Nagranie z żoną Zbigniewa Ziobry obiegło sieć. Niewielu pamięta, jak zaczynała, 08.02.2025

 

Nagranie z żoną Zbigniewa Ziobry obiegło sieć. Niewielu pamięta, jak zaczynała

“W małżeństwie Ziobrów to ona jest dyrektorem” — tak o Patrycji Koteckiej-Ziobro pisał kilka lat temu “Newsweek”. Żona Zbigniewa Ziobry rzadko pokazuje się publicznie, ale bardzo konsekwentnie wspina się po kolejnych szczeblach kariery. Obecnie jest asystentką europosłów PiS. Teraz znów zrobiło się o niej głośno za sprawą nagrania z Parlamentu Europejskiego, na którym konfrontowała się z Krzysztofem Brejzą.

  • Patrycja Kotecka-Ziobro — żona Zbigniewa Ziobry — pracuje w Parlamencie Europejskim. Jest asystentką Jacka Ozdoby, Patryka Jakiego i Daniela Obajtka
  • W przeszłości pracowała jako dziennikarka m.in. w TVP i “Super Expressie”. W czasach rządów PiS zasiadała w zarządzie dużego towarzystwa ubezpieczeniowego
  • Ze Zbigniewem Ziobrą poznała się przy okazji tzw. afery Rywina w 2002 r. Od tamtego czasu, według doniesień mediów, ma duży wpływ na karierę i decyzje męża
  • Z doniesień przekazanych przez Krzysztofa Brejzę wynika, że to Kotecka-Ziobro miała zlecić Ozdobie przerwanie spotkania Adama Bodnara z dziennikarzami w PE

Patrycja Kotecka-Ziobro, żona Zbigniewa Ziobry, od początku 2024 r. pracuje w Parlamencie Europejskim. Jest asystentką europosłów PiS: Daniela Obajtka, Patryka Jakiego i Jacka Ozdoby. Z informacji podanych na stronie PE wynika, że jej zakres obowiązków może być szeroki i obejmować zarówno rolę rzecznika prasowego, jak i politycznego doradcy. Jak stwierdził Jacek Ozdoba w rozmowie z “Super Expressem” zatrudnienie żony Zbigniewa Ziobry to dobra decyzja, bo “jest to doświadczona dziennikarka i znakomity ekspert”. Jak jest w rzeczywistości? Przypominamy najważniejsze fakty z historii kariery Patrycji Koteckiej-Ziobro.

Tak Patrycja Kotecka-Ziobro weszła do polityki. “Jest symbolem”

Wykształcona w kilku kierunkach (m.in. dziennikarstwo i nauki polityczne na Uniwersytecie Warszawskim, zarządzanie na SGH, Kolegium Studiów Społecznych PAN), Patrycja Kotecka jeszcze w czasie studiów zaczęła pracować w mediach. Opracowywała dokumentację dla programu Bogusława Wołoszańskiego “Sensacje XX w.” w TVP. Z doniesień mediów wynika, że ma jednak za sobą także m.in. epizod z modelingiem, pracę barmanki w warszawskim klubie, a także współpracę z Krzysztofem Rutkowskim.

Z czasem stało się o niej głośniej. Została dziennikarką “Super Expressu” i “Życia Warszawy”. Zaczęła opisywać aferę Rywina. Wtedy też, przy okazji zdobywania materiałów, miała poznać swojego przyszłego męża. Zbigniew Ziobro był posłem PiS, który znalazł się w pamiętnej sejmowej komisji śledczej.

– Z moją przyszłą żoną poznał mnie jeden z dziennikarzy “Życia Warszawy” w czasie prac komisji. Stało się to po tym, gdy opublikowała artykuł, w którym ujawniła billingi “grupy trzymającej władzę” — mówił Ziobro “Newsweekowi”. Znajomość kwitła, a kobieta “trafiła w rodzące się środowisko PiS, które niespodziewanie w 2005 r. przejęło całą polityczną władzę w kraju”.

W 2005 r. Kotecka trafiła na antenę TV4, ale szybko objęła intratną posadę w TVP, by pozostać tam do 2009 r. W publicznej telewizji była reporterką, wydawczynią programów publicystycznych, odpowiadała za ramówkę TVP Info. W 2007 r. została zastępczynią dyrektora Agencji Informacji TVP, następnie objęła stanowisko wicedyrektorki.

“To ona rządzi telewizją publiczną” — napisał o niej wtedy “Super Express”, publikując jednocześnie zdjęcie jej nagich piersi (zdjęcie zostało zrobione w ramach akcji walki z rakiem piersi, a “SE” wykorzystał je w oderwaniu od kontekstu) i przegrywając później proces w tej sprawie. Z kolei “Gazeta Wyborcza” nazwała ją “symbolem manipulowania »Wiadomościami« w interesie PiS”.

Patrycja Kotecka. Zdjęcie z 2008 r.Niemiec / AKPA
Patrycja Kotecka. Zdjęcie z 2008 r.

Żona Ziobry asystentką europosłów

Przestała “rządzić” w TVP w 2009 r., kiedy została zwolniona z rzekomo bardzo wysoką odprawą. Zatrudniła się jako kierowniczka ds. projektów medialnych w firmie Apella — agencji marketingowej, która obsługiwała m.in. SKOK-i. Współtworzyła też portal braci Karnowskich w wPolityce.pl i tygodnik “Sieci”.

Jednocześnie, jak informował “Newsweek”, zaczęła jeszcze bliżej współpracować wtedy z Ziobrą, zwłaszcza podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego, w których były minister uzyskał mandat europosła. Już wcześniej miał kilkakrotnie korzystać z jej rekomendacji w różnych sferach, m.in. doboru współpracowników.

W 2011 r. Zbigniew Ziobro w rozmowie z “Gazetą Krakowską” potwierdził, że wziął ślub z Patrycją Kotecką. Ceremonia odbyła się w tajemnicy przed mediami. “Nie jest tradycyjną żoną konserwatywnego polityka, która siedzi w domu i zajmuje się dziećmi” — pisał o niej “Newsweek” w 2018 r.

W ostatnich miesiącach Patrycja Kotecka była dużym wsparciem dla Zbigniewa Ziobry, który walczył z chorobą nowotworową. W rozmowie z tygodnikiem “Sieci” polityk przyznał, że wspólnie przygotowywali się “na najgorszy scenariusz”. — Uporządkowaliśmy sprawy majątkowe, pokazałem jej, jak się obsługuje najważniejsze urządzenia w tym domu, gdzie są bezpieczniki, gdzie odłączyć wodę — powiedział.

Kotecka swoją karierę kontynuowała od 2016 r. w towarzystwie ubezpieczeniowym Link4, gdzie była dyrektorką marketingu, a od marca 2020 do lutego 2023 r. zasiadała w zarządzie spółki. Swoją rezygnację z tej posady motywowała chęcią skupienia się na pracy naukowej i dokończenia doktoratu.

Z mężem Zbigniewem Ziobrą przed domem w Warszawie. Tego dnia (marzec 2024 r.) ABW przeszukała mieszkanie byłego ministraRafał Guz / PAP
Z mężem Zbigniewem Ziobrą przed domem w Warszawie. Tego dnia (marzec 2024 r.) ABW przeszukała mieszkanie byłego ministra

W styczniu 2024 r. media obiegła informacja, że Patrycja Kotecka-Ziobro ma rozpocząć pracę w Parlamencie Europejskim. Miała m.in. wspierać polityków PiS w prowadzeniu kampanii internetowych. Na stronie PE widniała jako asystentka Patryka Jakiego i Beaty Kempy. W połowie lipca “Fakt” napisał, że Kotecka będzie doradzać europosłom nadal — w nowej kadencji Patrykowi Jakiemu i Jackowi Ozdobie. Później pojawiły się informacje na temat tego, że wśród osób, którym dziennikarka ma “asystować” jest również Daniel Obajtek.

Nagranie z Patrycją Kotecką-Ziobro obiegło sieć. “Patrzcie, jak się zachowuje”

O Patrycji Koteckiej-Ziobro znów zrobiło się w czwartek za sprawą nagrania opublikowanego na portalu X przez Krzysztofa Brejzę. Tego dnia na korytarzu PE wypowiedzi mediom udzielał minister sprawiedliwości Adam Bodnar. W pewnym momencie przerwał mu europoseł PiS Jacek Ozdoba, tłumacząc swoją interwencję tym, że “minister nie odpowiadał na pytania”. Bodnar odparł, że miło mu go widzieć, uścisnął rękę Ozdobie i odszedł.

Po tych wydarzeniach Brejza poinformował, że przerwanie konferencji prasowej zleciła Patrycja Kotecka-Ziobro, żona Zbigniewa Ziobry. “To żona Ziobry, Patrycja »Pati« Kotecka, reżyserowała dziś akcję rozbijania konferencji prasowej ministra Bodnara. Wykonawcą tego marnego spektaklu był J. Ozdoba. Akcja Koteckiej zakończyła się klęską, w desperacji próbowała z ukrycia nagrać rozmowę moją z Dariuszem Jońskim” — napisał polityk na portalu X.

Później opublikował nagranie, na którym widać jego konfrontację z Kotecką-Ziobro. “Popatrzcie, tak się zachowuje osoba, którą dziś nakryłem w PE przy próbie nagrywania mojej rozmowy z Dariuszem Jońskim. To… żona Ziobry. Jej mężowi do podsłuchiwania służył Pegasus, ona tylko telefon komórkowy i… ten wzrok. Wyjątkowo dobrana z nich para…” — pisał Brejza.

 

“Podczas wieczoru wyborczego stało się coś przedziwnego. Do akcji wkroczyła żona Ziobry. Zaczęła krzyczeć”

– Ziobro, idąc na totalne zwarcie z Kaczyńskim, przeliczył się. Myślał, że emocje wyborców PiS są po jego stronie. A ludzie wcale nie chcieli odejścia Jarosława. To był jeszcze ten moment, kiedy wielu nadal współczuło mu po stracie brata w Smoleńsku. Bardzo brzydkie rzeczy mówili wtedy Ziobro z Kurskim i resztą tej ekipy o Kaczyńskim — opowiada jeden z polityków w książce “Kulisy PiS”. Kolejny z rozmówców Kamila Dziubki ujawnia, co działo się podczas wieczoru wyborczego Solidarnej Polski w 2014 r. — Jedna z pań wykrzyczała Ziobrze w twarz, że jest tchórzem. Wtedy do akcji wkroczyła Patrycja Kotecka, żona Zbyszka — wspomina.

Bywalec Nowogrodzkiej: – Przez lata Zbyszek był wiecznym delfinem. Co ciekawe, mówiło się o nim w takim kontekście już w czasach, kiedy Kaczyński był lekko po sześćdziesiątce. Tyle że wtedy Ziobro wyjechał do Brukseli. To był czas, kiedy prawie każdy poseł chciał tam być. Nic ciekawego w kraju się nie działo z naszego punktu widzenia. Byliśmy w opozycji, mieliśmy słabe notowania. Tusk był silny. W Pałacu Prezydenckim siedział wprawdzie Lech Kaczyński, ale on też miał słabe sondaże i braliśmy pod uwagę, że może nie uzyskać reelekcji.

Bruksela była pomysłem, żeby jakoś ubarwić sobie rzeczywistość i oczywiście dobrze zarobić. Brat Ziobry też wtedy pracował w Parlamencie Europejskim, więc Zbyszek doskonale znał tamtejsze realia. Wiedział, że jedna kadencja pozwoli mu na finansową niezależność przez długie lata. Poza tym był tu nieustannie ciągany po różnych prokuraturach.

“Do akcji wkroczyła żona Zbyszka”

Poseł: – Jarosław już przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku czuł, że Ziobro knuje z Kurskim. Był przekonany, że zaczynają budować swoją frakcję. Nie zaangażowali się w centralną kampanię partii przed wyborami parlamentarnymi, tylko wspierali pojedynczych kandydatów według własnego uznania. I być może właśnie dlatego byli łatwym celem dla Kaczyńskiego, kiedy się okazało, że drugi raz z rzędu przegraliśmy z Platformą.

Oficjalnym powodem wywalenia ich były krytyczne wypowiedzi na temat prezesa i partii, ale to był tylko pretekst. Jak Jarosław ich wyrzucał, żartował nawet, że przeciął w zarodku bolszewicki spisek.

Członek władz PiS: – Pamiętam to posiedzenie komitetu politycznego, na którym zapadła decyzja o wyrzuceniu Ziobry z PiS. Atmosfera grobowa, upiorna, jakby kogoś brzytwą mordowano. Wcześniej na klubie parlamentarnym Zbyszek kilka razy chciał zabrać głos, ale Jarosław go totalnie zignorował.

Współtwórca kampanii wyborczych: – W czasie, kiedy Kaczyński z Ziobrą byli pokłóceni, odbywały się przyspieszone wybory do Senatu na Podkarpaciu. Jarosław tam pojechał i wygłosił przemówienie, którego fragment był skierowany bezpośrednio do Ziobry: “Synu, wróć, ojciec czeka”. Potem jednak od razu dodał, że to jest syn, który nie chce wracać. Dworował sobie ze Zbyszka. Mówił nawet, że teoretycznie mógłby być jego biologicznym ojcem. To było pokazanie mu miejsca w szeregu na zasadzie: “Dzieciaku, zgłodniejesz i wrócisz”.

Minister: – Ziobro się wtedy zupełnie odżegnywał od Kaczyńskiego. Drwił z tego, co prezes robił w PRL, i z tego, że był niewiele znaczącą postacią w czasach komuny. A jak usłyszał o tym “ojcu”, to się zapienił. Mówił, że Kaczyński nie jest żadnym jego ojcem, tylko był co najwyżej liderem politycznym. Zresztą wszystko, co wtedy mówił Kaczyński, uznawał za grę pod publiczkę. W trakcie przyspieszonych wyborów senackich na Podkarpaciu Solidarna Polska wystawiła kandydata, który się nazywał Kazimierz Ziobro.

To świadczyło o tym, że Zbyszek zdawał sobie sprawę, iż właściwie jedynym kapitałem tego projektu jest on sam. Zresztą mało kto pamięta dziś, jak ten Kazimierz Ziobro został frontalnie zaatakowany przez PiS. Adam Hofman wyciągnął jego teczkę z IPN i się okazało, że w przeszłości był członkiem PZPR. Nowogrodzka dała sygnał do uderzenia i wszystkie media związane z PiS w to poszły. I ten kandydat Ziobry przepadł.

Poseł: – W 2012 roku, w trakcie demonstracji w obronie Telewizji Trwam Kaczyński nagle wypalił: “Zbyszku, zapomnijmy o tym, co było złe”. Jacek Kurski na poczekaniu wpadł na pomysł, żeby Ziobro mu błyskawicznie odpowiedział, bo inaczej będzie to głupio wyglądało. No i Zbyszek wygłosił mowę z przesłaniem jedności, tyle że nie udźwignął jej emocjonalnie i głos mu się załamał, zaczął piszczeć. Ręce zaczęły mu się trząść, co było świetnie widoczne w kamerach, bo trzymał w dłoni mikrofon. Przeżył to mocno, bo się potem wszystkie media z niego śmiały. Dzisiaj mało kto pamięta, co wtedy mówił, ale wszyscy sobie potrafią przypomnieć tę wizerunkową katastrofę. Bo to była katastrofa.

[Reklama] Książkę “Kulisy PiS” możesz zamówić tutaj

Okładka książki "Kulisy PiS"Wydawnictwo Czerwone i Czarne
Okładka książki “Kulisy PiS”

 

Bywalec Nowogrodzkiej: – Ziobro, idąc na totalne zwarcie z Kaczyńskim, przeliczył się. Myślał, że emocje wyborców PiS są po jego stronie. A ludzie wcale nie chcieli odejścia Jarosława. To był jeszcze ten moment, kiedy wielu nadal współczuło mu po stracie brata w Smoleńsku. Bardzo brzydkie rzeczy mówili wtedy Ziobro z Kurskim i resztą tej ekipy o Kaczyńskim. Pamiętam, że któryś z nich nawet w emocjach powiedział, że prezes chce ich wychowywać, a sam dzieci nie ma, nie mówiąc o żonie. To zresztą było dość krótko po narodzinach pierwszego dziecka Ziobry.

Ziobrysta: – Początki Solidarnej Polski były bardzo trudne. Miejscem narad strategicznych było mieszkanie w Warszawie, gdzieś w okolicach skrzyżowania Pięknej z Mokotowską. Spali tam nasi europosłowie. To wyglądało tak, że w pokoju Kurski naradzał się z Ziobrą, obok w kalesonach przechadzał się Cymański, a metr dalej na suszarce wisiały mokre gacie.

Współtwórca kampanii wyborczych: – Oni byli w tragicznej sytuacji. W 2014 roku startowali samodzielnie do europarlamentu i przepadli. Wydali mnóstwo pieniędzy i wszystko jak krew w piach. Kurski oblepił autobusy miejskie w Warszawie swoim wizerunkiem. Wykupił gigantyczny billboard niedaleko Politechniki Warszawskiej, który był wielki na pięć pięter. Całą kamienicę zajmował. Ani Ziobro, ani Kurski po porażce nie mieli pensji, bo nie byli posłami, tylko byłymi europosłami. Ziobrę w końcu zaczęli opuszczać ludzie. Jednym z nich był Arkadiusz Mularczyk, który jeszcze chwilę wcześniej potrafił publicznie obrażać Kaczyńskiego. Kurski się też szybko ze Zbyszkiem pokłócił i zaczął opowiadać, że jak organizowali razem Solidarną Polskę, to musiał Ziobrze zmieniać pieluchę.

Jacek Kurski i Zbigniew Ziobro w Sejmie, 6.06.2014 r.Tomasz Gzell / PAP
Jacek Kurski i Zbigniew Ziobro w Sejmie, 6.06.2014 r.

 

PR-owiec: – W trakcie wieczoru wyborczego w dniu wyborów europejskich do Solidarnej Polski zaczęły napływać nieoficjalne informacje na temat wstępnych, sondażowych wyników wyborów. Były one dla ziobrystów dramatyczne i jasno pokazywały, że żaden z kandydatów partii nie znajdzie się w Parlamencie Europejskim.

Wtedy stało się coś przedziwnego. Ziobro nie dojechał do sztabu wyborczego na czas i jedynym liderem, który z ludźmi śledził ogłoszenie wyników w telewizji, był Jacek Kurski. Ziobro spóźnił się kilkadziesiąt minut. Tłumaczył się, że utknął w korkach pod Warszawą. Wtedy jedna z pań, która była związana z Kurskim, zaatakowała Ziobrę. Wykrzyczała mu w twarz, że jest tchórzem. Wtedy do akcji wkroczyła Patrycja Kotecka, żona Zbyszka, która zaczęła krzyczeć: “Ta pani jest pod wpływem alkoholu!”.

To dlatego Jarosław Kaczyński postawił na Zbigniewa Ziobrę. “Prezes tłumaczył: został tylko on”

Współtwórca kampanii wyborczych: – Było jasne, że to jest ich polityczne rozstanie. Kura zresztą szybko pojechał i pokajał się publicznie na którejś z imprez PiS. Ziobro nawet rozważał wtedy porzucenie polityki. Kaczyński to wszystko widział i zdawał sobie sprawę, że oni są na musiku. Jednocześnie był przekonany, że bez tych trzech, może czterech punktów procentowych, które ziobryści zgarniali, nie będzie w stanie rządzić. Dlatego pokazał im ścieżkę powrotu.

Poseł: – Pamiętam scenę z kampanii w 2015 roku. Na korytarzu w Sejmie przez przypadek Szydło wpadła na Ziobrę. Ona była wtedy kandydatką na premiera, a Zbyszek kandydatem na szeregowego posła z okręgu kieleckiego. “A może się spotkamy? A może pomożemy w czymś?” – rzucił. Beata kurtuazyjnie odpowiedziała: “Tak, tak, oczywiście”. Bez konkretów, rzecz jasna. Solidarna Polska wtedy była petentem.

Kamil Dziubka: – W takim razie co się takiego stało, że nagle Zbigniew Ziobro wrócił na fotel ministra sprawiedliwości, a potem dodatkowo prokuratora generalnego?

Poseł: – Jarosław uznał, że samodzielna większość daje mu mandat do radykalnych kroków. Ludzie byli zaskoczeni. Prezes im wtedy tłumaczył: “Jedni nie chcą tego brać, inni są nieprzygotowani. Został tylko on”. A bał się, że ktoś osadzony w środowisku prawniczym zostanie otorbiony przez kumpli.

Prawnicy nienawidzili Ziobry. Był przez nich odrzucony. Kaczyński chciał walnąć w tę skorupę młotkiem i tym narzędziem był Ziobro. Ich poglądy na temat środowiska sędziowskiego były i są zbieżne. Jarosław wielokrotnie w rozmowach podkreślał, że sędziowie to relikt postkomuny, nawet ci młodzi, bo zostali wychowani przez nierozliczone i niezweryfikowane po okresie PRL środowisko. Zatem jeśli ktoś dziś mówi, że Ziobro realizował własne wizje, to jest w błędzie. On robił to, czego oczekiwał prezes. To, jak to ostatecznie wyszło, jest tematem na zupełnie inną rozmowę.

Minister: – Ziobro już po wyborach w 2015 roku chciał wstąpić do PiS i zostać wiceprezesem partii. Przez moment był przez to wstrzymany proces przyjmowania nowych członków do Solidarnej Polski, żeby nie komplikować sytuacji przed spodziewanym połączeniem obydwu ugrupowań. Jednak ostatecznie Kaczyński się na to nie zgodził. Pytałem go później o to. Chciałem wiedzieć, skąd taka decyzja, bo przecież bardzo długo sam chciał, żeby Ziobro wrócił. Kaczyński mi wtedy powiedział: “Dzisiaj Ziobro ma dziewiętnastu posłów. Gdyby wrócił do PiS, miałby ich sześćdziesięciu. Nie mogę na to pozwolić”.

Myślę, że to pokazuje pewien realizm w podejściu Kaczyńskiego do własnej partii i własnego klubu parlamentarnego. Ziobro reprezentuje nurt radykalny, który jest mocno obecny w PiS. Ma w partii wielu zwolenników, którzy po cichu mu kibicują. I Ziobro o tym wie.

Poseł: – To nie do końca prawda, że prezes nie zgodził się na powrót Ziobry. On mu chciał dać zielone światło, ale, pod warunkiem że wróci w pojedynkę. Bez ludzi. Wiadomo było, że Ziobro tego nie zaakceptuje. Inna sprawa, że Zbyszek licytował bardzo wysoko. Chciał zostać wiceprezesem PiS i próbował nawet wymusić niepisaną zgodę Jarosława na powstanie faktycznych frakcji w partii. Na czele jednej z nich miał stanąć oczywiście on sam.

Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro, 26.09.2020 r.Radek Pietruszka / PAP
Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro, 26.09.2020 r.

 

Były współpracownik Jarosława Kaczyńskiego: – Ziobro stał się problemem z winy samego Kaczyńskiego. Po tych wszystkich rzeczach, które Zbyszek zrobił po odejściu z PiS, i po tym, jak źle mówił o prezesie, dostał właściwie wszystko, co chciał. No prawie wszystko. I nigdy w Ministerstwie Sprawiedliwości nie miał nawet nadzorcy z Nowogrodzkiej.

Mógł dowolnie kształtować politykę personalną w swoim resorcie, co jest absolutnym ewenementem. A w tej pierwszej kadencji po 2015 roku miał przecież zaledwie kilku posłów. To dopiero po kolejnych wyborach Solidarna Polska tak mocno urosła. Mimo to prezes miał jakąś słabość do niego i mu ulegał.

Wiceminister: – Jarosław całkowicie zmienił podejście do Ziobry po wyborach w 2019 roku, kiedy zorientował się, że Zbyszek dzięki kampanii wspierającej konkretnych kandydatów, a nie całą listę, wprowadził do Sejmu tylu ludzi, że mógłby utworzyć z nich własny klub parlamentarny. Po drodze zorientował się, jakie pieniądze idą z Funduszu Sprawiedliwości na cele stricte partyjne Solidarnej Polski. A potem ziobryści się zaczęli stawiać przy okazji rekonstrukcji rządu w 2020 roku. Myślę, że od tego czasu Ziobro wie, że liderem obozu będzie mógł zostać tylko w jednym wypadku, czyli po śmierci Kaczyńskiego.

onet

Śledztwo

Od tego tekstu zaczęła się „sprawa Suwarta” Odkryliśmy, jak Wirtualna Polska promowała Ziobrę

  • Sebastian Klauziński

„Nie będę demolował interesów z Ministerstwem Sprawiedliwości, dlatego, że wisi na tym twoja pensja, twoja pensja i jeszcze pensje 25 innych osób” – mówił na zebraniu z pracownikami Wirtualnej Polski jej wiceszef Tomasz Machała. Wspólne „interesy” oznaczają cenzurę, konsultowanie artykułów z żoną Ziobry oraz pisanie tekstów promujących ministra i jego ludzi

Kiedy Sebastian Klauziński pod koniec 2019 roku badał jako jeden z pierwszych nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości, zauważył dziwną rzecz – że na łamach WP laurki na temat programu pisze niejaki Krzysztof Suwart.

– Suwart zawsze pisał o Funduszu Sprawiedliwości w sposób pozytywny. Zainteresowało mnie to i zapytałem o tego dziennikarza pracowników portalu. Usłyszałem wtedy, nieoficjalnie oczywiście, że Suwartów jest wielu – wspominał Sebastian w rozmowie z Demagogiem.

Wnikliwe śledztwo przyniosło zaskakujące rezultaty: okazało się nie tylko, że teksty w Wirtualnej Polsce są podpisywane fałszywymi nazwiskami, ale wręcz suflowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości i żonę Ziobry Patrycję Kotecką.

Po naszej publikacji do dymisji podał się naczelny portalu Tomasz Machała, a nazwisko Suwart stało się synonimem nieuczciwych związków trzeciej władzy z drugą. Dziś śledztwo – już prokuratorskie – w sprawie nadużyć w Funduszu Sprawiedliwości nabiera tempa, poznaliśmy też szczegóły finansowego wsparcia dla WP.

A wszystko zaczęło się od tego artykułu, opublikowanego 15 stycznia 2020 roku. Przypominamy go na ósmą rocznicę powstania OKO.press:

Jak Wirtualna Polska promuje Ziobrę. „Łączy nas z Ministerstwem Sprawiedliwości wiele interesów”

„Zostaniesz zapamiętany przez reguły, które złamiesz. (…) Jeśli coś robisz, zwłaszcza coś innowacyjnego, to będziesz krytykowany. Jest tylko jedna sytuacja gorsza od tej, gdy o tobie mówią. Ta, gdy o tobie nie mówią” – objaśniał Tomasz Machała w wywiadzie dla branżowego serwisu Wirtualne Media (na grafice wyżej – ze Zbigniewem Ziobrą i żoną ministra Patrycją Kotecką).

Odnosił się do zarzutu, że portal naTemat.pl, któremu szefował od 2012 roku, „słabo oznaczał materiały sponsorowane” i stosował reklamę natywną (np. lokowanie produktu, materiały sponsorowane), której przeciętny czytelnik może nie odróżniać od artykułów dziennikarskich. Do historii przeszedł artykuł reklamujący parówki Orlenu, opublikowany w dziale popkultura naTemat.

Z Wirtualnymi Mediami Machała rozmawiał latem 2016 roku. Właśnie przenosił się z naTemat.pl do Wirtualnej Polski. Najpierw zostaje „dyrektorem zarządzającym obszarem wiadomości i biznesu”, a trzy miesiące później awansuje na stanowisko wiceprezesa ds. wydawniczych. Od tej pory podlegają mu wszystkie redakcje Wirtualnej Polski, od strony głównej po serwisy plotkarskie. Ma także rozwijać reklamę natywną.

Według relacji byłych i obecnych pracowników Wirtualnej Polski, z którymi rozmawiało OKO.press, w nowej redakcji Machała poszedł jeszcze o kilka kroków dalej niż w naTemat.

WP nie ogranicza się już tylko do publikacji artykułów reklamujących towary, lecz promuje Ministerstwo Sprawiedliwości i ludzi Zbigniewa Ziobry.

Kilka miesięcy temu, na spotkaniu z pracownikami portalu Machała tłumaczył, że Wirtualną Polskę wiąże z Ministerstwem Sprawiedliwości „wiele interesów”. I że nie będzie demolował tych „interesów”, bo „wiszą na tym” pensje pracowników WP.

W praktyce „interesy” z resortem oznaczają z jednej strony cenzurę i blokowanie artykułów krytycznych wobec Ziobry, z drugiej – pisanie pod fikcyjnymi nazwiskami tekstów-laurek o ministerstwie. Z naszych ustaleń wynika także, że

dziennikarze WP musieli kontaktować się z żoną Ziobry i ludźmi z jego otoczenia, by ustalać ostateczne wersje artykułów o resorcie i ministrze.

Żoną Zbigniewa Ziobry jest Patrycja Kotecka, była dziennikarka (więcej o Koteckiej w dalszej części tekstu).

Cynk o aferze Piebiaka

19 sierpnia 2019 roku portal Onet publikuje tekst o zorganizowanym hejcie w mediach społecznościowych i tradycyjnych, wymierzonym w niezależnych sędziów, a sterowanym przez ludzi związanych z Ministerstwem Sprawiedliwości. Przez kolejne dni wszystkie media w kraju (w tym OKO.press) żyją tą sprawą.

W efekcie publikacji Onetu do dymisji podaje się zaangażowany w hejterski proceder wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, a Sejm głosuje nad wotum nieufności dla Ziobry.

Afera okrzyknięta jako „Piebiak Gate” to jedna z najgłośniejszych dziennikarskich spraw 2019 roku, marzenie każdej redakcji.

Wrzesień 2019. Siedziba Wirtualnej Polski, największego – obok Onetu – portalu internetowego w Polsce.

Atmosfera jest nerwowa. Wiadomo, że jeden z dziennikarzy WP dostał cynk o hejterach w resorcie sprawiedliwości przed publikacją Onetu, ale nie napisał o tym tekstu.

Tomasz Machała, wiceprezes i redaktor naczelny WP zwołuje zebranie dziennikarzy i wydawców. Chociaż odbywa się ono w małym gronie, jego przebieg będzie wkrótce znany większości pracowników redakcji.

Machała wyjaśnia, na czym polegają relacje WP i Ministerstwa Sprawiedliwości. Mówi, że dla niego – człowieka odpowiedzialnego zarówno za teksty, jak i sprawy biznesowe – ta

„układanka jest wielowymiarowa”, bo dotyczy bardzo skomplikowanej sieci relacji politycznych i biznesowych.

Dziennikarz, który dostał informacje o aferze, tłumaczy się i skarży, że z jednej strony miał mało czasu na opracowanie tematu, a z drugiej –

po rozmowach z przełożonymi zdał sobie sprawę, że redakcja raczej nie wypuści materiału o tej sprawie, ze względu na powiązania biznesowe WP z ministerstwem Ziobry.

Żali się na telefony „od różnych osób”, kiedy publikuje coś o resorcie sprawiedliwości.

Machała: nie szarpać Ziobry za nogawkę

Machała nie jest zaskoczony słowami dziennikarza, nie dziwi się im, nie zaprzecza kontaktom z resortem. Ale zapewnia, że teksty, które mogłyby obalić ministra albo wiceministra, WP oczywiście by opublikowała. Szybko dodaje, że w portalu, którym kieruje

nie ma jednak miejsca na żadne „szarpanie za nogawkę”, które tylko „wkurwia drugą stronę”, bo nie ma z tego dużego pożytku, a on potem musi się z tego tłumaczyć.

Wyjaśnia: “Łączy nas z Ministerstwem Sprawiedliwości wiele biznesowych interesów, które z przyjemnością będę przecinał, jeśli obali to pana Piebiaka, pana Ziobrę, pana Wosia.

Ale nie będę demolował [interesów] – dlatego, że wisi na tym twoja pensja, twoja pensja i jeszcze pensje 25 innych osób w pionie wydawniczym – dla tematu, ile sushi zamówił Ziobro”.

Później przekonuje reporterów, że ich rolą jest przynoszenie tematów, a rolą jego oraz naczelnego WP i zarządu jest „mediowanie, pośredniczenie, odbieranie telefonów i generalnie pierdolenie się z tym, znajdowanie równowagi”.

“Można się obrazić na rzeczywistość i iść pracować w OKO.press” – kwituje na koniec.

Poprosiliśmy Wirtualną Polskę o komentarz do tego, co dziennikarze tego portalu usłyszeli na spotkaniu z Machałą. Odpowiedział nam rzecznik prasowy WP Michał Siegieda: „Wirtualnej Polski nie łączą żadne »relacje z ośrodkami politycznymi«, poza wynikającymi z wykonywanych sumiennie dziennikarskich obowiązków”. I zapewnia, że dziennikarze WP mogą pisać krytyczne teksty o Ziobrze i ministerstwie.

Kiedy dopytujemy konkretnie o słowa Machały dotyczące relacji biznesowych i „nieszarpania Ziobry za nogawkę”, rzecznik WP odpowiada: „Jeśli Tomasz Machała zachęcał dziennikarzy do przynoszenia tematów o większej wadze, to jest to zgodne z naszą filozofią, że redakcja ma być krytyczna wobec polityków i patrzeć im na ręce”.

Chcieliśmy porozmawiać z samym Machałą, ale – jak powiedział nam Siegieda – wiceprezes WP był na urlopie. Rzecznik poprosił, by pytania wysłać do niego. W odpowiedzi zaprzeczył po kolei wszystkim zarzutom (cała odpowiedź rzecznika Siegiedy – na końcu artykułu).

Cenzura i autocenzura

Rozmawialiśmy z wieloma byłymi i obecnymi pracownikami Wirtualnej Polski. Wszyscy chcą pozostać anonimowi. Ich relacje przedstawiamy więc w dalszej części artykułu tak, by utrudnić ich identyfikację, nie zmieniając jednak nakreślonego przez nich obrazu.

Z relacji naszych rozmówców wynika, że co najmniej od listopada 2017 roku (nasi rozmówcy wskazują, że wtedy byli świadkami pierwszych ingerencji w teksty) krytyczne artykuły dotyczące Ministerstwa Sprawiedliwości, Ziobry, Patryka Jakiego oraz obsadzanych ich ludźmi państwowych spółek, są blokowane, cenzurowane albo szybko zdejmowane ze strony głównej.

Dziennikarze skarżą się także, że musieli odbierać telefony lub dzwonić do ludzi związanych z ministrem, by ustalać ostateczne wersje tekstów.

„Pamiętam, że jedna z naszych dziennikarek miała jakiś news o Ziobrze, taką małą aferkę. I nie mogła o tym napisać. Była strasznie wkurzona, bo potem ta historia chodziła po Onecie czy gazecie.pl, a u nas cisza”.

„To może zabawne, ale nie opublikowaliśmy tekstu o wpadce Jakiego z »hatakumbą«”.

„Kiedy na stronie WP pojawiał się jakiś tekst krytyczny wobec Ziobry i ministerstwa, przychodziła uśmiechnięta asystentka Tomka [Machały] i mówiła, że trzeba go zdjąć ze strony głównej”.

„O tym, że jest jakiś deal między WP a Ministerstwem Sprawiedliwości, wiadomo było już dużo wcześniej, na spotkaniu z Machałą zostało to powiedziane wprost. Nie mogliśmy pisać nic szczególnie złego na temat Ziobry i jego ministerstwa. Takie teksty nie były publikowane albo były zdejmowane ze strony głównej i chowane tak, żeby czytelnikom trudno było je znaleźć”.

Jak mówią byli i obecni pracownicy WP – nie jest tak, że krytyczne teksty o resorcie Ziobry w ogóle się nie pojawiają. Wiele zależy od dziennikarzy i redaktorów. Są tacy, którzy starają się robić swoje i nie odbierać później telefonów z uwagami od ludzi związanych z ministrem. Inni po prostu nie zgłaszają tematów dotyczących Ziobry.

„Zauważyłem poziom autocenzury podobny do tego z mediów publicznych. Dziennikarze wiedzą, o czym nie pisać. Redaktorzy wiedzą, czego nie publikować” – mówi były pracownik.

Niektórzy sami chętnie (pod swoim nazwiskiem lub anonimowo) piszą pochwalne artykuły wychwalające ministra Ziobrę, wiceministrów sprawiedliwości i działania resortu.

Na stronie Wirtualnej Polski oraz należącego do tego samej spółki serwisu gospodarczego money.pl pojawia się wiele takich tekstów.

NIK krytykuje Ziobrę, a WP – NIK

Połowa 2019 roku. OKO.press jako pierwsze publikuje wyniki kontroli NIK w Funduszu Sprawiedliwości (FS), nadzorowanym przez Ziobrę. Dla ministra są one miażdżące.

Izba raportuje, że miliony złotych zostały wydane „niecelowo i niegospodarnie”. Potwierdza się też to, o czym OKO.press pisze od dawna: miliony z Funduszu trafiają do fundacji i stowarzyszeń bez doświadczenia, za to często powiązanych z ludźmi Solidarnej Polski, partii Ziobry.

Kilkadziesiąt tekstów OKO.press o nieprawidłowościach w Funduszu Sprawiedliwości, można przeczytać tutaj.

NIK analizuje między innymi konkurs na prowadzenie akcji o bezpieczeństwie w ruchu drogowym. Ma do niego szereg poważnych zastrzeżeń, m.in. że brak było uzasadnienia dla tak dużej i drogiej (ponad 24 mln zł) kampanii, że jej realizację powierzono fundacji bez doświadczenia i powielono działania, które podejmowała wcześniej policja.

Przecieki dotyczące raportu NIK, pojawiają się kilka dni wcześniej w prorządowym portalu wPolityce.pl oraz w Wirtualnej Polsce. Oba portale starają się wyprzedzająco umniejszyć znaczenie ustaleń Izby.

23 lipca 2019, na stronach WP Opinie, ukazuje się kuriozalny tekst prawicowej dziennikarki Doroty Kani (równocześnie opublikowany także na stronie „Gazety Polskiej”; dla jasności – ten sam tekst w obu miejscach, a nie przedruk). Krytykuje ona działanie Funduszu w czasie gdy rządziła PO, bo – jak twierdzi – wtedy „najwięcej pieniędzy otrzymały stowarzyszenia i fundacje, które oprócz działań antyprzemocowych intensywnie zajmują się promocją feminizmu, aborcji, LGBT oraz ideologii gender”.

Jeszcze dziwniejszy jest inny artykuł WP. Jego autor atakuje… NIK. Zarzuca Izbie, że „jako jedyna instytucja w Polsce nie widzi uzasadnienia dla poprawy widoczności pieszych, zwłaszcza dzieci na polskich drogach.” Taką narrację kontynuują potem resort Ziobry i prawicowe media.

Tekst jest równocześnie laurką o Funduszu Sprawiedliwości i kampanii o bezpieczeństwie na drodze, z wieloma szczegółowymi danymi dotyczącymi wypadków oraz komentarzami policji i Marcina Romanowskiego, wiceministra sprawiedliwości, jednego z najbardziej zaufanych ludzi Ziobry.

Pod publikacją WP podpisany jest Krzysztof Suwart.

Suwartów było wielu

Chcieliśmy skontaktować się z Suwartem i zapytać o jego teksty. Ale okazało się to niemożliwe, bo… taki dziennikarz nie istnieje. „Wielu z nas było Krzysztofem” – śmieje się jeden z byłych pracowników WP.

Według relacji byłych dziennikarzy portalu,

„Krzysztof Suwart” to zmyślone nazwisko. Podpisywano nim teksty-laurki dogadane z firmami, spółkami Skarbu Państwa lub Ministerstwem Sprawiedliwości, pod którymi nie chcieli podpisać się prawdziwi dziennikarze.

Artykułów podpisanych nazwiskiem Suwart (i innymi fikcyjnymi nazwiskami) jest dużo. Publikowano je na stronach WP i należącego do tego samego właściciela portalu money.pl.

O czym pisał nieistniejący Suwart?

  • W listopadzie 2018 przeprowadził wywiad z wiceministrem Romanowskim o Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości, czyli jednostce podlegającej ministerstwu. Romanowski rozwlekle opowiadał o sukcesach jednostki. Pod rozmową zamieszczono długą na tysiąc znaków notkę – sylwetkę wiceministra.
  • W marcu 2019 – gdy konkursy Funduszu Sprawiedliwości na świadczenie pomocy ofiarom przestępstw wygrywały organizacje bez doświadczenia, zakładane przez ludzi powiązanych z partią Ziobry – Suwart zachwalał, że FS „zdaje egzamin” i że „są pieniądze na ośrodki pomocy”.
  • kwietniu, w entuzjastycznym tonie opisywał, jak FS wspiera finansowo szpitale i ochotnicze straże pożarne. Artykuł był kopią notki ze strony ministerstwa (z kosmetycznymi zmianami);
  • Także w kwietniu na WP i money.pl, Suwart chwalił prokuraturę, która „po tym, jak Ministrem Sprawiedliwości-Prokuratorem Generalnym został Zbigniew Ziobro” „spisała się doskonale” w walce z tzw. lichwiarzami mieszkaniowymi z Trójmiasta, bo „jest konsekwentna i nieubłagana, sięga po wszelkie dostępne możliwości prawne”.
  • We wrześniu pisał o zainicjowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości i FS kampanii „Trzeźwi na drodze”, cytując obszernie wypowiedzi wiceministra Romanowskiego – że sądy zbyt łagodne dla pijanych kierowców. Do artykułu dołączono wideo z rozmową z Romanowskim.
  • październiku 2019 reklamował punkty darmowej pomocy prawnej, działające pod patronatem Ministerstwa Sprawiedliwości. Bohaterem tekstu był Piotr Sak, radny i adwokat z Tarnowa, a także polityk Solidarnej Polski i – wówczas – kandydat do Sejmu z list PiS (artykuł opublikowano 11 dni przed wyborami).

Inny wymyślony autor Krzysztof Major napisał teksty: „Bezpłatna pomoc prawna i materialna. Fundusz Sprawiedliwości już pomógł tysiącom osób” i „Antylichwiarska ofensywa Ministerstwa Sprawiedliwości. Koniec z drogimi pożyczkami”.

Konrad Wojciechowski *[Uwaga, wyjaśnienie z 27 stycznia 2020 roku na końcu artykułu] stworzył artykuł: „Ministerstwo Sprawiedliwości ochroni seniorów. Przed oszustami i lichwą”.

Pod tekstami zachwalającymi Ziobrę, jego resort lub FS podpisywali się także prawdziwi dziennikarze, a nawet cała redakcja WP.

Na przykład Marcin Łukasik opisywał historię młodego piłkarza, który w wyniku wypadku zapadł w śpiączkę, a po przebudzeniu za pieniądze z FS urządzono w jego domu salę ze sprzętem do rehabilitacji. Historię opisały także „Super Express” i „Gazeta Polska”. Organizacją, która – w ramach FS – pomogła piłkarzowi, było Stowarzyszenie „Podhale – Nasz Dom”. Jego wiceszefowa jest związana z Solidarną Polską. W tekście Łukasika zamieszczono reportaż wideo z jej udziałem – oznaczony jako sponsorowany.

Z kolei w artykule-laurce, pod którym podpisała się „Redakcja Wiadomości WP”, wychwalano skuteczność prokuratury, po połączeniu urzędów ministra i Prokuratora Generalnego i wyliczano „najbardziej spektakularne efekty dokonanej w 2016 roku reformy prokuratury”. Tekst był kopią komunikatu prasowego Prokuratury Krajowej.

Zgodnie z Prawem prasowym, artykuły sponsorowane muszą być „oznaczone w sposób niebudzący wątpliwości, iż nie stanowią one materiału redakcyjnego”. Jednak tylko w kilku z wymienionych wyżej publikacji jest jakikolwiek ślad, że były one sponsorowane.

Zamieszczone są w nich filmy (np. wywiad z wiceministrem) i to tam pojawia się przez chwilę plansza z informacją, że sponsorem programu jest resort Ziobry.

32 mln na promocję Funduszu

Skąd tyle tekstów promujących Fundusz Sprawiedliwości? Bo to największa (i najdroższa) kampania medialna Ziobry.

Ministerstwo w 2018 roku na promocję Funduszu wydało 14 mln 760 tys. zł

Dla porównania: to ponad połowa tego, co wszystkie organizacje pozarządowe, korzystające ze środków funduszu, dostały w 2018 roku na pomoc pokrzywdzonym.

Kolejna kampania, w 2019 roku, była jeszcze droższa – kosztowała aż 17 mln 560 tys. .

Przetargi na obydwie kampanie wygrały profesjonalne agencje marketingowe. Za pieniądze z resortu powstały m.in. artykuły sponsorowane, publikowane w ogólnopolskich portalach i w regionalnych gazetach. Szczególnie widoczne to było w czasie kampanii wyborczych, o czym pisaliśmy jesienią 2019.

Jaka część pieniędzy przeznaczonych na te kampanie trafiła do Wirtualnej Polski? Jej rzecznik nie chciał odpowiedzieć, uzasadniając, że WP nie ujawnia danych swoich kontrahentów.

Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowało nas, że w 2018 roku nie zawarło żadnej umowy z Wirtualną Polską. Ale – przypomnijmy – promocją Funduszu zajmują się firmy marketingowe, które wygrały ministerialny przetarg, a nie samo ministerstwo. I to za ich pośrednictwem pieniądze na reklamę płyną do poszczególnych mediów.

Firma, która odpowiadała za kampanię Funduszu Sprawiedliwości w portalach internetowych, do czasu publikacji tekstu nie odpowiedziała na nasze pytania.

Zapytaliśmy rzecznika WP także o to, dlaczego wiele tekstów dotyczących resortu jest podpisanych przez fikcyjnych autorów.

„Autorami tekstów są współpracownicy redakcji WP, którzy mogą publikować materiały z zachowaniem w tajemnicy swoich nazwisk” – przekonuje Siegieda. Rzecznik nie odpowiedział, dlaczego artykuły promujące resort, nie zostały oznaczone jako materiały sponsorowane.

Dwa etaty „Pati Koti”

Jak tłumaczą nam dziennikarze WP, niewiele osób chce publikować pod swoim nazwiskiem artykuły o resorcie Ziobry, ze względu na daleko idące ingerencje w treść.

Jeden z dziennikarzy przesyła nam tekst w roboczej wersji, ale już po redakcji dokonanej przez jednego z ważniejszych redaktorów WP. Temat „zahacza” o Zbigniewa Ziobro. W krótkim akapicie autor przywołuje kilka krytycznych, ogólnie znanych informacji na temat ministra.

Fragment jest zaznaczony na czerwono.

Obok widnieje dopisek redaktora, który radzi usunąć cały akapit „bo Pati Koti”. To przydomek Patrycji Koteckiej, żony Zbigniewa Ziobry.

Ich kariery zawodowe nabrały tempa w tym samym czasie – w 2002 roku, po wybuchu afery Rywina. On był wówczas członkiem sejmowej komisji śledczej, grającym szeryfa walczącego z „grupą trzymającą władzę”, ona – dziennikarką piszącą o aferze.

Kiedy PiS wygrał wybory w 2005 roku, a Ziobro został po raz pierwszy ministrem sprawiedliwości, kariera Koteckiej przyspieszyła. Trafiła do TVP i objęła stanowisko zastępczyni dyrektora Agencji Informacji.

W 2011 roku Ziobro i Kotecka wzięli ślub. Po wygranej PiS w wyborach 2015 roku kariery obojga znów zyskały. On ponownie objął funkcję ministra.

Ona, marcu 2016, została dyrektorką marketingu Towarzystwa Ubezpieczeń Link4. Właścicielem tej spółki jest PZU, państwowy gigant, w którym rządzą ludzie kojarzeni z Ziobrą.

W kwietniu 2019 roku tygodnik „Polityka” pisał, że w opinii polityków PiS, Kotecka ciągnie dwa etaty marketingowca: jeden w Link4, drugi – prywatnie, dla swojego męża.

Według „Polityki” i innych mediów, które pisały o Koteckiej w przeszłości, była dziennikarka mocno wspiera Ziobrę w politycznej karierze, czuwa i błyskawicznie reaguje na kryzysowe sytuacje. Przykład? W listopadzie 2018 roku, w przerwie programu „Kawa na ławę” (TVN24), zadzwoniła do prowadzącego i zaprzeczyła, że jej mąż zna radcę prawnego, którego nazwisko pojawiło się w aferze z KNF.

Po „komentarz” do Koteckiej

Z relacji byłych i obecnych pracowników Wirtualnej Polski wynika, że Kotecka kontaktowała się również z dziennikarzami tego portalu, gdy pracowali nad tekstami dotyczącymi Ziobry.

„Był taki przykaz, że jak piszemy teksty na temat resortu i Ziobry, to trzeba je konsultować z Kotecką” – opowiada jeden z byłych pracowników.

Wspomina, jak kiedyś na porannym kolegium zgłosił temat dotyczący ministra sprawiedliwości. Po kolegium przyszedł do niego szef działu, dał mu numer telefonu i powiedział, że jak już napisze tekst, koniecznie musi zadzwonić pod ten numer.

„Dopiero kiedy zadzwoniłem, zorientowałem się, z kim rozmawiam. Opowiedziałem Koteckiej, co napisałem, ona wysłuchała i chwilę się zastanowiła. Akurat do mnie nie zgłosiła żadnych uwag” – mówi.

„Pamiętam, że to było określane jako »komentarz«. Redaktorzy mówili, że przy takich tekstach musimy mieć »komentarz« tej pani. Po krótkim czasie pracy w WP to się po prostu wiedziało, nikt się z tym nie krył”.

Z naszych informacji wynika, że nie tylko Kotecka miała się kontaktować w sprawie tekstów z dziennikarzami i redaktorami WP. Miała to robić także dwójka innych byłych dziennikarzy, którzy od 2015 roku zajmowali się nieformalnymi kontaktami resortu sprawiedliwości z mediami. Ministerstwo odmówiło nam odpowiedzi na pytania o nich.

Potwierdziliśmy natomiast, że oboje pracują dziś w spółkach-córkach PZU.

Rzecznik WP, pytany o telefony do pracowników, stwierdził, że „żaden dziennikarz Wirtualnej Polski nie ma obowiązku dzwonienia do kogokolwiek” oraz że WP nie pyta dziennikarzy, z kim się kontaktują ani kto się kontaktuje z nimi.

WP i Żelazna Dama

Pracownicy Wirtualnej Polski zwracają uwagę, że od dwóch lat Wirtualna Polska i money.pl często publikują reklamy, artykuły sponsorowane i artykuły przedstawiające w pozytywny sposób Link4 i PZU.

Sprawdziliśmy wszystkie artykuły z tagiem Link4 na portalu money.pl. W latach 2002-2016 było ich zaledwie 15 (miały charakter informacyjny lub krytyczny). W 2017 roku o firmie Link4 nie pisano nic aż do 16 stycznia 2018 roku.

Wtedy ukazuje się wywiad z Patrycją Kotecką pt. „Rekordowy wynik Link4. Kobiety zapracowały na miliard”. Rozmowa nie jest oznaczona jako sponsorowana, jednak zarówno dziennikarz/dziennikarka, jak i Kotecka wychwalają w niej ubezpieczyciela.

Od 16 stycznia 2018 do 17 grudnia 2019 roku, czyli przez niespełna 2 lata, na money.pl ukazało się co najmniej kilkadziesiąt artykułów o Link4 (trudno je dokładnie policzyć, bo niektóre publikowane są kilkakrotnie, z różnymi datami).

Wśród nich znaleźliśmy ponad 20 tekstów, które nie były oznaczone jako sponsorowane, a promowały firmę.

Teksty albo informują o nowych produktach, które oferuje ubezpieczyciel albo o nagrodach i sukcesach Link4. Są wśród nich teksty wspomnianych już wcześniej autorów – Suwarta i Majora. Często w artykułach wypowiada się Kotecka lub ktoś z zarządu Link4. Do kilku dołączono także wywiady z nimi w formie wideo, które trudno uznać za obiektywne dziennikarsko.

Gdy 23 kwietnia 2019 roku „Polityka” publikuje tekst, który krytycznie ocenia szybki awans Koteckiej na dyrektorskie stanowisko w Link4, na stronie WP Finanse ukazuje się tekst-laurka zatytułowany „Nagroda dla »Żelaznej Damy«” o tym, że Kotecka odbierze branżową nagrodę. Autor artykułu – Piotr Filipczyk, na co dzień dziennikarz portalu wPolityce.pl, pisze, że gdy Kotecka objęła funkcję dyrektora w Link4, „posypały się oskarżenia o nepotyzm i rzekomy brak kompetencji” do zajęcia tego stanowiska. “Jakież było zdziwienie krytykujących, gdy niedługo później rok 2017 LINK4 zamknął składką przypisaną na poziomie ponad miliarda zł – na dwa lata przed założonym planem” – zachwyca się Filipczyk.

Od połowy 2019 roku Wirtualna Polska współpracuje z Link4 przy kampanii Link4 Mama, czyli ofercie ubezpieczeniowej skierowanej do rodziców. W sierpniu 2019 „Wirtualna Polska Brand Studio”, wewnętrzna agencja marketingowa WP, realizuje na zlecenie Link4 „projekt sprzedażowo-edukacyjny” „Mamy mają moc”, czyli sześcioodcinkowy cykl rozmów wideo o macierzyństwie.

Kotecka: Starannie oddzielam życie zawodowe od osobistego

Ani rzecznik WP, ani Kotecka nie odpowiedzieli nam na pytanie, ile jest warta współpraca WP i Link4. Chcieliśmy zdobyć dane, dotyczące promocji Link4 (lub generalnie PZU) oraz Funduszu Sprawiedliwości w WP i porównać je z promocją w Onecie, jednak jest to praktycznie niemożliwe – musieliby ujawnić je sami zainteresowani.

W ubiegłym roku Kantar Polska przeanalizował wydatki spółek skarbu państwa na reklamy w mediach. Figurowały tam jednak tylko media tradycyjne, bo – jak wyjaśnił nam pracownik Kantara – uzyskanie takich danych na podstawie analizy portali internetowych jest dużo trudniejsze i obarczone większym ryzykiem błędu. Reklamy na portalach mierzone są inną metodą i dane nie mogą być traktowane jako miarodajne.

Chcieliśmy umówić się z Kotecką na rozmowę, jednak rzecznik prasowy Link4 Maciej Krzysztoszek poprosił o pytania mailowo (z powodu napiętego kalendarza żony Ziobry i okresu świątecznego). W odpowiedzi na nasze pytania Kotecka przesłała nam długie oświadczenie.

Stanowczo zaprzecza w nim, by uzależniała współpracę Link4 z danym medium od tego, jak opisywany jest w nim Zbigniew Ziobro.

„Starannie oddzielam życie zawodowe od osobistego, a sympatie czy antypatie poszczególnych redakcji nie mają wpływu na planowanie kampanii reklamowych LINK4 (…). Publikacje redakcyjne wp.pl wydają mi się bardzo krytyczne w stosunku do mojego męża, niejednokrotnie bardziej niż materiały publikowane przez portale Gazeta.pl czy Onet.pl”.

Żona ministra Ziobry nie odpowiedziała nam jednak na trzy z czterech pytań, które do niej wysłaliśmy:

  • Czy prawdą jest, że kontaktowała się lub nadal kontaktuje z dziennikarzami i redaktorami Wirtualnej Polski, by omawiać ostateczne wersje tekstów dotyczących Ziobry i Ministerstwa Sprawiedliwości? A jeśli tak, to dlaczego?
  • Czy wpływała na to, jakie treści dotyczące ministra Ziobry i Ministerstwa Sprawiedliwości pojawiały się na stronie Wirtualnej Polski lub w serwisie money.pl? A jeśli tak – w jaki sposób i dlaczego?
  • Jaka była wartość reklam oraz artykułów sponsorowanych Link4 publikowanych w portalach należących do Grupy Wirtualna Polska w latach 2015-2018?

Na koniec Kotecka ostrzegła nas: „Ze względu na insynuacyjny charakter nadesłanych przez Państwa pytań zastrzegam, że będziemy jako spółka podejmować zdecydowane działania prawne w sytuacji, gdyby ewentualna publikacja godziła w reputację LINK4”.

Rzecznik WP zaprzecza

Pytania dotyczące współpracy WP z Ministerstwem Sprawiedliwości i ludźmi z otoczenia Ziobry wysłaliśmy do rzecznika prasowego portalu Michała Siegiedy.

Rzecznik przekonuje, że:

  • żaden dziennikarz Wirtualnej Polski nie ma obowiązku dzwonienia do kogokolwiek;
  • redakcja Wirtualnej Polski nie współpracuje z ministerstwami ani ze spółkami;
  • władze WP nie pytają dziennikarzy, z kim się kontaktują, ani kto się kontaktuje z nimi;
  • Wirtualnej Polski nie łączą żadne „relacje z ośrodkami politycznymi”, poza wynikającymi z wykonywanych sumiennie dziennikarskich obowiązków.

***

Od czasu, gdy rozesłaliśmy pytania dotyczące tekstu o współpracy Wirtualnej Polski z Ministerstwem Sprawiedliwości, współpracujący z władzą PR-owcy podejmują intensywne starania, by poznać dane informatorów OKO.press.

Równocześnie do redakcji OKO.press zgłaszają się kolejne osoby, które potwierdzają nasze ustalenia.

* Wyjaśnienie z 27 stycznia 2020 roku.

W powyższym artykule błędnie wymieniliśmy nazwisko pana Konrada Wojciechowskiego w wśród fikcyjnych nazwisk, którymi podpisywano w WP artykuły przychylne dla Ministerstwa Sprawiedliwości. Informację o fałszywych dziennikarzach uzyskaliśmy z kilku niezależnych od siebie źródeł – od byłych i obecnych pracowników WP. Potwierdziły się one w odniesieniu do innych nazwisk, więc nie mieliśmy powodu przypuszczać, że inaczej jest w odniesieniu do p. Wojciechowskiego. Od chwili publikacji tekstu 15 stycznia nie otrzymaliśmy żadnego sygnału – ani za strony WP, ani p. Wojciechowskiego, że podane przez nas informacje są sprzeczne z prawdą, dlatego wcześniej nie prostowaliśmy tej informacji.

Przepraszamy za zaistniałą sytuację pana Konrada Wojciechowskiego i czytelników OKO.press.

Równocześnie pragniemy zaznaczyć, że w artykule wskazaliśmy tylko jeden artykuł podpisany nazwiskiem p. Wojciechowskiego i wiele artykułów podpisanych m.in. nazwiskiem nieistniejącego Krzysztofa Suwarta. Jak policzyły potem Wirtualne Media, takich artykułów było 300. To, że nie pisał ich p. Konrad Wojciechowski nie zmienia więc skali opisanego przez nas mechanizmu.

OKO. press




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz