Onet ujawnia. Prokuratura analizuje rolę Mateusza Morawieckiego w aferze RARS. Będą zarzuty dla byłego premiera?
25 sierpnia 2025
Były premier Mateusz Morawiecki, szef jego kancelarii Michał Dworczyk i najbliższy doradca Mariusz Chłopik mogą spodziewać się przesłuchania w śledztwie dotyczącym okradania Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych (RARS). Dlaczego dotychczas do tego nie doszło? — Nie wzywa się kogoś, wobec kogo nie wie się, czy przesłuchany ma być jedynie jako świadek, czy zajdzie wobec niego jednak potrzeba przedstawienia mu zarzutów — tłumaczy obeznane z tym postępowaniem źródło Onetu w Prokuraturze Krajowej.
Sprawa wyprowadzania ogromnych, idący w setki milionów złotych kwot z RARS, którą rok temu ujawnił Onet, to jedna z największych, wciąż nierozliczonych afer z czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości (PiS).
Agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA) i śledczy ustalili, że zlecenia z agencji — przede wszystkim te w czasie pandemii koronawirusa i później po ataku Rosji na Ukrainę — udzielane były zaprzyjaźnionym firmom, bez analizy rynku i przestrzegania obowiązujących zasad prowadzenia postępowań o zamówienia publiczne.
Sama tylko spółka Pawła Szopy, twórcy odzieży patriotycznej "Red is Bad" i znajomego prezesa RARS Michała Kuczmierowskiego, kupiła w Chinach agregaty prądotwórcze za 69 mln zł, które następnie odsprzedała RARS za 350 mln. Wcześniej na sprowadzaniu sprzętu mającego chronić Polaków przed covidem zarobił ponad 110 mln zł.
Spółka innego zaprzyjaźnionego z władzą przedsiębiorcy Dominika Basiora sprowadziła agregaty za ponad 90 mln zł. Kolejne kilkadziesiąt zarobiła na dostawie sprzętu mającego chronić Polaków przed pandemią.
Szopa po zatrzymaniu na Dominikanie współpracuje z prokuraturą, starając się o status małego świadka koronnego. Dlatego przebywa obecnie na wolności.
Basior przebywa obecnie w areszcie tymczasowym w Bytomiu i współpracować ze śledczymi nie ma zamiaru.
Dostawcy RARS pomagali Morawieckiemu w kampaniach wyborczych
Za czasów rządu Mateusza Morawieckiego RARS przeszła małą rewolucję. Wyjęta została spod kurateli Ministerstwa Aktywów Państwowych i przeniesiona pod wyłączną kontrolę premiera. Na jej czele Morawiecki postawił Kuczmierowskiego, który od lat pozostaje jednym z najbardziej zaufanych jego współpracowników.
Były szef rządu może się spodziewać przesłuchania w trwającym śledztwie nie tylko z powodu niedostatecznego, jak wynika z akt sprawy, nadzoru nad agencją. Obciążają i budzą zastanowienie również jego bliskie kontakty z oboma podejrzanymi przedsiębiorcami.
Dominik Basior to twórca i szef jego kampanii wyborczej w 2019 r., kiedy to Morawiecki po raz pierwszy ubiegał się o mandat posła. Koordynował też kampanię w roku 2023, kiedy formalnie prowadziła ją spółka jego wspólnika Łukasza Urbanka.
Świadczą o tym stenogramy prowadzonych przez nich i zarejestrowanych przez podsłuchujące Basiora CBA rozmów z czasu ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu.
Szopa również pracował przy kampaniach PiS, zapewniając kandydatom tej partii nieoficjalne wsparcie w mediach społecznościowych, wykorzystując do tego farmy trolli.
O tym również świadczą zebrane przez CBA materiały. W ub. tygodniu ujawniliśmy w Onecie jego zeznania o tym, że całą kampanię koordynował z ówczesnym sekretarzem generalnym PiS Krzysztofem Sobolewskim.
Jakby tego było mało, Paweł Szopa przynajmniej dwukrotnie spotkał się z Morawieckim w rządowym kompleksie przy ul. Parkowej, gdzie omawiali nie tylko sprawę sprowadzanych przez niego pięciokrotnie przepłaconych agregatów dla Ukrainy, ale również zbliżającą się kampanię.
Szopa na przesłuchaniu: "Mówiono mi, że to ma pójść na cele kampanii wyborczej"
O tym, że część z zarabianych w RARS pieniędzy Szopa przeznaczał na kampanię PiS, mężczyzna mówił nie tylko w prokuraturze, ale również w Najwyższej Izbie Kontroli (NIK), która prowadzi w tej sprawie własne postępowanie. Już dziś można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że zakończy się ono złożeniem kolejnych wniosków do prokuratury.
"Z niektórych zleceń część pieniędzy przeznaczałem na wsparcie bieżących działań prawicowych w internecie. Dostałem informację, że mam dla pana prezesa Kuczmierowskiego odkładać 1 gr od jednej sztuki rękawiczek zakupionych przez RARS. Mówiono mi, że to ma pójść na cele kampanii wyborczej" — mówił w NIK Paweł Szopa.
W prokuraturze przedsiębiorca opowiadał o tym, że po pieniądze na kampanię zgłosiła się do niego Anna Wójcik, była już szefowa gabinetu premiera w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jak twierdził, przekazał jej, właśnie na cele kampanii, 3,5 mln zł i zarzut przyjęcia korzyści majątkowej w takiej właśnie kwocie usłyszała urzędniczka w prokuraturze.
"Ona pierwsza zwróciła się do mnie o pieniądze. Na tym spotkaniu nie ustaliliśmy, w jakiej formie i kiedy dokładnie mam jej przekazać te pieniądze. Temat tych pieniędzy był palący, ona mówiła, że są jej potrzebne na już, za chwilę. […] Rozmowa o tych 5 mln na kampanię była krótka. Ona zapytała, ile zarobiłem na agregatach, po czym powiedziała, że potrzebuje 5 mln zł i ja się zgodziłem. Nie wnikałem w konkrety, na co to ma pójść" — mówił w prokuraturze Paweł Szopa.
Ustalenia Onetu przeczą jednak takiemu scenariuszowi.
"Nad prezesem na pewno był ktoś, kto polecał mu określone działania"
— Wójcik zwróciła Szopie pieniądze na jego wyraźną prośbę. To było w czasie, kiedy trwało już śledztwo, a jego konta były sukcesywnie zajmowane. Po prostu odcięliśmy go od źródeł finansowania i musiał ściągać pieniądze, by jakoś żyć — opowiada kolejny z naszych informatorów z kręgu prokuratury.
Pieniądze zostały bowiem wpłacone na depozyt jego kancelarii, co prokuratura uznała za próbę ich "wyprania" i postawiła adwokatowi zarzut "udzielenia pomocy w ukryciu składników majątku zagrożonych zajęciem w prowadzonym postępowaniu przygotowawczym".
Wąsowski do winy się nie przyznaje.
A Morawiecki?
Jak ustalił Onet, były premier powinien spodziewać się zaproszenia do rozmów z prokuratorami z Katowic, ci jednak wciąż starają się ustalić jego ewentualną rolę w aferze. Przedmiotem ich dociekań jest obecnie to, kogo na myśli mogli mieć przesłuchiwani byli i obecni pracownicy RARS, którzy twierdzili, że Michał Kuczmierowski, podejmując decyzje o udzielaniu zamówień spółkom Szopy i Basiora, wykonywał jedynie czyjeś polecenia.
"Postępowania, które było prowadzone w agencji i które wygrywali m.in. Szopa i Basior, odbywały się z polecenia kogoś bardzo wysoko postawionego. Nie wiem jednak, kto to jest" — mówiła na przesłuchaniu 5 lipca 2024 r. ówczesna szefowa biura zakupów Justyna G.
Kobieta również podjęła współpracę z prokuraturą, dzięki czemu opuściła areszt już po miesiącu.
18 lipca mówiła zaś śledczym: "Nad prezesem na pewno był ktoś, kto polecał mu określone działania i nadawał mu główne kierunki postępowania, co z kolei było przekazywane nam, głównie mnie. Moje podejrzenia, kto mógł faktycznie kierować panem Kuczmierowskim opieram na tym, że Michał nigdy nie podejmował decyzji ad hoc. Widziałam po jego zachowaniu, że nie jest on osobą decyzyjną w tej kwestii".
Morawiecki, Dworczyk i Chłopik do przesłuchania. W jakim charakterze?
Pytania o to, dlaczego w sprawie wciąż nie doszło do przesłuchania Mateusza Morawieckiego, zadaliśmy pracującym nad rozwikłaniem tej sprawy śledczym ze Śląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Katowicach.
— Nie wzywa się na przesłuchanie osoby, co do której nie ma się pewności, w jakim charakterze miałaby ona zostać przesłuchana: świadka czy ewentualnego podejrzanego — usłyszeliśmy w odpowiedzi.
Na liście osób do przesłuchania są również Michał Dworczyk i Mariusz Chłopik.
Pierwszy to były szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, odpowiedzialny m.in. za tworzenie rezerw strategicznych. Drugi był najbliższym doradcą Morawieckiego. Obaj są zaprzyjaźnieni z Michałem Kuczmierowskim.
Mającą o tym przesądzić rozprawę zaplanowano na wrzesień, polscy śledczy nie są jednak optymistami, jeśli idzie o czas, kiedy realnie będą mogli go przesłuchać.
— Brytyjskie służby nie palą się do wydania Michała Kuczmierowskiego. Nawet jeśli wrześniowa rozprawa poszłaby po naszej myśli, to ten z pewnością odwoła się od wyroku. A jego apelacja może potrwać nawet dwa lata — usłyszeliśmy w Prokuraturze Krajowej.
"Czy o wyprowadzaniu środków z RARS Mateusz mógł nie wiedzieć? Wątpię"
Pytania o to, kogo mogła mieć na myśli Justyna G., mówiąca śledczym o tajemniczym "wysoko postawionym" człowieku wydającym polecenia Kuczmierowskiemu, zadaliśmy również kilku obserwującym śledztwo urzędnikom i funkcjonariuszom.
— No narzuca się tutaj samo nazwisko Morawieckiego. I na tyle, co znam Michała, wydaje mi się to logiczne. On potrzebuje nad sobą takiego pana. Tyle że musi to być naprawdę poważny zawodnik. Ale czy Morawiecki o wszystkim wiedział? Nie wiem. Może były z nim konsultowane poszczególne umowy, tłumaczono, że to i to nam się później opłaci. Nie musiał przecież tym wszystkim sterować osobiście — ocenia bliski znajomy Kuczmierowskiego, znający wewnątrzpartyjne układy panujące w PiS.
Były minister z czasów rządu PiS: — Czy o wyprowadzaniu środków z RARS Mateusz mógł nie wiedzieć? Wątpię [śmiech]. On doskonale wie z korporacji, że trzeba być przygotowanym na różne scenariusze. A wśród rzeczy, których się nauczył w polityce, jest i ta, że władzę wykorzystuje się do tego, żeby zapewnić sobie pewne zasoby. W języku tzw. zwykłych ludzi ktoś powiedziałby, że to kradzież, ale chodzi o gromadzenie pewnych środków, które zapewnią później możliwość funkcjonowania, utrzymania się na politycznym rynku. Tak, chodzi oczywiście o pieniądze.
Mateusz Morawiecki zignorował przesłane mu prośby o rozmowę z Onetem na ten temat, podobnie Michał Dworczyk.
Wynikać miałoby to m.in. z faktu, iż negatywne opinie CBA w sprawie udzielania przez nadzorowaną przez premiera RARS zamówień spółkom Pawła Szopy i Dominika Basiora każdorazowo przekazywane były do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Ta jednak nie podjęła żadnych starań, by współpracę z nimi uniemożliwić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz