szybkiej autokorekty i oświadczył "nie chcę, ale muszę", deklarując, że upływająca kadencja nie będzie jego ostatnią.

Jednak od tego czasu sporo się zmieniło. PiS straciło władzę w 2023 r., a po raz pierwszy od powstania tej partii, czyli od 24 lat, pojawiło się realne zagrożenie, że jej kandydat nie wejdzie do drugiej tury wyborów prezydenckich. Wszak może go wyprzedzić kandydat Konfederacji Sławomir Mentzen. Już samo to pokazuje, w jakim miejscu jest PiS, partia, która od powstania w 2001 r. wygrywała wybory prezydenckie, poza epizodem, gdy po katastrofie smoleńskiej na krótkie mgnienie do pałacu przy Krakowskim Przedmieściu wprowadził się kandydat PO Bronisław Komorowski. To świadczy jasno, że eksperyment z "kandydatem obywatelskim" Karolem Nawrockim, który sam siebie nazywa "decyzją prezesa", jak na razie średnio wypalił.

To Kaczyński zdecydował, że kandydatem PiS na najważniejszy urząd w państwie (przynajmniej nominalnie) będzie szerzej nieznany historyk z Wybrzeża, z upodobaniem do boksu i półświatka. Wybrał Nawrockiego, bo obawiał się, że kampania prezydencka na tyle wzmocni Czarnka czy Morawieckiego, że po wyborach, których pewnie i tak nie wygrają, odbiorą mu partię. Żaden z potencjalnych delfinów przeciwko kandydaturze Nawrockiego-Batyra nie protestował, po cichu licząc, że prezes pośliźnie się na nim jak na skórce od banana, a wtedy sam dojdzie do wniosku, że polityczny zmysł go zawodzi i czas oddać partię młodszym. Ten scenariusz zdaje się właśnie materializować.

Po wybuchu afery mieszkaniowej, w której jak na dłoni widać, jakim człowiekiem jest Nawrocki, nawet najbardziej lojalni wobec Kaczyńskiego pisowcy łapią się za głowy. Publicznie muszą bronić "decyzji prezesa", ale w nieoficjalnych rozmowach słychać utyskiwania, że jak to się w ogóle stało, że prezes postawił na kogoś takiego?! Nawrocki nigdy nie został dokładnie sprawdzony, bo nie kandydował w wyborach parlamentarnych. Służby, owszem, sprawdzały go, kiedy ubiegał się o fotel prezesa IPN, ale były to służby pisowskie, które – jak widać – nie przyłożyły się specjalnie do roboty.

Jeśli Nawrocki przegra wybory, będzie to osobista porażka Kaczyńskiego. W partii mogą się wtedy pojawić głosy, że jeśli PiS chce jeszcze kiedyś wygrać, musi wymienić przywództwo. Kaczyński o tym wie, stąd deklaracje o możliwej emeryturze i potencjalnym wskazaniu Błaszczaka na następcę. Błaszczak charyzmą nie grzeszy, ale z punktu widzenia Kaczyńskiego ma jedną zaletę – jest wobec niego bezgranicznie lojalny, a więc to on dalej będzie trzymał lejce. Jednak Błaszczak na czele PiS to rozwiązanie tymczasowe. Czarnek, Morawiecki, Ziobro i Jaki szybko podniosą głowy, a wtedy zacznie się prawdziwa walka o przywództwo na prawicy. Rację ma prof. Rafał Chwedoruk, mówiąc, że najciekawsze w polskiej polityce zacznie się dzień po wyborach prezydenckich.

onet

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz