"Stan Wyjątkowy". Żurek wkracza do akcji. Mentzen drażni Kaczyńskiego. Prezydent Duda żegna się w kiepskim stylu, 03.08.2025

 

„Stan Wyjątkowy”. Żurek wkracza do akcji. Mentzen drażni Kaczyńskiego. Prezydent Duda żegna się w kiepskim stylu

Minister Waldemar Żurek wszedł do ministerstwa sprawiedliwości i po tygodniu urzędowania zorganizował jedną z najdłuższych konferencji prasowych w historii tego rządu. Przez ponad dwie godziny rozmawiał z dziennikarzami. Było ostro. PiS zatrzęsło się w posadach, a najtwardszy elektorat rządzącej koalicji jest w euforii. Kamyczek do tego bujnie kwitnącego ogródka nowego ministra wrzuca jego poprzednik, mówiąc „ale przecież to jest wszystko dokładnie tak samo, jak było u mnie”. Ale może vibe po prostu jest inny.

Waldemar Żurek rozpoczął od zawieszeń i wniosków o odwołanie. Czyli dokładnie od tego górnego C, o jakie chodziło wyborcom Koalicji Obywatelskiej. Od razu widać to, czego można było się spodziewać po tej nominacji — Waldemar Żurek znacznie energiczniej pójdzie na wojnę z neo-KRS, niż robił to Adam Bodnar. Część sędziów bowiem została zawieszona właśnie za złożenie podpisu na listach poparcia dla neo-KRS, kiedy PiS postanowiło zamachnąć się na tę najważniejszą dla systemu wymiaru sprawiedliwości w Polsce instytucję.

Waldemar Żurek bierze się za neo-KRS

Przypomnijmy KRS, „przed PiS-em” była wybierana przez prezydenta, Sejm i Senat, bo władza wykonawcza i ustawodawcza miały w niej swoich przedstawicieli, ale — i to było kluczowe dla polityków PiS „ale” — znaczna większość, bo aż 15 członków Krajowej Rady Sądownictwa, pochodziło z wyboru dokonanego przez środowisko sędziowskie.

Prawo i Sprawiedliwość (nazwa ironiczna) nie musiało nawet zbyt długo kombinować jak to zrobić, żeby całą KRS przejąć, bo nasza Konstytucja jest niebywale nieprecyzyjna. W Konstytucji zapisane jest bowiem, że „15 członków KRS wybiera się zgodnie z ustawą, a co można zrobić z ustawą, jak się ma większość w Sejmie i swojego prezydenta? Napisać ją od nowa, zmienić we fragmentach, wypaczyć i w ogóle wywalić do kosza. Co też PiS uczyniło, z satysfakcją uznając, że 15 członków KRS też powoła Sejm, w którym to PiS ma większość.

Posłowie na sali plenarnej Sejmu podczas wyboru 15 sędziów na członków Krajowej Rady Sądownictwa, 12 maja 2022 r.Marcin Obara / PAP
Posłowie na sali plenarnej Sejmu podczas wyboru 15 sędziów na członków Krajowej Rady Sądownictwa, 12 maja 2022 r.

Potem jeszcze odbył się cyrk z podpisami poparcia dla przyszłych członków neo-KRS, które PiS-owski szef Urzędu Ochrony Danych Osobowych utajnił, a PiS-owski Sejm przekazał dziennikarzom czyste kartki z numerkami. Trochę nie ma co się dziwić, że podpisujący się wstydzili, bo przecież doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co z wymiarem sprawiedliwości robi PiS.

To jest jeden z argumentów ministra — do zeszłego tygodnia sędziego — Żurka. Sędziowie biorący udział w niszczeniu praworządności w Polsce nie mogą zasłaniać się niewiedzą, bo albo to świadczy bardzo źle o ich potencjale intelektualnym, albo o kręgosłupie moralnym. Innego wyjścia nie ma.

— Ja zawieszam ich dzisiaj w czynnościach. Więc to słowo, jak powiedziałem „odwołałem”, jest na wyrost (…), ale te osoby zostały zawieszone w czynnościach prezesów — mówił Waldemar Żurek na konferencji i niemal natychmiast z ripostą pospieszył były minister Adam Bodnar mówiąc, że on robił dokładnie to samo. Problem — dla polityków — polega na tym, że procedura odwołania prezesa sądu to nie jest hop-siup i nie zależy wyłącznie od ministra. Jak mówi Bodnar, jemu środowisko sędziowskie kilka zawieszeń „uwaliło”.

Zły czas Bodnara. Poczuł się upokorzony przez Tuska

Adam Bodnar jest w wyjątkowo ponurym nastroju. Nie znika ze sceny politycznej, ale miejsce w Senacie to nie jest jednak kluczowa rola w polskim, politycznym piekiełku. Adam Bodnar poczuł się wykorzystany i zwyczajnie upokorzony przez Donalda Tuska. Jak mówi, dowiedział się niemal w ostatniej chwili, że zostanie odwołany i wymieniony na Żurka. Aż dziwne, bo po półtora roku w polityce senator Bodnar powinien już wiedzieć, że jak media uporczywie powtarzają nie tylko, że ktoś zostanie wymieniony, ale także kto go może zastąpić (początkowo miał to być szef Naczelnej Rady Adwokackiej mec. Przemysław Rosati), to znaczy, że coś w tym jest.

Adam Bodnar podczas uroczystości zmiany w składzie Rady Ministrów w Pałacu Prezydenckim, 24 lipca 2025 r.Paweł Supernak / PAP
Adam Bodnar podczas uroczystości zmiany w składzie Rady Ministrów w Pałacu Prezydenckim, 24 lipca 2025 r.

Adam Bodnar poświęcił bardzo dużo, żeby wejść do rządu Tuska i chyba uważał, że to coś znaczy, ale w polskiej polityce najwięcej znaczą emocje wyborców a te ostatnio odwróciły się od ministra. Najtwardszy elektorat uważał, że za mało i za wolno Bodnar robi. Zobaczymy, jak poradzi sobie jego następca.

Donald Tusk, Adam Bodnar w czasie spotkania z przedstawicielami strony społecznej w sprawie deregulacji w KPRM, 24 kwietnia 2025 r.Paweł Supernak / PAP
Donald Tusk, Adam Bodnar w czasie spotkania z przedstawicielami strony społecznej w sprawie deregulacji w KPRM, 24 kwietnia 2025 r.

Waldemar Żurek został zaprzysiężony. I od razu rozpoczął rewolucję

Żurek zaczął od wycofania ostatniej — dosłownie ostatniej, bo opublikowanej na dzień przed odwołaniem — decyzji ministra Bodnara, czyli tabel alimentacyjnych. Przepisy były tak źle przygotowane, że naprawdę nie dało się tego wybronić. Przede wszystkim autorom ustawy chyba pomyliło się brutto z netto i okazało się, że jak na przykład rodzic ma zasądzone alimenty na trójkę dzieci, to po ich zapłaceniu nie zostaje mu minimum socjalne na przeżycie. Oczywiście, że alimenty trzeba płacić i trzeba je z „alimenciarzy ściągać”, ale jednak nie należy doprowadzać ich do śmierci z głodu. Przepisy, które w założeniu są całkiem rozsądne, po prostu zostały popsute i znowu ich przez dłuższy czas nie będzie. W Polsce prawie 300 tys. osób ma zaległości alimentacyjne, czyli po prostu nie płaci swoim dzieciom alimentów na czas.

Minister zdecydował także o podwyżkach dla asesorów, czyli najmłodszych sędziów i aplikantów pracujących w polskich sądach. — Ja w młodości pracowałem w Europie Zachodniej na najniższych stanowiskach, żeby zarobić sobie na studia. Nie chciałbym, żeby najlepsi młodzi ludzie wyjeżdżali z Polski.

Ale w samym ministerstwie wcale nie jest specjalnie różowo. Nowy minister zapowiedział, że tam też będą zmiany, bo jego zdaniem resort jest za bardzo rozbudowany, co — jak zawsze przy takich okazjach — wywołało lekkie drżenie w instytucji. W dodatku jak donoszą nam wiewiórki, już były pierwsze spięcia między Waldemarem Żurkiem a dotychczasowym (zobaczymy, czy się utrzyma) wiceministrem Dariuszem Mazurem. Mazur został zatrudniony w resorcie przez Adama Bodnara, jako jego łącznik ze środowiskiem sędziowskim, bo były minister po prostu nie był w tym środowisku zakotwiczony. A Żurek jest. W dodatku obaj, i Żurek i Mazur, byli sędziami z Krakowa, co też zapewne ma wpływ na ich kontakty zawodowe.

Adam Bodnar i Dariusz Mazur podczas konferencji naukowej "Obywatele orzekają — ławnicy w perspektywie polskiej i międzynarodowej", 6 marca 2025 r.Paweł Supernak / PAP
Adam Bodnar i Dariusz Mazur podczas konferencji naukowej „Obywatele orzekają — ławnicy w perspektywie polskiej i międzynarodowej”, 6 marca 2025 r.

Najciekawsze jednak co minister zamierza zrobić z prokuraturą, bo tego na razie nie wiadomo. Prokuratorem krajowym pozostaje Dariusz Korneluk. Oczywiście przy tej okazji odezwał się były minister, prokurator generalny Zbigniew Ziobro, który dał Żurkowi ultimatum, że do piątkowego wieczora ma przywrócić Dariusza Barskiego, byłego pełniącego obowiązki (bo zdaniem Adama Bodnara nigdy skutecznie niepowołanego) prokuratora krajowego. Przy okazji świadka na ślubie Ziobrów.

Zbigniew Ziobro i Dariusz Barski, 8 sierpnia 2007 r.Tomasz Gzell / PAP
Zbigniew Ziobro i Dariusz Barski, 8 sierpnia 2007 r.

Waldemar Żurek odpowiedział, że ultimatum to były minister może swojemu psu na spacerze postawić. PiS generalnie nie może przestać się oburzać na tę nominację z jednej strony, a z drugiej tak jakby radośnie zacierać ręce. Jak usłyszeliśmy od jednego byłego ministra: „Giertych wygrał tę rekonstrukcję, a im więcej Giertycha, tym lepiej dla nas”.

Niepewna przyszłość Polski 2050

Jak mawiają najstarsi dziennikarze — „nie milkną echa” rekonstrukcji. Zwłaszcza, że po niej wcale sytuacja w rządzącej koalicji się nie uspokoiła. Najpierw Szymon Hołownia wyskoczył z zamachem stanu, a potem lewica zaczęła burczeć, że nikt z nią nie ustalał kandydatury nowego prezesa NIK. Okazało się, że po prostu nikt szefowej klubu nie poinformował o ustaleniach, ale to szczegół.

Szymon Hołownia, Paulina Hennig-Kloska, Marta Cienkowska, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz i politycy w czasie briefingu na temat obecności Polski 2050 w zrekonstruowanym rządzie Koalicji 15 października, 23 lipca 2025 r.Paweł Supernak / PAP
Szymon Hołownia, Paulina Hennig-Kloska, Marta Cienkowska, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz i politycy w czasie briefingu na temat obecności Polski 2050 w zrekonstruowanym rządzie Koalicji 15 października, 23 lipca 2025 r.

Gorzej z Polską 2050, która drży, trzeszczy, chwieje się i nie wie, czy upadać czy też nie. Poparcie w sondażach jest w granicach błędu statystycznego, prawie takie jak miała Solidarna (wówczas) Polska, kiedy postanowiła zacząć szantażować PiS odejściem z koalicji.

Zaufanie do Szymona Hołowni spadało, spadało i roztrzaskało się o sondaże. Teraz nie ufają mu nie tylko partnerzy koalicyjni, ale także wyborcy. Bardzo niekorzystne dla polityka położenie. Listopadowy odprysk rekonstrukcji może przynieść zmiany fundamentalne. Po pierwsze, jak słyszymy, nie ma żadnej ostatecznej decyzji o tym, że Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz będzie wicepremierem a walczy o to zaciekle. Ba, słyszymy, że nawet kręciła nosem na nowy resort kultury dla własnej partii, bo bała się, że jak dostaną nowego ministra to już może zapomnieć o tece wicepremiera. Sama ministra Pełczyńska-Nałęcz ma przekonywać Szymona Hołownię, że on powinien ruszyć w Polskę, spotykać się z ludźmi i odbudowywać poparcie, kiedy już wstanie z fotela marszałka, a ona z poświęceniem dla partii będzie sprawować urząd wiceszefa rządu.

Szymon Hołownia i Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz po zakończeniu Rady Krajowej Polski 2050 w Warszawie, 28 czerwca 2025 r.Marcin Obara / PAP
Szymon Hołownia i Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz po zakończeniu Rady Krajowej Polski 2050 w Warszawie, 28 czerwca 2025 r.

Po drugie w Polsce 2050 słychać, że czasy uwielbienia dla Szymona Hołowni się skończyły i jeśli w listopadzie przy okazji zmiany na fotelu marszałka zdarzy się coś nieprzewidzianego, jeśli na przykład Hołownia ugadał sobie poparcie od PiS (a tak można odczytywać niektóre wypowiedzi prezesa, wiadomo jednak jaki jest prezes i że czasem mówi wyłącznie po to, żeby podnieść temperaturę), to w klubie może nastąpić nawet nie pęknięcie, a rozłam po prostu.

Hołownia ma w tej chwili problem fundamentalny — nie wie, ilu ma w klubie naprawdę wiernych ludzi, a klub i partia nie wiedzą, czy on chce być dalej liderem i bawić się w politykę. To państwo powinni sobie chyba jakoś wyjaśnić.

Koniec „miesiąca miodowego” w opozycji

A na prawicy miłość kwitnie. Prezes próbuje nieustannie stawiać warunki Konfederacji, a Sławomir Mentzen za każdym razem je odrzuca. Ostatnio powiedział o Kaczyńskim „polityczny gangster” i to wywołało teatralne oburzenie PiS-u. Przy okazji politycy PiS zaczęli rozdzierać szaty, że Mentzen obarcza winą za śmierć Andrzeja Leppera i chorobę Zbigniewa Ziobro Jarosława Kaczyńskiego i że to niegodne.

Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński na posiedzeniu Sejmu, 27 maja 2004 r.Tomasz Gzell / PAP
Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński na posiedzeniu Sejmu, 27 maja 2004 r.

Kiedy dokładnie to samo mówił w kampanii wyborczej, to jakoś nikt z PiS problemu nie widział, bo akurat wtedy głosy wyborców Konfederacji i jakaś forma deklaracji od Mentzena była PiS-owi potrzebna. Teraz natomiast prezes i jego ludzie próbują ustawić się w najlepszej możliwej do negocjacji koalicyjnych pozycji. Będą zatem powtarzać do znudzenia, że oni to mogą koalicję i z PSL-em i z Polską 2050 zrobić (panowie, ale oni z wami nie chcą) i że Konfederacja i jej lider to dzieciaki niedorosłe do polityki.

Mentzen bardzo wyraźnie mówi, że taktyka PiS jest dla niego dość oczywista i że Kaczyńskiemu zależy wyłącznie na pozycji własnej partii, a on nie zamierza podpisywać prezesowi niczego, co jest niezgodne z jego poglądami gospodarczymi, czyli chyba w ogóle niczego, bo gospodarczy program PiS i Konfederacji to są dwa kosmosy, a nie światy. Czy to oznacza, że panowie nie wejdą ze sobą w koalicję po kolejnych wyborach? Ależ oczywiście, że nie oznacza. Wejdą, jeśli będą widzieli w tym interes. Teraz po prostu się poprzepychają, żeby pokazać kto tu jest silniejszy, a potem podpiszą wszystko, co trzeba będzie podpisać, żeby zająć miejsca w gabinetach i limuzynach.

Sławomir Mentzen w czasie kampanii wyborczej w Bieruniu, 16 maja 2025 r.Grzegorz Wajda/REPORTER / East News
Sławomir Mentzen w czasie kampanii wyborczej w Bieruniu, 16 maja 2025 r.

Kiepskie pożegnanie Andrzeja Dudy

A na koniec żegnamy prezydenta Andrzeja Dudę, a raczej pozwalamy mu się pożegnać w stylu jaki proponował nam przez ostatnich 10 lat. Co zatem mamy na tej naprawdę już ostatniej prostej? Po prostu wszystko. Ułaskawienie Bąkiewiczadziwne twitty o koronawirusie i podlaskim bimbrze w odniesieniu do nowego ministra sprawiedliwości, odznaczenia dla najgorszych propagandystów z czasów PiS i nachalną promocję własnej twórczości literackiej. Chyba trzeba docenić, że prezydent oszczędził nam na koniec rapowania, ale mamy jeszcze kilka dni więc trzymajmy kciuki, żeby w czasie Zgromadzenia Narodowego go nie poniosło.

Onet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz