Ziobro nie chce czegoś palnąć czy stracił odwagę? Miga się i zarzuty dostają jego podwładni
Zbigniew Ziobro pamięta, jak po pierwszych rządach PiS w 2007 r. przez dwa lata jeździł z jednego końca Polski na drugi, by składać zeznania w różnych śledztwach. Czy to dlatego unika komisji śledczej?
"O większego trudno zucha, jak był Stefek Burczymucha. Ja nikogo się nie boję, choćby niedźwiedź... to dostoję. Te wilki? Ja ich całą zgraję pozabijam i pokraję. Te hieny, te lamparty, to są dla mnie czyste żarty!".
Pewnie Państwo pamiętają ten rozkoszny wierszyk Marii Konopnickiej o Stefku Burczymusze, który tak się przechwalał, tak się chełpił swoją wielką odwagą, a na koniec przestraszył się małej myszki. Ta zgrabna rymowanka przypomniała mi się, kiedy usłyszałam, że Zbigniew Ziobro (nasz Zbyszek Burczymucha) tak się przestraszył pani Sroki, że po raz szósty nie stawił się przed oblicze kierowanej przez nią komisji śledczej ds. Pegasusa, by odpowiedzieć na pytania posłów. A tyle było przechwałek i wezwań, żeby posłowie przypadkiem nie byli "fujarami" i nie cofnęli się przed rozliczeniem pana Zbyszka, jak to drzewiej bywało, gdy za pierwszych rządów PO-PSL zabrakło głosów, by byłego ministra sprawiedliwości postawić przed Trybunałem Stanu.
Zbigniew Ziobro unika spotkania z komisją śledczą
Kiedy po wyborach w 2023 r. politycy rządzącej koalicji wzięli się na serio do rozliczania afer z czasów PiS, nagle cała odwaga i chojrakowanie naszego Stefka, znaczy Zbyszka, wyparowało. Kogo się tak bardzo wystraszył, że aż sześć razy nie stawił się na wezwanie? Tej komisji pegasusowej tak wyśmiewanej przez polityków PiS, twierdzących, że siedzą w niej sami nieudacznicy? Skoro Ziobro (Burczymucha) jest taki odważny, a komisja tak nieudolna, to przecież nic łatwiejszego, jak przyjść na wezwanie i rozgromić tych półgłówków. Czyżby odwagi nie stało?
Nawet nie śmiem podejrzewać o to naszego Stefka, znaczy Zbyszka. Przecież to mąż odważny i poważny! Od dziecka marzył, by być jak słynny agent federalny Eliot Ness, który rozgromił gang Ala Capone. Na obronę byłego ministra mam bardziej racjonalne uzasadnienie tej wstydliwej rejterady. Pewnie uznał, że skoro pętla wokół niego się zaciska, prokuratorskie zarzuty dostają jego najbliżsi współpracownicy, to nie ma co samemu pchać się pod nóż. Bo a nuż przyszedłby na wezwanie komisji i dał się sprowokować, co nie jest znowu takie trudne, biorąc pod uwagę emocjonalność byłego ministra, i palnąłby coś, czego mógłby uchwycić się prokurator i ciągać Stefka, znaczy Zbyszka, na kolejne przesłuchania. To akurat były minister świetnie pamięta, jak po pierwszych rządach PiS w 2007 r. przez dwa lata jeździł z jednego końca Polski na drugi, by składać zeznania w różnych śledztwach dotyczących działalności zarządzanej przez niego prokuratury. Ziobro, gdy tylko drugi raz został ministrem, po to zmienił przepisy pod siebie, by zapewnić sobie bezkarność. A tu nagle zjawił się Bodnar, który postawił sobie za punkt honoru rozliczenie pisowskich przekrętów, i zagiął parol na pana Zbyszka.
Nic bez wiedzy Zbigniewa Ziobry
Dla wszystkich znających polityczne realia i funkcjonowanie Solidarnej/Suwerennej Polski (dziś przybudówki PiS) jest jasne, że nic bez wiedzy Zbigniewa Ziobry w resorcie sprawiedliwości nie mogło się wydarzyć. Ziobro tak zbudował swoje najbliższe otoczenie, by jego ludzie wszystko zawdzięczali tylko jemu, od niego byli zależni i robili to, co im każe. Trudno uwierzyć, by najmłodszy w rządzie, dwudziestokilkuletni wówczas wiceminister sprawiedliwości Michał Woś sam z siebie postanowił przekazać pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości do Centralnego Biura Antykorupcyjnego na zakup oprogramowania Pegasus, którym później szpiegowano polityków opozycji i niepokorną prokurator Ewę Wrzosek. To była zbyt gruba sprawa, by mogła odbyć się za plecami Ziobry. Poza tym, czy nadzorujący CBA Mariusz Kamiński układałby się z jakimś tam – z całym szacunkiem dla Wosia – wiceministrem? Wolne żarty. Decyzja o zakupie i wykorzystaniu Pegasusa musiała zapaść na szczytach PiS i wie o tym każde dziecko. Nawet najmłodszy w rządzie PiS Michał Woś.
Swoją drogą niezbyt dobrze to świadczy o Wosiu, że dał się wpuścić w takie maliny, bo nie tylko podpisał papiery w sprawie Pegasusa, ale także odegrał kluczową rolę w sprawie zmiany przepisów dotyczących Funduszu Sprawiedliwości, tak by ekipa Ziobry mogła uczynić z niego partyjną skarbonkę. I co? Dziś Woś ma prokuratorskie zarzuty, a Ziobro wciąż się miga, twierdząc, że to nie on podejmował decyzje, ale jego zastępcy. Mało to odważna postawa, ale czego można oczekiwać od Stefka, to znaczy Zbyszka Burczymuchy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz