"Stan Wyjątkowy". Kaczyński dożywotnim prezesem PiS. Tusk miota się w sprawie fałszerstw. Hołownia nie chce zablokować zaprzysiężenia Nawrockiego, 29.06.2025


"Stan Wyjątkowy". Kaczyński dożywotnim prezesem PiS. Tusk miota się w sprawie fałszerstw. Hołownia nie chce zablokować zaprzysiężenia Nawrockiego

29 czerwca 2025 

Sąd Najwyższy kierowany przez przyjaciółkę prezydenta Małgorzatę Manowską w sprawie nieprawidłowości wyborczych podgrzewa nastroje, zamiast je tonować.

Andrzej Duda, Małgorzata Manowska i Bogdan ŚwięczkowskiPawel Wodzynski/East News / East News
Andrzej Duda, Małgorzata Manowska i Bogdan Święczkowski

Tak się składa, że Manowska jest jedyną osobą, która mogłaby wyjaśnić nieprawidłowości wyborcze, uspokoić społeczeństwo i zagasić polityczny pożar.

Ale nie łudźmy się — pani prezes tej roli nie odegra. Bo nie chce. Bo nie może. Bo i po co? W końcu wygrał jej kandydat, więc po co psuć sobie nastrój roztrząsaniem jakichś tam "giertychówek"?

Manowska pokazuje wyborcom Trzaskowskiego gest Kozakiewicza

Tak właśnie określiła protesty wyborcze: "giertychówki". Gdyby nie było to żenujące, byłoby nawet zabawne. Gierkówka, kuroniówka, schetynówka, wreszcie giertychówka.

Gdyby Manowska wykazała choćby odrobinę empatii wobec tych, którzy kwestionują prawidłowość głosowania, mogłaby być dziś głosem rozwagi. Mogłaby — jak przystało na najwyższy autorytet w strukturze wymiaru sprawiedliwości — zaapelować o weryfikację wszelkich podejrzeń dotyczących nieprawidłowości wyborczych, a przez to uspokoić nastroje. Zamiast tego złożone przez obywateli protesty wyborcze pani prezes zbywa uśmiechem i szyderstwem. Przecież, nawet jeśli część tych protestów jest absurdalna, to sama ich liczba — ponad 50 tysięcy — powinna zapalić w Sądzie Najwyższym czerwoną lampkę. Ale nie – Manowska z miejsca stawia się po jednej stronie barykady. Z części autorów protestów robi idiotów, z reszty – wichrzycieli. A na deser opowiada o zamachach i możliwych próbach uwięzienia sędziów SN.

Nawet wśród neosędziów w Sądzie Najwyższym wybuchł bunt przeciwko zatwierdzeniu wyborów. Rzecznik Manowskiej — były wiceminister w rządzie PiS — poradził buntownikom, by spadali z Sądu Najwyższego. To już nie jest powaga urzędu – to polityczny kabaret.

Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro (L), podsekretarz stanu w MS Łukasz Piebiak (2P) oraz dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury Małgorzata Manowska (P) w 2017 r.Leszek Szymański / PAP
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro (L), podsekretarz stanu w MS Łukasz Piebiak (2P) oraz dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury Małgorzata Manowska (P) w 2017 r.

Nie powinno to jednak dziwić — po prostu Manowska odreagowuje. Gdyby wybory wygrał Rafał Trzaskowski, dla pani prezes oznaczałoby to koniec złotych czasów. Jest neosędzią, czyli nominację dostała od Krajowej Rady Sądownictwa po jej przejęciu przez PiS. A zatem Trzaskowski — zgodnie z zapowiedziami — pozbawiłby ją prezesury najważniejszego polskiego sądu i zdegradował, przesuwając na poprzednie miejsce pracy.

Rafał Trzaskowski i Donald TuskAdam Burakowski / East News
Rafał Trzaskowski i Donald Tusk

Ale że wygrał Karol Nawrocki — kandydat, który nikogo z "dobrej zmiany" krzywdzić nie da — Manowska może spać spokojnie. Jej fotel zostaje, pensja się zgadza, wpływy nie słabną.

Sama Manowska otwarcie przyznała w TVN24: "Czy ja jestem zainteresowana tym, żeby został prezydentem ktoś, kto powie, że ja nie jestem sędzią i 3 tys. sędziów ma iść na bruk?"

Uff. Można odetchnąć i pokazać politycznym przeciwnikom gest Kozakiewicza. Problem w tym, że pani prezes pokazuje wała nie tylko politykom. Pokazuje go też zwykłym ludziom — tym, którzy autentycznie nie rozumieją, dlaczego w niektórych komisjach wyborczych głosowanie przebiegało, delikatnie mówiąc, dziwnie. I którzy chcą, by ktoś – uczciwie i rzetelnie – sprawdził, co się właściwie wydarzyło.

Sąd Najwyższy poszedł po linii najmniejszego oporu. Uznał za zasadne protesty wyborcze w 11 obwodowych komisjach wyborczych, w których przeprowadzono ponowne liczenie głosów. Uznał zarazem, że wykryte nieprawidłowości nie miały wpływu na ogólny wynik wyborów. Jasne, że nie miały, skoro wszystkich komisji było ponad 30 tysięcy. Kluczowe jest to, że ekipa Manowskiej nie odpowiedziała na wniosek Prokuratora Generalnego Adama Bodnara o sprawdzenie niemal 1,5 tys. komisji. Wcześniej odmówiła mu dostępu do protestów wyborczych.

Giertych chce zatrzymać zaprzysiężenie Nawrockiego. Hołownia się nie zgadza

Pani prezes karierę zawdzięcza Ziobrze, Kaczyńskiemu i Dudzie. Za pierwszych rządów PiS w 2007 r. była wiceministrem sprawiedliwości u Ziobry, ale w rządzie Kaczyńskiego. Po powrocie prawicy do władzy w 2015 roku dostała złoty bilet: najpierw zajęła posadę dyrektorki Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, potem sędzi i prezeski SN, a z urzędu – przewodniczącej Trybunału Stanu, którego zresztą z zasady nie zwołuje, żeby nie zająć się tymi, którzy są jej patronami.

I dziś, gdy mogła po raz pierwszy pokazać niezależność i wykorzystać swoją pozycję do uspokojenia nastrojów – nie kiwnęła palcem. Bo najważniejsze jest to, że nie musi się pakować.

Finał będzie taki, że ci, którzy wierzą, że w trakcie wyborów doszło do fałszerstw, już nigdy nie dadzą się przekonać, że było inaczej. Część najtwardszych wyborców obozu władzy wsłuchuje się w głos Romana Giertycha, który nawołuje do radykalnych ruchów włącznie z ogłoszeniem 6 sierpnia przerwy w trakcie Zgromadzenia Narodowego — po to, by nie organizować zaprzysiężenia Nawrockiego.

Szymon Hołownia i Roman GiertychRadosław Pietruszka / PAP
Szymon Hołownia i Roman Giertych

Czy to realne? Nie. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia twardo mówi, że Nawrockiego zaprzysięgnie — odcinając się od Giertycha, swego dawnego sojusznika.

A Donald Tusk się miota. Z jednej strony wzywa liderów koalicji do jedności. Pisze na X/Twitterze: "Przed liderami Koalicji 15X poważna próba. Wiem, trudno znaleźć legalne i skuteczne sposoby działania w tym ustrojowym bałaganie, jaki odziedziczyliśmy po PiS. Jeśli nie wiecie, jak się zachować, to na wszelki wypadek zachowajcie się przyzwoicie. I nie dajcie się podzielić."

Choć nie tłumaczy, o co dokładnie chodzi, to jeszcze do niedawna wspierał zwolenników tezy o przekrętach wyborczych, za to inni liderzy koalicji nie podzielali takiego przekonania.

Z drugiej strony — Tusk mówi, że nieprawidłowości nie wpłynęły na wynik wyborów, czyli zgadza się z neoizbą Sądu Najwyższego i z Hołownią, który chce odebrać ślubowanie od Nawrockiego.

Donald Tusk i Roman Giertych w 2006 r.Tomasz Gzell / PAP
Donald Tusk i Roman Giertych w 2006 r.

Widać wyraźnie, że Tusk z jednej strony chce zagospodarować twardy elektorat przekonany o fałszerstwach, a z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że zaprzysiężenie Nawrockiego jest nieuniknione i próba zablokowania tej uroczystości byłaby polityczną katastrofą.

Adam Bodnar i Donald TuskPawel Wodzynski/East News / East News
Adam Bodnar i Donald Tusk

Hołownia znalazł się w najtrudniejszym momencie swej kariery politycznej

Zresztą premier ma teraz jeszcze inne problemy. Rekonstrukcja rządu się ślimaczy, co powoduje, że mniejsi koalicjanci znowu zaczynają ze sobą walczyć – i to nie o program, tylko o stołki. Skoro Lewica chce odebrać Hołowni fotel marszałka Sejmu, to Polska 2050 domaga się w zamian oddania przez Lewicę fotela wicepremiera.

Szymon Hołownia i Włodzimierz CzarzastyWojciech Olkuśnik / East News
Szymon Hołownia i Włodzimierz Czarzasty

W praktyce chodzi o to, aby lider Lewicy Włodzimierz Czarzasty odpuścił walkę o fotel marszałka. W umowie koalicyjnej jest zapis, że w połowie kadencji — a zatem na jesieni tego roku — Hołownia odda fotel Czarzastemu. Szkopuł w tym, że lider Polski2050 głęboko wierzył, że jesienią 2025 r. będzie już prezydentem — co okazało się mirażem.

W cieniu upadku politycznego Rafała Trzaskowskiego rozgrywa się właśnie dramat Hołowni. Nie ma wątpliwości — showman znalazł się w najtrudniejszym momencie swej kariery politycznej.

Był taki moment – efektowny i intensywny – gdy Szymon Hołownia był niekwestionowaną gwiazdą nowej polityki. 13 listopada 2023 r. został marszałkiem Sejmu i rozpoczął depisizację parlamentu. To było czyszczenie spektakularne i widowiskowe. "Sejmflix" – jak to ochrzczono – był wówczas hitem sezonu, a Hołownia brylował na sali plenarnej niczym dyrygent, który wreszcie dostał swoją filharmonię. Stawiał do pionu rozbrykanych pisowców, przerywał tyrady Kaczyńskiego, a wszystko to z uśmiechem jak z TVN-owskiego rozrywkowego show.

Miliony Polaków, którzy poszli do urn, żeby pogonić PiS, widziały w nim twarz zmiany. Był nowy i świeży, ładnie wyglądał i dobrze mówił. Naprawdę mógł wtedy uwierzyć, że za 2 lata będzie prezydentem — po to zresztą został marszałkiem Sejmu.

Jego kłopoty zaczęły się pod koniec 2023 r., gdy zapadły wyroki wobec Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika – duet kumpli z CBA trafił pod sąd za nadużycia z dawnych czasów.

Wtedy po raz pierwszy Hołownia musiał włożyć ręce w polityczne szambo. Jako że skazani nie mogą być posłami, wygasił ich mandaty — co wywołało w PiS furię.

Wtedy nastąpił moment definitywnego rozwodu konserwatywnego Hołowni z elektoratem prawicowym. W dodatku, zamiast skierować odwołania Kamińskiego i Wąsika do "pisowskiej" Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, Hołownia wysłał je do Izby Pracy SN, w której dominują starzy sędziowie, którzy nie są związani z PiS. Dla wyborców PiS stał się zdrajcą, który przedkłada interes Tuska nad dobro Ojczyzny.

Maciej Wąsik i Mariusz KamińskiPawel Wodzynski/East News / East News
Maciej Wąsik i Mariusz Kamiński

Szybko też zaczął płacić koszty rządzenia. Wiosną 2024 r. Trzecia Droga — koalicja partii Hołowni z PSL — jeszcze się trzymała. Dostała 14 proc. w wyborach samorządowych, czyli tyle samo, co w wyborach do Sejmu. Ale potem zaczęła się równia pochyła. Wybory europejskie? 6,9 proc. Wybory prezydenckie? Wynik Hołowni to katastrofa: 4,99 proc. Marzenie o prezydenturze, dla którego zostawił telewizyjne splendory, pękło jak bańka mydlana.

Hołownia puszcza oko do Nawrockiego

Kiedy upada lider, ciągnie za sobą partię. W konsekwencji marnego wyniku Hołowni Trzecia Droga się rozpadła, bo chłopi z PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza postanowili się ewakuować — dość mieli konfliktów z Hołownią i jego ludźmi. W ten sposób Polska 2050 została na lodzie – bez struktur i bez pomysłu na siebie.

Wybory Prezydenta RP 2025 - kampania. Kandydat Trzeciej Drogi, marszałek Sejmu Szymon Hołownia (C) oraz wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz (L)Radosław Pietruszka / PAP
Wybory Prezydenta RP 2025 - kampania. Kandydat Trzeciej Drogi, marszałek Sejmu Szymon Hołownia (C) oraz wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz (L)

A i marszałkowski tron drży w posadach — z takim wynikiem w wyborach Hołownia nie ma już argumentów, by powstrzymać rotację Czarzastego. Ale jednocześnie walka o fotel marszałka to dla Hołowni bój o splendor i wpływy — oraz pragnienie kupienia sobie czasu, by znaleźć sposób na pozostanie w polityce.

I tu dochodzimy do ostatniego aktu tej tragikomedii. Mimo że czeka na niego stanowisko wicepremiera – wciąż przecież prestiżowe – Hołownia nie chce wejść do rządu. Bo nie chce znów być dodatkiem do Tuska. Marzy o czymś więcej – o roli rozgrywającego, arbitra, łącznika. A w praktyce — po prostu o powrocie do bycia kimś.

Dlatego właśnie – ku zgrozie Giertycha i twardego elektoratu Koalicji Obywatelskiej – próbuje zorganizować zaprzysiężenie Karola Nawrockiego na prezydenta. Puszcza oko do Nawrockiego, wierząc, że stanie się pomostem między nim a Tuskiem — bo bezpośrednich relacji panowie będą unikać. W ten sposób jednak Hołownia — dokładnie tak jak Tusk — połyka swój język: zamierza uznać orzeczenie Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN o wyborze Nawrockiego, mimo że kiedyś sam podważał jej legalność.

Na Kaczyńskiego zagłosowało 1214 pisowców. A co się stało z 300 pozostałymi?

Zupełnie inne, euforyczne nastroje panują po drugiej stronie sceny politycznej. Jarosław Kaczyński może być z siebie zadowolony — zaprojektowana przez niego Izba Kontroli zdała egzamin. To powołana za rządów PiS speckomórka do orzekania w sprawach politycznych ważnych dla prezesa. Kaczyński tak ją zaprojektował, że zajmuje się m.in. wygaszaniem mandatów poselskich, ważnymi dla Kościoła decyzjami Państwowej Komisji ds. Pedofilii, emocjonującymi prezesa decyzjami Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji dotyczącymi mediów oraz wyrokami komisji ds. rosyjskich wpływów, która powstała za rządów PiS po to, by skazać Tuska i jego najbliższych współpracowników. To także ta izba zdecyduje o tym, czy głosy w wyborach prezydenckich będą liczone powtórnie i czy wynik głosowania jest poprawny.

Po wygranej Nawrockiego i zapewnieniu mu błogosławieństwa Sądu Najwyższego, Kaczyński mógł się poddać rozrywce. Otóż kolejny raz kazał się pisowcom wybrać na prezesa partii — co potwierdza, że tak naprawdę będzie dożywotnim liderem PiS. Oczywiście, nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzył w rutynowe zapowiedzi Kaczyńskiego o odejściu. To taki teatr: prezes mruknie coś o emeryturze, a w PiS rozpoczyna się inscenizacja dramatu pod tytułem "Nie zostawiaj nas, Ojcze Narodu!". Namowy, lamenty, błagania – wszystko zgodnie z rytuałem. A potem, jak zawsze, prezes ulega namowom partyjnego ludu i łaskawie zgadza się kandydować — i okazuje się bardziej niezastąpiony niż kiedykolwiek.

Nas bardziej zastanawia, że na Kaczyńskiego zagłosowało 1214 delegatów, a według zapowiedzi w kongresie wyborczym w Przysusze miało wziąć udział ponad 1500 delegatów. Czyżby 300 delegatów odważyło się nie przyjechać? A może — aż boimy się tej brawurowej tezy — nie chcieli poprzeć Wieczystego Prezesa?

Kaczyńskiego pociąga wizja ostatecznego triumfu nad Donaldem Tuskiem. I rozbicia w pył III RP

Kaczyński nigdy nie zamierzał odchodzić. Ale po triumfie prezydenckim zyskał dodatkowy argument — ma duże szanse na powrót do władzy jesienią 2027 r. Jednym słowem — pociąga go wizja ostatecznego triumfu nad Donaldem Tuskiem. I rozbicia w pył III RP, by zbudować na jej gruzach państwo z własnych pragnień, które zepchnie na margines liberałów i lewactwo oraz ich wyborców.

Mateusz Morawiecki i Przemysław CzarnekKrzysztof Radzki / East News
Mateusz Morawiecki i Przemysław Czarnek

Trwanie Kaczyńskiego to problem dla wewnętrznych frakcji PiS — Morawieckiego, Czarnka, czy Ziobry marzących o przejęciu władzy na prawicy. Dla obozu władzy to także problem, bo Kaczyński wciąż pokazuje swą skuteczność i naprawdę może pobić Tuska oraz jego kompanów za dwa lata.

Mateusz Morawiecki, Zbigniew ZiobroAndrzej Iwańczuk/Reporter / East News
Mateusz Morawiecki, Zbigniew Ziobro

Ale jednocześnie prezes jest sam dla siebie zagrożeniem. W 2023 r. formalnie wygrał wybory, tyle, że nikt nie chciał z nim rządzić, bo koalicjantów inwigiluje, szantażuje i okłamuje, a w finale przeżuwa i wypluwa. Dziś Kaczyński nie myśli o przyszłej koalicji z Konfederacją — myśli o wykończeniu Konfederacji, żeby rządzić samemu.

Premier Donald Tusk i prezes PiS Jarosław Kaczyński w Sejmie, 1 października 2014 r.Radosław Pietruszka / PAP
Premier Donald Tusk i prezes PiS Jarosław Kaczyński w Sejmie, 1 października 2014 r.

Kaczyński i Tusk – to duet doskonały. Batman i Joker polskiej polityki. Nienawidzą się, ale nie mogą bez siebie żyć. Ich ostatnie starcie już majaczy na horyzoncie. Kto przegra tym razem, przegra już na zawsze. No chyba, że jednak znowu nie.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz