Przez tydzień oglądałem TV Republika i nie mogłem wyjść ze zdumienia. Jak to? To koniec? 10.08.2025


Przez tydzień oglądałem TV Republika i nie mogłem wyjść ze zdumienia. Jak to? To koniec?

Przez tydzień oglądałem najpopularniejszą telewizję w Polsce i zrozumiałem, co jest największą siłą Jarosława Kaczyńskiego.

Jest taka część mnie, która lubi zapuszczać się w rejony, w których zazwyczaj nie bywa i w które zapuszczać się nie powinna. Gdy do kina wchodzi kolejny odcinek "Szybkich i wściekłych", chcę się dowiedzieć, co takiego mają filmy o jeżdżeniu samochodami (bo o tym one są, prawda?), że stały się jedną z najbardziej dochodowych serii (franczyz, pisząc po polsku) w historii kina. Tak samo mam z książkami Paulo Coelho, programami telewizyjnymi i subskrybowanymi przez miliony kanałami na YouTubie. Nie, żebym nagle to wszystko czytał, słuchał i oglądał, ale przyjrzeć się fenomenowi lubię.

Kiedy zatem zobaczyłem, że najpopularniejszą telewizją w Polsce została Republika, nie mogłem się powstrzymać – musiałem sprawdzić, co najbardziej chcą oglądać Polki i Polacy. Zwłaszcza że to nie jest żadna kreatywna księgowość: w lipcu TV Republika miała 6,81 proc. udziału w rynku (rozumianym jako grupa powyżej 4. roku życia) i pierwszy raz w historii wyprzedziła TVP 1. Koniec kropka.

Przekaz dnia i wielkie pieniądze

Oszczędzę szczegółowego opisywania, co zobaczyłem w ciągu ostatnich kilku dni, bo to nudne i przewidywalne: cały ten kanał składa się z propagandy uszytej na podstawie pisowskich przekazów dnia pomieszanej z publicystyką spod znaku "bo ja uważam, że". Żadnych wiarygodnych analiz ani rzetelnych zakulisowych informacji. Prowadzący (bo przecież nie "dziennikarze") nawet się nie starają: powtarzają formułki wymyślone na Nowogrodzkiej, i to nawet z większym zaangażowaniem niż politycy i polityczki PiS. Bez przerwy słychać o "koalicji 13 grudnia", "TVP w likwidacji" itd.

Dobrze natomiast oglądało się fikołki służące stworzeniu złudzenia różnorodności. To już nie te czasy, gdy dla zapewnienia pluralizmu wystarczyło zaprosić przedstawicieli PiS, Solidarnej Polski, Porozumienia Jarosława Gowina, Zjednoczonej Prawicy i aktualnej partii Marka Jurka. Nie dość, że oprócz wysłanników partii Kaczyńskiego Tomasz Sakiewicz do głosu dopuścił konfederatów, to jeszcze szeroko otworzył drzwi niedoszłym prezydentom. W jeden weekend na ekranie zobaczyłem Marka Wocha (18,3 tys. głosów w I turze), Artura Bartoszewicza (95,6 tys.) i Marka Jakubiaka (150 tys.). Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy oni wszyscy nie startowali w wyborach tylko po to, by zapracować na zaproszenia do Republiki. Niezależnie od tego Republika przedłuża ich kariery – dotychczas standard był taki, że po wyborach Wochy, Bartoszewicze i im podobni znikali z przestrzeni publicznej.

Zapomniałbym. Jak przystało na stację reklamującą się hasłem "dom wolnego słowa", do dyskusji została dopuszczona również lewica. Sekretarz generalny Unii Pracy Bartosz Serenda – wnioskując po jego profilach w mediach społecznościowych – właściwie nie wychodzi z Republiki i telewizji braci Karnowskich wPolsce24. Po obejrzeniu jednej audycji z jego udziałem mam pewną tezę, jaką rolę odgrywa w tych wszystkich programach. Podejrzewam, że wy to wiecie bez oglądania, lecz on, jak mi się wydaje, wciąż żyje w głębokiej nieświadomości. Coś, czego nie byłem w stanie sprawdzić, to aktualne poparcie staruszki Unii Pracy, bo w sondażach taka formacja nie występuje, a partyjna strona nie działa.

Oglądałem Republikę, oglądałem, aż po kilku audycjach nie mogłem wyjść ze zdumienia. To już? Koniec? Nic więcej nie będzie? Bimbaliardy pompowane przez spółki skarbu państwa za czasów PiS, środki rządowe oraz ministerialne, fundacje, przetargi i tylko na tyle was stać? Za to wszystko moglibyście mieć korespondentów nawet na planecie Melmac, wiadomości nadawać ze studia fruwającego nad placem Piłsudskiego, a do prowadzenia lejt najt szoła wynająć Tuckera Carlsona. Zamiast tego jest Woch opowiadający, że na delfina Donalda Tuska właśnie awansował Adam Szłapka, w programie, który paździerzowo wyglądałby już w czasach, gdy obecny rzecznik rządu chodził do podstawówki.

Pieniądze to ważny temat tej opowieści. To, że w Republice są reklamy, dziwić nie powinno – Michael Jordan pytany, dlaczego nie wykorzystuje popularności zdobytej na parkietach NBA, by wypowiadać się w ważnych sprawach społecznych, odpowiadał: "Przecież republikanie też kupują buty". Hasło nic nie straciło na aktualności, w wersji nadwiślańskiej, uwspółcześnionej brzmi: "Prawicowcy też kupują kryptowaluty".

Unikatowe jest coś innego. Nie zliczę, ile razy przez ten tydzień usłyszałem i przeczytałem apel o wpłacanie pieniędzy na rzecz Republiki, zobaczyłem pisany wielkimi znakami numer konta, kod QR i adres strony internetowej przekierowujący bezpośrednio do podstrony umożliwiającej wpłatę. Kojarzycie, jak w reklamach leków nagle głos lektora przyśpiesza przy formułce: "Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania bądź skonsultuj się z lekarzem…"? To teraz wyobraźcie sobie, że ten suwak jest po drugiej stronie konsoli, a usłyszycie, jak Republika stara się, by każdy miał baaaardzo dużo czasu, by zanotować dane do wpłaty.

Człowiek jako istota opowiadająca

Pozostaje pytanie, jak to się stało, że stacja bez filmów, seriali, sportu, teleturniejów, reality show, słowem: bez rozrywki (w zamierzeniu wypełniający to miejsce "Piachem w tryby" należy do najgorszej kategorii programów – w zamierzeniu satyrycznych, w praktyce nieśmiesznych), wyprzedziła TVP1? Wiadomo, że prawdziwe dziennikarstwo trudno się monetyzuje, masowego odbiorcy nie zainteresujesz pogłębionymi wywiadami, przygotowywanymi tygodniami reportażami ani wiadomościami o polityce międzynarodowej. Ale chyba jest jednak coś zaskakującego w tym, że milionowa widownia woli patrzeć na gadające głowy, które nie mają przełożenia na cokolwiek, niż na 14 563. odcinek serialu "Klan".

Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi opozycja obrała sobie za cel przejęcie mediów publicznych. Plan był prosty: partia Kaczyńskiego straci narzędzie, skończy się propaganda, poparcie PiS zacznie spadać. Ten błąd przekłada się na dzisiejsze niepowodzenia koalicji 15 października, także na porażkę Rafała Trzaskowskiego w niedawnych wyborach prezydenckich. Nie o narzędzie, ale o opowieść tu bowiem chodzi.

Walter Fisher cztery dekady temu pisał, że człowiek jest homo narrans (istotą opowiadającą), a nie tylko homo sapiens. Ludzie rozumieją świat przez opowieści, a nie przez fakty. Wszystko zależy od tego, jak sprzedasz im swoją historię. To, czy zachowasz uczciwość intelektualną i będziesz się kierował prawami logiki, nie ma wielkiego znaczenia. Posłuchajcie prezesa, on od lat wciąż mówi to samo. Reparacje, aspiracje, zła Unia, imigranci gwałcący polskie kobiety, Tusk do więzienia – możemy się z tego śmiać (sam się śmieję), ale prawda jest taka, że tzw. strona demokratyczna nie doceniła siły opowieści wymyślonej przez Kaczyńskiego. Tymczasem okazało się, że publiczność właśnie tej opowieści potrzebuje. I nie mówimy tu o marginesie, tylko o milionach ludzi.

Republika nie jest przecież jedyna. Są telewizje Trwam i wPolsce24, kanały na YouTubie, radia i podcasty. Są papierowe miesięczniki, tygodniki i dzienniki. Wszystkie obsługują te same emocje tymi samymi metodami. Przejęcie TVP było ważne pod względem symbolicznym, lecz nie tylko nie zraniło, ale może nawet wzmocniło tę historię. Sprawiło bowiem, że można było zbudować – słowo klucz – opowieść o oblężonej twierdzy broniącej tradycyjnych wartości, którą lewaki z liberałami próbują zniszczyć. W tych wpłatach na konto Republiki nie chodzi bowiem tylko o pieniądze, ale także o budowanie społeczności.

Jeśli korzystasz z platformy streamingowej, jesteś klientem/klientką. Płacisz, by oglądać coś, co strona ma do zaoferowania. Republika daje wrażenie, że płacisz, by chronić ważne dla ciebie imponderabilia. To nie jest więź biznesowa. "Ty nas utrzymujesz, to jest twoja telewizja. Nie wpłacisz, to będziemy musieli się zamknąć, na rynku zostaną same sodomickie stacje, kontrolowane przez Niemców i Sorosa, których celem jest seksualizacja dzieci, zamiana schabowego na robaki, a w efekcie anihilacja narodu polskiego. Tylko my możemy ich powstrzymać". Taki jest przekaz.

Po drugiej stronie sceny politycznej nie ma niczego porównywalnego. Nigdzie i pod żadnym względem. Media nazywane "mainstreamowymi" (chociaż coraz bardziej absurdalne jest nazywanie Republiki telewizją spoza mainstreamu) dzielą włos na czworo, starają się działać według zasad, zachowywać obiektywnie (czymkolwiek ten obiektywizm jest). Nawet obecna TVP, choć często zbliża się do poziomu żenady, nigdy nie stanie się dla PO czy Lewicy tym, czym Republika dla PiS. Nie ta skala, nie te metody, nie ten całkowity brak poczucia obciachu.

To też jest gigantyczna przewaga Kaczyńskiego. Kiedy on idzie do władzy, razem z nim idą biznes oraz media. Po drugiej stronie takiej mobilizacji nie ma, druga strona zachowuje się tak, jakby wciąż był rok 2007 i można było pokonać prezesa tradycyjnymi metodami. Jakby wystarczyło mieć efektowniejsze pomysły, lepszą kampanię i sprawniejszych politycznych graczy. I to nie jest wybór, strona demokratyczna nie umie grać w populizm tak jak populiści i nigdy się tego nie nauczy.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz