Potężna awantura na spotkaniu władz PiS. "Mateusz mocno przesadził", 27.11.2025


 

Potężna awantura na spotkaniu władz PiS. "Mateusz mocno przesadził"

27 listopada 2025

Najwyższe władze PiS spotkały się na Nowogrodzkiej, by nieco uspokoić nastroje w partii. Nie udało się. Przeciwnicy Matusza Morawieckiego są zaskoczeni jego postawą. — Stawianie prezesa pod ścianą, eskalacja żądań, próby wywrócenia stolika. To wszystko bardzo się nie spodobało — mówią nasi rozmówcy. Spór w partii jest głęboki, a z rozmów z politykami PiS wynika, że właściwie może tylko się pogłębiać.

Spotkanie na Nowogrodzkiej miało być ratunkowym spotkaniem, które zakończy konflikt harcerzy z maślarzami. Harcerze to frakcja Mateusza Morawieckiego, maślarze to frakcja, na której czele stoją w tej chwili Tobiasz Bocheński i Przemysław Czarnek. Do maślarzy ma także należeć część dawnych ziobrystów. Ale pokoju nie ma i nie będzie. Prezes próbuje zapanować nad rozgorzałą na nowo wojną, ale w tej chwili może jedynie próbować łagodzić rozgrzane do czerwoności emocje.

— Cały PKP był przeciwko Morawieckiemu — słyszymy po środowym spotkaniu na Nowogrodzkiej. PKP to Prezydium Komitetu Politycznego PiS, czyli po prostu najważniejsze ciało decyzyjne w partii.

Nie ma co się dziwić, bo w PKP Mateusz Morawiecki nie ma zbyt wielu sojuszników. Mariusz Błaszczak, Tobiasz Bocheński, Przemysław Czarnek, Patryk Jaki, Beata Szydło, Elżbieta Witek i Zbigniew Ziobro z różnych powodów przeważnie stają po przeciwnej stronie niż były premier. Joachim Brudziński i Antoni Macierewicz zawsze są po stronie prezesa i starają się nie wspierać żadnej z frakcji. Z sojuszników Morawieckiemu w gronie wiceprezesów partii zostaje tylko Anna Krupka, ale ona też nie rwie się do udziału w awanturze.

— Najbardziej atakował go Bocheński — słyszymy w relacjach po spotkaniu. Tobiasz Bocheński w ciągu ostatnich dwóch lat zaczął być bardzo liczącym się politykiem w strukturze partyjnej.

Od dawna wiadomo, że prezes chciałby go przymierzyć do jakiegoś poważnego miejsca, bo uważa, że Bocheński może przyciągnąć młodszy elektorat. Ale do wyborów samorządowych w 2024 r. raczej był tym politykiem, który stał tam, gdzie postawił go prezes. A to był kandydatem na prezydenta Warszawy, a to był rozważany jako kandydat na kandydata na prezydenta, żeby w końcu wylądować w Parlamencie Europejskim. Ale Bocheński zaczął wyciągać wnioski i zrozumiał, że nie uda mu się nic osiągnąć, jeśli nie będzie miał za sobą nie tylko prezesa, ale także partyjnej struktury. Dlatego włączył się we frakcyjne rozgrywki.

— Mateusz mocno przesadził. Stawianie prezesa pod ścianą, eskalacja żądań, próby wywrócenia stolika. To wszystko bardzo się nie spodobało — mówią nasi rozmówcy.

Awantura w PiS. Morawieckiego wykreślono z prac nad programem

Poszło o prace nad programem partii. Wirtualna Polska opisała jako pierwsza, że Mateusz Morawiecki oburzył się, bo zabrakło dla niego miejsca w zespołach programowych, a jego partyjni przeciwnicy dostali do opracowania programy we wszystkich dziedzinach, które były premier uważa za swoje. Oburzył się do tego stopnia, że odmówił wzięcia udziału w zeszłotygodniowej debacie PiS o dezinformacji. Politycy związani z Morawieckim ruszyli do boju w mediach społecznościowych, pisząc całe epistoły o tym, jak wielkie są zasługi byłego premiera.

— Nie da się Mateusza wykreślić z rządów PiS. Jest to naprawdę nie tylko karkołomne, ale zwyczajnie głupie — słyszymy. — Albo uznajemy, że te osiem lat to był sukces, albo tłumaczymy się ze wszystkiego.

Ale w PiS-ie emocji tym razem nie wzbudziło to, że Morawiecki odpowiada za Mercosur czy Zielony Ład. To wszyscy wiedzą i wiedzą jak bardzo jest to trudne dla partii. Tym razem poszło właśnie o medialną aktywność byłego premiera i jego ludzi.

— To, co naopowiadał w wywiadzie dla Sroczyńskiego, to jest jakiś odlot — gorączkują się przeciwnicy Morawieckiego w PiS. — Ktoś taki jak on powinien doskonale wiedzieć, że na pytanie, czy w sytuacji realnego zagrożenia dopuściłby utworzenie rządu z Tuskiem odpowiada się “nie ma takiej sytuacji". A ten mówi, że w razie wojny tak. I jeszcze Brauna dorzucił. No nie do przyjęcia — mówią.

Rozmowę opublikowała gazeta.pl, która zatrudnia Grzegorza Sroczyńskiego. Dla ludzi PiS to problem, bo uznają — nieważne, że niesłusznie — gazetę.pl za portal "Gazety Wyborczej". Po drugie prezes zapewnia, że z Braunem nigdy rządzić nie będzie. A Morawiecki mówi: “lepsze to niż druga kadencja Tuska". Po trzecie w końcu cała ta rozmowa stoi w lekkiej kontrze wobec polityki partii.

— I po tym wszystkim Mateusz przyszedł na Nowogrodzką z żądaniem, żeby zrobić wszystko od nowa i wszystkie zespoły, żeby powstały jeszcze raz z nim i jego ludźmi. Nie ma chyba co się dziwić, że wzbudziło to emocje — słyszymy z relacji partyjnych.

Waldemar Buda miał być zawieszony w PiS. Ta sprawa ma zaskakujące kulisy

W dodatku emocje podkręciła awantura z zawieszeniem Waldemara Budy. Zawieszeniem, którego w końcu nie było. Informację podały jako pierwsze łódzkie media. Buda pochodzi z Łodzi i władze regionalne PiS miały wysłać do centrali wniosek o jego zawieszenie. Jak donosiły media, zawieszenie miało być wynikiem występu Waldemara Budy na łódzkich Igrzyskach Wolności. Impreza jest raczej kojarzona z koalicją 15 października i PiS nie pojawia się na niej zbyt chętnie, ale co roku ktoś z PiS bierze udział przynajmniej w jednym panelu. Tym razem był to Buda. I za to miał zostać ukarany przez władze regionu. W obronie kojarzonego z Mateuszem Morawieckim polityka w social mediach stanęli prawie wszyscy harcerze.

— Niech pani da spokój, sam Waldek poleciał do mediów opowiedzieć, że jest ofiarą cenzury, a prawda jest taka, że nie płaci na partie i jest problem — denerwują się jego koledzy.

Zasada w PiS jest prosta — radni wpłacają na partię 500 zł, parlamentarzyści 1 tys., a europosłowie 5 tys., czyli trochę powyżej 1 tys. euro. A Buda, choć europoseł, nie płacił. Choć wniosek o jego zawieszenie go zmobilizował. Zrobił trzy wpłaty po 3 tys. złotych, ale to najwyraźniej nie zaspokoiło roszczeń. Z naszych informacji wynika, że powinien dopłacić jeszcze przynajmniej 74 tys. zł.

— Jest przekonanie, w partii, że sam to rozkręcił, bo teraz nie mogą go zawiesić po tej awanturze i to też nie uspokoiło przeciwników Morawieckiego, bo Buda to jego człowiek jest — słyszymy od partyjnych kolegów Budy.

W PiS buzują emocje. "Jedna iskra może doprowadzić do pożaru"

Partia robi wszystko, żeby nastroje uspokoić. Na Dolnym Śląsku odwieszono zawieszonych niedawno radnych. Tamta sprawa wywołała w partii potężną awanturę, bo chodziło o ludzi Michała Dworczyka, jednego z najwierniejszych żołnierzy Morawieckiego. Prezes miał ich ułaskawić, bo zdał sobie sprawę, że dolnośląskiej batalii nie wygra drastycznymi działaniami. W PiS jest to sprzedawane jako gest wobec Morawieckiego i jego ludzi, który ma ich nieco uspokoić.

Nie zmienia to fakty, że w PiS w ostatnich tygodniach zdarzyło się coś zaskakującego — dawno emocje nie były w partii tak żywe. Jednocześnie na pytania, czy to może oznaczać jakieś poważne rozłamy, czy nawet rozpad PiS, nasi rozmówcy mówią “przez następne dwa lata nic raczej się nie wydarzy. I zaraz dodają: "ale wie pani, jaka jest polska polityka. Jedna iskra może doprowadzić do pożaru".

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz