Kulisy starcia ministra Sikorskiego. Rubio “dostał prikaz” lub chciał ugłaskać Muska
Starcie ministra Sikorskiego z Elonem Muskiem i Marco Rubio przypomniało Amerykanom, że szef polskiej dyplomacji nie należy do potakiewiczów.
Marco Rubio nazywano “księciem koronnym Partii Herbacianej”. W 2010 roku w wieku zaledwie 39 lat jako członek Izby Reprezentantów stanowej legislatury rozgromił dwóch rywali w wyborach do Senatu USA. Zaraz po drugim zwycięstwie Obamy zaczął wysyłać sygnały, że marzy mu się prezydentura.
Resztka godności pękła
Wystartował trzy lata później i nieźle sobie radził. Młody, charyzmatyczny, znakomicie przygotowany, podczas prawyborczych debat robił wrażenie szczerego, emanował autentycznymi emocjami. Aż rozbił się o mur chamstwa Donalda Trumpa. Pomarańczowy dziadyga zdegradował młodego “księcia” do “malucha” i “smarkacza”. A ten – jak wiele ofiar przemocy – zapałał psią wiernością wobec swego gnębiciela.
Oczywiście jest w tym trochę politycznego wyrachowania. Studentom Florida International University Rubio tłumaczył kiedyś: “Jak masz fotel w legislaturze, możesz go stracić tylko w jeden sposób: jeśli podczas prawyborów dasz się przelicytować na konserwatyzm. Nigdy nie pozwól, żeby zaszli cię z prawej flanki. (…) Nie mówię, że tak powinno być, ale tak jest. To nie wykłady z teorii państwa i prawa, tylko z wiedzy politycznej.”
Wrócił zatem do Senatu i popierał linię republikańskiego lokatora Białego Domu, choć z zastrzeżeniami. W 2019 r. wniósł projekt ustawy, która uniemożliwiłaby Trumpowi jednostronne zerwanie traktatu północnoatlantyckiego oraz drugiej, niepozwalającej znieść sankcji wobec Rosji. Putina nazywał gangsterem, terrorystą, hersztem mafii. Ostrzegał przed wyborczymi ingerencjami Moskwy na Zachodzie.
Początkowo głosował za pomocą militarną dla Kijowa, ale gdy szanse Trumpa na powrót zaczęły rosnąć, zmienił front i wiosną zeszłego roku sprzeciwił się odblokowaniu kolejnej transzy. Po nominacji na sekretarza stanu oświadczył, że szanuje bohaterstwo ukraińskich żołnierzy, lecz “dalsze finansowanie militarnego impasu nie ma sensu, i nie trzeba być miłośnikiem Putina, starczy zdrowy rozsądek, by rozumieć konieczność zakończenia wojny w drodze negocjacji”.
Kiedy szef i wiceszef pastwili się nad Wołodymyrem Zełenskim w Gabinecie Owalnym, Rubio skamieniał z martwym wzrokiem wbitym w jeden punkt. Był zdegustowany? Przerażony? Zawstydzony? Może myślał: przełknąłem już tyle, że przełknę i to, a za cztery lata sam usiądę przed tym kominkiem zamiast w bocznej ławce. Trudno orzec, bo starannie skrywał wszelkie emocje, których dawniej nie skąpił publice. Jeśli coś w nim pękło, to resztka godności.
W tweecie do szefa polskiej dyplomacji powtórzył schemat ataku na Zełenskiego: “okaż trochę wdzięczności, powinieneś dziękować Ameryce, bo bez nas Rosja stałaby na granicy z Polską”. Musiał mocno zacisnąć zęby, by te nieprzystające mocarstwu, odzwierciedlające kompleksy Trumpa pretensje zamieścić na X w obronie faceta, który jest nikim. To znaczy: nie pełni w rządzie żadnej oficjalnej funkcji.
Prerogatywy wcinania się w amerykańską politykę – a teraz również strategię militarną – zapewniło Muskowi 300 milionów dolarów, którymi wsparł kampanię prezydencką. Pieniądze dały mu również wyższą od Rubio pozycję wśród dworzan Trumpa.
Sekretarz stanu ostro starł się z właścicielem Tesli na ubiegłotygodniowym posiedzeniu rządu, a capo di tutti capi nie lubi wewnętrznych sporów psujących wizerunkowy monolit przywracania Ameryce wielkości. Rubio dostał zatem prikaz, by stanąć po stronie adwersarza obrażającego Sikorskiego, albo zrobił to sam z siebie, by ugłaskać Muska i Trumpa oraz restytuować rzeczoną monolityczność.
Starcie ministra Sikorskiego. Szacun Waszyngtonu
Od ponad 35 lat mieszkam w Stanach, zajmuję się tutejszą polityką, i szczerze mówiąc, Radosława Sikorskiego znam tylko z jego wizyt za oceanem. Na tle wcześniejszych wystąpień ministra, kontrowersyjny – zdaniem niektórych – wpis specjalnie nie zaskakuje. Pamiętam, co przed rozmowami o tarczy antyrakietowej pisał w “Washington Post”.
“Dla Polski USA jest obcym krajem, w którym mało kto wie, że dostajemy od UE 120 mld dol., zaś amerykańska pomoc wojskowa wynosi 30 mln, z czego sporo idzie na Irak i Afganistan. Nie zależy nam na wizach. Moskwa wydaje na zbrojenia siedem razy więcej niż pięć lat temu, więc nie zadowolimy się werbalnymi gwarancjami bezpieczeństwa.” Innymi słowy, cenzuralnie wyrażał tę samą myśl, co w rozmowie z Jackiem Rostowskim, która wywołała straszliwą burzę.
Z Amerykanami rozmawiałem sporo na temat Sikorskiego, gdy zrezygnował ze stanowiska ministra obrony narodowej w rządzie Jarosław Kaczyńskiego. Przedstawiciele administracji nie wypowiadali się oficjalnie na temat decyzji obcego rządu, ale off the record usłyszałem, że “bardzo cenili” eksministra za “umiejętność perspektywicznego myślenia, szerokie horyzonty i szczerość ułatwiającą wzajemne zrozumienie”.
“New York Times” pisał wówczas: “Minister obrony zrezygnował wskutek poważnej różnicy zdań z premierem i prezydentem, którzy oczyszczanie władz z dawnych komunistów zamienili w krucjatę. Według analityków, odejście Sikorskiego pozbawi nacjonalistyczno-konserwatywny rząd ministra, który rozpoczął reformę sił zbrojnych, podjął decyzję o posłaniu do Afganistanu nowych oddziałów i rozpoczął z USA negocjacje na temat tarczy antyrakietowej.”
W Centrum Studiów Strategicznych i międzynarodowych Zbigniewa Brzezinskiego usłyszałem, że odejście Sikorskiego wywrze negatywny wpływ na interesy Polski. Właśnie on bowiem w rozmowach z administracją Busha o tarczy antyrakietowej żądał gwarancji, że instalacja przysporzy naszemu krajowi miejsc pracy, a zgoda Polski na umieszczenie antyrakiet zaowocuje transferem nowoczesnych technologii.
Sam Brzeziński stwierdził, że dymisja oznacza “poważne osłabienie Polski” w kontekście negocjacji z USA i pogłębienie izolacji kraju na arenie międzynarodowej, poprzez “wyeliminowanie z rządu jedynej osoby, która dobrze orientowała się w globalnych kwestiach strategicznych i politycznych.”
Starcie ministra Sikorskiego. Co widział Elon Musk?
Krótko mówiąc, Sikorski nie jest w Waszyngtonie postacią nieznaną. Przeciwnie środowisko owo nie tylko dobrze go zna, ale również szanuje. Zresztą wszyscy chyba wiedzą, że mieszkał w USA, pracował jako ekspert stołecznych think tanków i komentator, wziął ślub z Amerykanką – nagrodzoną Pulitzerem publicystka i pisarką Anne Applebaum. Wedle moich rozmówców, rozumie Stany lepiej niż większość warszawskich polityków, zwłaszcza to, że silnego może bawić rozmowa z potakiewiczem, ale nie będzie go szanował.
Nazywając szefa polskiej dyplomacji “małym człowieczkiem”, Musk obraził nasz kraj, a nie tylko Sikorskiego personalnie. Przynajmniej ja to tak odebrałem – poczułem się urażony. Polityka polityką, lecz z perspektywy Nowego Jorku naprawdę nie pojmuję, dlaczego rzekomo prawdziwi patrioci cieszą się, że zaburzony emocjonalnie chłystek, którego nikt w tej ojczyźnie demokracji nie wybrał na żadne stanowisko, wpływy sobie kupił, publicznie znieważa ministra spraw zagranicznych Polski.
Może nie szanuje naszego kraju, bo zobaczył, jak prezydent RP wyciera korytarze, czekając na jego kumpla Donalda, by uzyskać posłuchanie trwające – wedle różnych źródeł – 7, 10 czy nawet całe 15 minut?
Obsesja Muska. Dlaczego tak miesza w Europie? “To jego modus operandi, chce przemodelować świat”
“Nie ma sensu, żeby Ameryka płaciła za obronę Europy”, “Ani grosza więcej na Ukrainę” – to jego ostatnie wpisy na X. Praktycznie nie ma dnia, żeby Elon Musk nie uderzał w Europę. “Mąci w Europie”, “Bierze się za Europę”, “Dąży do zmiany władzy w państwach europejskich” – grzmią co chwilę media. W Polsce starł się z szefem MSZ, w Niemczech poparł AfD, w Wielkiej Brytanii domagał się odejścia premiera, a ostatnio zabrał się za Rumunię. Dlaczego Musk tak uparł się na Europę? I od czego to się zaczęło?
“To szaleństwo” – zareagował kilka dni temu na X Elon Musk, gdy rumuńskie Centralne Biuro Wyborcze odrzuciło możliwość startu w wyborach prezydenckich Calina Georgescu. Przypomnijmy, to skrajnie prawicowy, prorosyjski polityk, który w zaskakujący sposób wygrał I turę wyborów, po czym – gdy wykryto, jak Rosja przy nich manipulowania – wybory unieważniono.
Ponowne mają się odbyć w maju, ale póki co Georgescu został z nich wykluczony. Po tej decyzji w Rumunii zawrzało, wybuchły zamieszki, doszło do starć z policją. “Europa jest teraz dyktaturą, Rumunia jest we władzy tyranii!” – grzmiał Georgescu.
W tym czasie jego przeciwnicy przekrzykiwali się w mediach społecznościowych, że to Musk chce go na prezydenta. “Najbogatszy człowiek świata, prawa ręka najpotężniejszego człowieka świata, próbuje za wszelką cenę wprowadzić na szczyty władzy w Rumunii prorosyjskiego oficera, po to, aby umieścić Rumunię w rosyjskiej strefie wpływów” – reagowali.
Elon Musk wspierał Georgescu już wcześniej. Krytykował też Rumunię, gdy ta w listopadzie unieważniła wybory. A także w lutym, gdy “przyjaciel Putina” został zatrzymany przez policję. Szef rumuńskiej dyplomacji, Emil Hurezeanu, oświadczył wtedy, że wszystkie posty Muska można uznać za próbę ingerencji w wybory w innym kraju.
Jak wiemy, w przypadku Muska to nie pierwszy taki przypadek. Żadna nowość. Tyle że skala robi się już coraz większa.
“Musk chce rozwalić UE”, “Chce zmiany władz w Europie”
W tym roku Musk włączył się już w kampanię wyborczą w Niemczech. – Walczcie o wspaniałą przyszłość dla Niemiec – tak zagrzewał do boju Alternatywę dla Niemiec (AfD). Wychwalał ją też na X.
Domagał się również wyborów w Wielkiej Brytanii. Pisał na X, że Brytyjczycy nie chcą obecnego rządu, że Keir Starmer musi odejść. I wsparł skrajnie prawicową partię Reform UK, której lider Nigel Farage doprowadził do referendum ws. wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.
Widzimy też, że niemal każdego dnia nieustannie uderza w Europę. O atakach bezpośrednio skierowanych w Ukrainę nie wspominając. To im zarzucił nawet ostatnią awarię serwisu X. Do całej listy ataków doszedł też ostatni – w szefa polskiego MSZ.
Wszystko razem zaczyna już wyglądać tak, jakby Musk miał jakąś obsesję na punkcie Europy.

“Musk chce UE po prostu rozwalić”, “Mąci w Europie”, “Chce zmiany władz w Europie”, “Próbuje ingerować w politykę UE”, “Chce skolonizować Europę”, “Idzie po władzę w Europie”, czy po prostu “Europejskie ambicje Muska” – wystarczy zacytować kilka ostatnich nagłówków w mediach, by mieć dosadny obraz rzeczywistości.
Najbogatszy człowiek świata poparł nawet pomysł budowy tunelu transatlantyckiego, który miałby połączyć Nowy Jork z Londynem. Szukał też nowej siedziby w Europie (polski Głogówek wyszedł nawet z ofertą). Wreszcie, wystarczy przypomnieć samo jego hasło: “Czas uczynić Europę znowu wielką”.
Europosłowie: “Dziwnie się zachowuje”, “To jego modus operandi”
– Elon Musk nie tyle ma obsesję na punkcie Europy, ile jest to jego modus operandi. Czyli sianie burzy, rzucanie wyzywających haseł i prowokacja reakcji z drugiej strony, a to wszystko podlane egotyczno-narcystycznym sosem. On chciałby przemodelowywać świat, w pierwszej kolejności Stany i Europę, na modłę rządów o charakterze silnej ręki, autokratycznych – komentuje w rozmowie z naTemat Michał Wawrykiewicz, europoseł KO, członek delegacji PE ds. stosunków z USA.
– Być może w pewien sposób imponuje mu ta siła i skupienie władzy w jednym ręku i chciałby, aby tak były rządzone USA, UE i w ogóle kraje Europy. Ale to jest niewykonalne. Tu następuje zderzenie z rzeczywistością, głębokim kulturowym uwarunkowaniem. Bo to nie jest model dla Europy i USA. I Europa opiera się temu skutecznie. I po prostu pewnych nadmiernie autokratycznych działań nie da przeprowadzić i w Europie, i w USA – podkreśla.
Andrzej Halicki, europoseł KO, komentuje poczynania Muska: – Dziwnie się zachowuje. Jego komentarze są niedyplomatyczne, ale jak rozumiem, w polityce znalazł się przypadkiem. A ponieważ jest dziś blisko amerykańskiej administracji, ja bym tego nie bagatelizował. Jednak uderzając w UE, najbardziej uderzył sam w siebie i w swoje ukochane przedsięwzięcie. Bo takie działania są bardzo szybko weryfikowane.
Ogromne spadki Tesli to dziś prawdziwy fenomen.
– Próby wpływania z zewnątrz raczej nie przynoszą skutku i nie bardzo też podobają się wyborcom. Mieliśmy już efekt zwracania Tesli i demonstracje przed jego salonami. Myślę, że Elon Musk na koniec zobaczy, że bardziej szkodzi niż pomaga. Ale to już Amerykanie muszą zdecydować, czy pozwalają na takie komentarze i sposób zachowania. A my w Europę musimy robić swoje. Bo silna Europa jest partnerem, z którym trzeba się liczyć. A słaba pozostaje partnerem, z którym można liczyć się mniej – podkreśla Andrzej Halicki.
Musk na wojnie z UE, tak to się zaczęło
Musk urodził się w RPA, ma angielsko-holenderskie korzenie. W Tilburgu w Holandii powstała jego pierwsza w Europie fabryka Tesli. Był 2013 rok. Od tamtej pory zaczęła się europejska ekspansja inwestycji Muska. I mniej więcej medialnie widoczne jego zainteresowanie Europą.
W 2019 roku wybrał Berlin do budowy gigafabryki Tesli w Europie, pojawił się internet Starlink. Politycznie objawił się wraz z przejęciem Twittera w 2022 roku. I z powodu szerzonej dezinformacji, fake newsów, rosyjskiej propagandy i niedostosowania do europejskich przepisów, szybko wszedł w konflikt z UE. Rozważał nawet blokadę X dla Europy.
Media raz informowały potem, że ustąpił pod naciskiem UE, innym razem, że nie. “Po krótkim okresie przerwy ponownie postanowił wprowadzić kontrowersyjne zmiany na Twittera – i tego Bruksela może mu już nie odpuścić” – donosiło Politico na początku 2023 roku.
Potem doniesienia mówiły już o wojnie Muska z UE. Musk oskarżał ją m.in. o tajną cenzurę. Skrajna prawica zaczęła go jednak wielbić. To jego kandydaturę skrajne ugrupowania w PE zgłosiły do unijnej Nagrody Sacharowa 2024 za działalność na rzecz praw człowieka.
Od wygranej Trumpa mamy atak w Europę za atakiem.
– To absolutnie nie oznacza zerwania relacji transatlantyckich, bo wierzę w to, że one wrócą na swoje właściwe tory i w następnych dekadach będziemy nadal silnymi sojusznikami. Po turbulencjach związanych z działaniami rządu USA na początku roku Europa zrozumiała, że musi w dużej części liczyć na siebie i być mocnym partnerem w tych relacjach. Nie wisieć u klamki Białego Domu i liczyć wyłącznie na protekcję i ochronę militarną ze strony USA, tylko musimy zbudować swoją potęgę militarną – komentuje Michał Wawrykiewicz.
“W USA nie da się rządzić tak, jak w Rosji”
Michał Wawrykiewicz uważa jednak, że do Muska należy podchodzić na spokojnie.
– Nie przywiązywałbym zbyt wielkiej wagi do tego typu retoryki i narracji ze strony Elona Muska. Na tego typu diktum trzeba reagować bardzo spokojnie, merytorycznie, rzeczowo i robić swoje. Właśnie tak, jak zareagował minister Radosław Sikorski. Bo choć Elon Musk jest postacią, która wizualnie bardzo się dziś wybija na amerykańskiej scenie politycznej, to myślę, że w dłuższej perspektywie pragmatyzm administracji amerykańskiej będzie jednak przeważał – mówi.
Zwraca uwagę na to, że to już się dzieje, co widać w kwestii wojny w Ukrainie.
– W administracji USA zrozumieli, że nie uda się stworzyć planu pokojowego pomiędzy USA a Rosją bez udziału Ukrainy i Unii Europejskiej. Myślę, że Donald Trump zrozumiał, że Europa musi siedzieć przy stole rozmów, m.in. z tego powodu, że UE ma zamrożone 200 miliardów euro aktywów rosyjskich i utrzymuje sankcje, a Rosji w ramach potencjalnego pokoju zależałoby również na ich zniesieniu – mówi europoseł.
Michał Wawrykiewicz, jako adwokat, za rządów PiS współtworzył tworzył ruch “Wolne Sądy”. Dziś zwraca uwagę na sądy amerykańskie, które nie uginają się pod polityką Donalda Trumpa. Na przykład na to, że Sąd Najwyższy, z przewagą konserwatywnych sędziów, mówi o tym, że zamrożenie środków nie jest zgodne z konstytucją.
Amerykańska demokracja jest ogromnie silna. To jest kraj, który od 250 lat z niej korzysta. Jest ugruntowany kulturowo w demokracji, w sile sądownictwa i wolnych mediów. Pewnych nadmiernie autokratycznych działań nie da się tam po prostu przeprowadzić. Myślę, że administracja amerykańska zaczyna to powoli rozumieć. Ja od samego początku wierzyłem, że w USA nie da się rządzić tak jak w Rosji.
Michał Wawrykiewicz
europoseł KO
– I w tym kontekście nie traktowałbym twitterowych harców Elona Muska ani zanadto poważnie, ale też z nadmierną obawą i przerażeniem. Są to jedynie pewnym sygnałem i danymi do analizy – komentuje Michał Wawrykiewicz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz