Kulisy lipcowej rekonstrukcji rządu. Ma powstać superministerstwo
Premier zapowiedział, że lipcowe zmiany w rządzie nie ograniczą się do roszad personalnych. Ma się zmienić nie tylko to, kto siedzi na którym stołku, lecz cała struktura Rady Ministrów. Ale to wymaga konsultacji z koalicjantami.
W tej chwili w kuluarach krąży kilka teorii na temat tego, jak będzie przebiegać rekonstrukcja. Na pewno należy spodziewać się "zmniejszania przez łączenie" czyli scalania resortów w większe ministerstwa z szerszymi kompetencjami. Mówi się, że w nowym rządzie miałby pojawić się wicepremier ds. gospodarki, którym zostanie prawdopodobnie minister finansów Andrzej Domański. Do superresortu należałyby ministerstwa finansów, funduszy regionalnych i aktywów państwowych. Podobno rozważane jest także, czy nie dołączyć do tego resortów środowiska i przemysłu.
Ale są też inne możliwości, np. nauka, edukacja i sport w jednym resorcie oraz połączenie przemysłu, rozwoju i infrastruktury. Albo środowisko i przemysł razem, a infrastruktura z rozwojem.
Każdy z koalicjantów ma oddać resort
Ministrowie bez teki mieliby wejść do resortów. Trzy ministry równości, polityki senioralnej i społeczeństwa obywatelskiego dołączyłyby do struktury ministerstwa rodziny, a minister ds. Unii Europejskiej do ministerstwa spraw zagranicznych.
Te roszady sprawiłyby, że teki konstytucyjnych ministrów straciliby najpewniej ministra przemysłu Marzena Czarnecka, minister aktywów państwowych Jakub Jaworski, minister nauki Marcin Kulasek, minister sportu Sławomir Nitras, minister rozwoju Krzysztof Paszyk, ministra funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Ministrowie Katarzyna Kotula, Marzena Okła-Drewnowicz, Adriana Porowska i Adam Szłapka weszliby do innych resortów jako wiceministrowie odpowiedzialni za swoje dotychczasowe dziedziny. Każdy z koalicjantów miałby oddać przynajmniej jeden resort.
Kto pożegna się z Radą Ministrów?
Jednocześnie zwolnieni zostaliby wiceministrowie polityczni, czyli prawie wszyscy. Do tej pory wszystkie partie koalicyjne miały swoich przedstawicieli w każdym ministerstwie. W efekcie mamy resorty, gdzie jest po 7 wiceministrów, jak w finansach czy w sprawach zagranicznych, bo ministrowie powiedzieli, że owszem zatrudnią koalicjantów, ale potrzebują także specjalistów do prawdziwej pracy. Teraz mieliby zostać tylko specjaliści.
Przy okazji rekonstrukcji premier chciałby także wymienić ministrów, którzy nie spełniają jego oczekiwań. Do tych zalicza się np. Izabela Leszczyna, ministra zdrowia, która już teraz skupia sporo społecznego niezadowolenia, a poważne problemy w służbie zdrowia zaczną się w drugiej połowie roku. Kolejne nazwisko to Paulina Hennig-Kloska, ministra klimatu i środowiska, którą premier próbuje wymienić od prawie dwóch lat, ale Szymon Hołownia nieustannie broni jej jak niepodległości. Jeśli jednak dostanie ultimatum "wszyscy oddają po resorcie, to i ty musisz zwolnić jedną ze swoich", będzie musiał wybrać albo ministrę funduszy, albo klimatu. Zapewne nic nie jest mu na rękę. W kuluarach mówi się, że Włodzmierz Czarzasty nie ma tego problemu i spokojnie poświęci swoich ministrów za realizację umowy koalicyjnej, czyli zmianę na stanowisku marszałka Sejmu.
Wciąż niejasna jest przyszłość Adama Bodnara. Coraz częściej premier mówi o niewystarczającym tempie rozliczeń i o niezadowoleniu wyborców. W rządzie słychać, że stanowisko Bodnara powinien zająć ktoś bardziej stanowczy. Tusk jest bowiem na razie przekonany, że jeśli PiS nie zostanie rozliczony, to nie ma co nawet marzyć o stworzeniu nowego gabinetu za dwa lata. Niezależnie od tego, ile zrobi rekonstrukcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz