"Stan Wyjątkowy". Tusk czaruje Nawrockiego. Potajemne kontakty ludzi prezydenta z rządem. Duda atakuje Kaczyńskiego
Po pierwsze, premier nie chce nakręcać wojny z Nawrockim, żeby nowy prezydent przestał hurtowo i na oślep wetować, po to tylko, by odgrywać się na rządzie. Tusk może próbować rządzić bez podpisów Nawrockiego, czyli bez ustaw — ale jest to trudne i bardziej to dryfowanie, niż zarządzanie państwem. Po wtóre, starcie z Nawrockim to jest coraz mniej wojna Tuska, a coraz bardziej starcie szefa MSZ Radka Sikorskiego. To on może zostać premierem, jeśli Tusk zdecyduje się oddać władzę, on też ma ambicje, by za 5 lat stanąć w szranki z Nawrockim o prezydenturę. Widać to wyraźnie — bo akurat Sikorski nogi nie cofa, a czasem wręcz prowokuje Nawrockiego. Wreszcie — to po trzecie — Tusk świetnie zna Kaczyńskiego. Doskonale rozumie, że jeśli da dużo przestrzeni zachłystującemu się władzą, sławą i przywilejami Nawrockiemu, to tym prędzej Kaczyński poczuje się zagrożony i przystąpi do zwyczajowej pacyfikacji swego wybranka. Tak pacyfikował wszystkich swych kolejnych premierów Marcinkiewicza, Szydło i Morawieckiego, tak też upokarzał prezydenta Andrzeja Dudę.
Tajne spotkanie prezydenckiego ministra w Waszyngtonie
Na razie Nawrocki robi wszystko, żeby pokazać, że jest do szpiku antyrządowy — bo wie, że takie jest oczekiwanie Kaczyńskiego. Ale — jak ustalili twórcy słuchowiska politycznego "Stan Wyjątkowy" — to w dużej mierze antyrządowość na pokaz
Weźmy najnowszy, wyrazisty przykład. Nawrocki poleciał ze swą pierwszą zagraniczną wizytą do Donalda Trumpa.
Zarówno on sam, jak i jego ministrowie odsądzali od czci i wiary rząd, w tym MSZ, a nade wszystko Bogdana Klicha, który kieruje polską ambasadą w Waszyngtonie. Kieruje, ale pełnoprawnym ambasadorem nie jest, bo nie godził się na to Andrzej Duda, a za nim Nawrocki — a to prezydent zatwierdza kandydatów na ambasadorów. Przeszkadza im to, że w momencie katastrofy smoleńskiej Klich był ministrem obrony. Logiki w tym nie ma. Można Klicha oskarżać o współodpowiedzialność za Smoleńsk, gdyby przyjąć, że do katastrofy doprowadziły zaniedbania w armii. Szkopuł w tym, że pisowcy uważają, że w Smoleńsku doszło do zamachu — a Klich jednak w żadnym zamachu nie brał udziału.
Ale to typowe zagrywki Jarosława Kaczyńskiego, który odpowiedzialność wśród przeciwników politycznych zakreśla zawsze wyjątkowo szeroko.
Oficjalnie Nawrocki i jego ludzie domagają się wycofania Klicha z Waszyngtonu — tak jak wcześniej Duda. Ba, wymogli nawet, żeby Klich nie witał Nawrockiego na lotnisku w Waszyngtonie — a taki jest zwyczaj. Wygląda na pełen, konsekwentny bojkot? Tak, ale tylko wygląda.
Bo — jak ustalili twórcy "Stanu Wyjątkowego" — dwa tygodnie przed wizytą Nawrockiego w USA, na rekonesans do Waszyngtonu przyjechał jego minister do spraw międzynarodowych Marcin Przydacz, do niedawna poseł PiS. W tajemnicy Przydacz przez 2,5 godziny rozmawiał z Klichem, ustalając szczegóły wizyty. A jednocześnie publicznie atakuje i Klicha, i MSZ, i cały rząd. A zatem praktyka Kancelarii Prezydenta wygląda następująco. Robocze, poufne kontakty z rządem — tak. Ale oficjalnie — pełen bojkot, kpiny i ataki.
Sondowania się rządu i prezydenta w sprawie odblokowania nominacji ambasadorskich
Swoją drogą historia z Klichem to element potajemnego sondowania się rządu i Pałacu Prezydenckiego w sprawie odblokowania nominacji ambasadorskich. Jak słyszymy, Tusk za Klicha ginąć nie zamierza. Nigdy nie było między nimi szczególnej chemii, a placówka w Waszyngtonie dla Klicha była pomysłem Sikorskiego, a nie Tuska.
Jednocześnie jednak Tusk nie może ot tak wycofać Klicha — może to zrobić wyłącznie w ramach szerszego porozumienia z Nawrockim w sprawie powoływania ambasadorów. Jeśli Nawrocki nie ustąpi, to Tusk dla zasady Klicha zostawi — i Przydacz znów będzie musiał ukrywać swe spotkania przed każdą wizytą prezydenta w USA.
Ale pisowska prawica utrudnia Nawrockiemu ruch. Kiedy pojawiły się plotki, że Klicha mógłby zastąpić dobrze oceniany w Pałacu Prezydenckim ambasador przy NATO Jacek Najder, to pisowskie media z miejsca zrobiły z niego "reseciarza" — czyli dawnego zwolennika normalizacji relacji z Rosją.
Tusk chwali Nawrockiego. Ale nie może mu całkiem odpuścić
Tusk chwalił Nawrockiego po jego spotkaniu z Trumpem. Napisał na X/Twitterze: "Prezydent Trump zadeklarował, że Stany Zjednoczone nie zamierzały i nie planują w przyszłości wycofania z Polski amerykańskich wojsk. To ważne słowa, które potwierdzają ponadczasowy charakter naszego sojuszu."
Po prawdzie deklaracja Trumpa o zachowaniu amerykańskiego kontyngentu w Polsce padła jeszcze zanim zaczęły się jego rozmowy z Nawrockim. To dowodzi, że zostało to wcześniej ustalone na linii minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz — amerykański sekretarz obrony Pete Hegseth. Wicepremier wypracował sobie dobre relacje ze swoim amerykańskim odpowiednikiem i powoli, bez rozgłosu dopina z nim kluczowe kwestie.
Tusk to wie, ale mimo to wysyła do Pałacu Prezydenckiego dobre słowo. Zresztą to nie jest pierwsza taka sytuacja. Kiedy ekipa Nawrockiego wyeliminowała go ze szczytu europejskich liderów z Trumpem w sprawie Ukrainy, przez co w Waszyngtonie nie było nikogo z Polski, Tusk skomentował: "Dajmy trochę czasu prezydentowi i jego kancelarii. Polska na zewnątrz wymaga jednolitego działania i współpracy wszystkich instytucji państwowych, a współpraca wymaga wzajemnej cierpliwości i zrozumienia. Pierwsze koty za płoty."
Według informacji twórców "Stanu Wyjątkowego" pierwsze spotkanie Tuska z Nawrockim w cztery oczy przebiegało w dobrej atmosferze. Spotkanie trwało około godziny i — jak się okazało — panowie znaleźli wspólny język. Łączy ich co najmniej miłość do Lechii Gdańsk. Tusk dziś twierdzi, że nie słyszał, aby to Nawrocki był autorem hasła lechijnych kiboli "Nie jesteś, nie byłeś, nie będziesz nigdy kibicem Lechii", wznoszonego za jego pierwszego premierostwa. Słyszeć to jednak musiał, bo taka plotka jest powszechna — w tamtym czasie Nawrocki był kibolem i brał udział w ustawkach.
Premier nie może całkowicie odpuścić Nawrockiemu, bo antypisowscy wyborcy oczekują twardej postawy wobec "Batyra". Dlatego to szef MSZ Radek Sikorski wziął na siebie starcie z Nawrockim — on był w USA w tym samym czasie, co prezydent.
Tak jak Kosiniak stawia na bezpośrednie relacje z sekretarzem obrony Hegsethem, tak Sikorski stara się pielęgnować osobiste relacje z sekretarzem stanu Marco Rubio — tym razem spotkał się z nim w Miami. Pretekst znalazł Sikorski dobry — wręczenie Nagrody Solidarności im. Lecha Wałęsy kubańskiej opozycjonistce, Bercie Soler Fernandez. Tak się składa, że Rubio to Amerykanin kubańskiego pochodzenia i pochodzi z Florydy.
Ale z Florydy Sikorski przyleciał do Waszyngtonu, gdzie spotkał się m.in. z wysłannikiem prezydenta Trumpa do spraw Ukrainy generałem Keithem Kelloggiem, a także z szefami komisji spraw zagranicznych i wywiadu Izby Reprezentantów.
Szef MSZ dwoił się i troił, żeby pokazać, że nieprawdziwe są zarzuty pisowców — w tym ludzi Nawrockiego — iż rząd jest izolowany w Waszyngtonie.
W mediach społecznościowych drwił nawet z europosła PiS Adama Bielana, który jest politycznym przewodnikiem Nawrockiego w Waszyngtonie.
Bielan oświadczył otóż, że Tusk jest w Białym Domu "persona non grata", zaś Sikorski nie jest tam mile widziany. W odpowiedzi Sikorski opublikował filmik z pozdrowieniami, nagrany terenie Białego Domu.
Amerykańska galeria zdjęć Sikorskiego zirytowała Nawrockiego. "Nie mam możliwości zająć się Pana albumem z Waszyngtonu w innej formie, ale apeluję o powagę. Nasze relacje z USA to naprawdę kwestia zasadnicza dla Polski. Minister SZ, cykający selfie pod budynkami administracji naszego partnera, to nie jest dobra droga. Proszę na chwilę zapomnieć o emocjach, o naszej wewnętrznej polityce, o swoim albumie z wyjazdu. Proszę poprawić zbroję i z powagą reprezentować poważnego partnera USA – Polskę. To nie jest kwestia Pana dobrego — acz niepokojącego — samopoczucia. To są sprawy państwowe. Wierzę, że jak tylko znajdę czas, a Pan trochę ochłonie, to spotkamy się na poważnej rozmowie o niepokojącym stanie polskiej dyplomacji — także w USA, gdzie nie mamy od dłuższego czasu Ambasadora."
Sikorski był w odpowiedzi zaczepny: "Dziękuję za zaproszenie, niezmiennie jestem do Pańskiej dyspozycji. Uprzedzam, że zapytam, dlaczego Pańscy ludzie donosili w Waszyngtonie na Premiera i demokratyczny rząd wolnej Polski próbując blokować mu dostęp do Białego Domu. Liczę, że uzgodnimy podpisanie przez Pana nominacji zgodnie z ustawą wyłonionych kandydatów na ambasadorów mających rekomendację Sejmu i zgody państw przyjmujących. A w podróżach służbowych zdarzają się też luźniejsze momenty" — i zamieścił zdjęcie z jednego z licznych wojaży Nawrockiego jako szefa Muzeum II Wojny Światowej, które kosztowały w sumie prawie pół miliona zł.
To zdjęcie z Hawajów z 2018 r., na którym wraz z Nawrockim jest m.in. jego współpracownica, którą zabrał na wyjazd, usuwając wcześniej merytorycznego pracownika. Za kadencji Nawrockiego awansowała ze specjalistki ds. administracji, na jego zastępczynię. To zdjęcie to nawet więcej niż wypowiedzenie przez Sikorskiego wojny.
Rząd nie jest bezbronny w relacjach z USA. Nie przypadkiem w stanowisko MSZ dla Nawrockiego przed wylotem do Waszyngtonu znalazły się sugestie, żeby nie wypowiadał się w sprawie zakupu technologii dla drugiej elektrowni atomowej oraz unikał rozmowy na temat podatku cyfrowego, którym rząd straszy duże amerykańskie koncerny internetowe dlatego, że unikają płacenia u nas podatku. Właśnie takimi kwestiami — zakupem atomu od Amerykanów i rezygnacją z podatku — rząd chce grać z Trumpem, który w polityce kieruje się głównie zapachem pieniędzy. W tym sensie rząd może dać mu więcej, niż Nawrocki, który żadnego kontraktu nie sfinansuje, bo nie ma z czego.
Duda otwarcie atakuje Kaczyńskiego, jednocześnie wychwalając liderów Konfederacji
Twórcy "Stanu Wyjątkowego" nie zadają sobie pytania, czy Kaczyński będzie chciał spacyfikować Nawrockiego. Zadają sobie pytanie, jak szybko do tego dojdzie — czy jeszcze przed wyborami do Sejmu, czy po nich. Zwróćmy uwagę, że Kaczyński przystąpił do planu eliminacji Konfederacji, bo boi się rządów z Mentzenem.
A przede wszystkim — nie chce dopuścić do tego, by Konfederacja wzmacniała się do wyborów kosztem PiS. Z kolei z punktu widzenia Nawrockiego wojna PiS z Konfederacją nie jest korzystna, bo prezydent lawiruje między obydwoma partiami i może stracić na ich konflikcie.
W podobnej sytuacji jest zresztą także poprzedni prezydent Andrzej Duda. Z jedną zasadniczą różnicą — Duda otwarcie atakuje Kaczyńskiego, jednocześnie wychwalając liderów Konfederacji.
Ledwo oddał klucze do pałacu i odszedł na polityczną emeryturę, a już krzyczy: "Kaczyński, odejdź!". W rozmowie z internetowym wywiadowcą Żurnalistą były prezydent pytał retoryczne: czy 80-latek powinien decydować o losach Polski? Pytanie piękne w swej szczerości, bo przecież każdy wiedział, o kogo chodzi. Zabrakło tylko dopowiedzenia: "panie prezesie, czas na sanatorium". W innym miejscu Duda dorzucił swoje trzy grosze o PRL-owskim bagażu – i było zrobiło się jasne, że obciążony przeszłością jest właśnie Kaczyński.
Ale Duda nie zatrzymał się na jednym wrogu. Przedstawił listę rozliczeń we własnym obozie. Ziobro? Ręczne sterowanie sądami. Kurski? Propagandowy chłam w TVP. Można odnieść wrażenie, że Duda ma w sobie radość, iż wreszcie może publicznie wylać żale, które dusił latami.
Od prezydenta do youtubera. Trump zapomniał o Dudzie
I oto mamy 53-letniego polityka w pełni sił, który nie chce żyć jak zwykły emeryt. Problem w tym, że w PiS już nikt go nie potrzebuje, a Kaczyński niczego mu nie da. Dlatego Duda zerka w stronę Konfederacji. Jeszcze niedawno najwierniejszy sojusznik Ukrainy, teraz krytyk Zełenskiego. Jeszcze niedawno "oczywiście przyjaciel" ukraińskiego prezydenta, dziś już niekoniecznie — z takim sznytem lepiej pasuje do Konfederacji.
No i te pieniądze. Prezydencka emerytura to niespełna 14 tysięcy złotych brutto — Dudowie ściskają się w 150-metrowym mieszkaniu w Krakowie, bo nie mieszczą im się rzeczy po przeprowadzce z pałacu. Dlatego powstał pomysł biznes życia: autobiograficzna książka w cenie dobrej butelki, a w wersji premium – z autografem i pudełkiem — nawet bardzo dobrej. Do tego będą filmiki z Dudą w Kanale Zero. Od głowy państwa do youtubera — to dopiero historia polityczna.
A były marzenia o Trumpie. Prezydent USA miał otworzyć Dudzie drzwi do wielkiej kariery międzynarodowej. Niestety, zamiast fuchy w ONZ czy NATO dostał robotę na YouTube.
Trump zapomina tych, którzy niczego nie mogą mu dać — to także nauczka dla Nawrockiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz