Amazon ma zamiar otworzyć w Polsce trzy centra logistyczne: dwa w okolicach Wrocławia i jedno w Poznaniu. Na stałe będzie tam pracować 6 tysięcy osób. Dodatkowe 9 tysięcy ma być zatrudniane w sezonie – kiedy sprzedaż jest największa. To świetna wiadomość dla Wrocławia, Poznania, całej Polski. Najwięksi pracodawcy w naszym kraju zatrudniają po 20 tysięcy osób i więcej – więc inwestycja Amazona w naszym kraju to naprawdę duża rzecz.
Czemu Amazon się do nas wprowadza
Wszyscy się cieszą, że internetowy gigant, największy e-sklep na świecie, zatrudni u nas tyle osób. Ja też się cieszę, bo sześć tysięcy miejsc pracy, w porywach do piętnastu, nie zdarza się co dzień. Martwi mnie tylko jedna rzecz w całej tej sprawie: powód, dla którego Amazon przenosi centra do Polski.
Jak opisuje "Puls Biznesu", szefowie Amazona szukali po prostu... tańszego miejsca. Taniej tyczy się głównie pracowników, bo po pierwsze płaci im się w złotówkach, a po drugie – płaci im się po prostu mniej niż w Niemczech. Zdaje się to potwierdzać fakt, że w jednym z niemieckich centrów dwa tygodnie temu wybuchł strajk pracowników, którzy domagali się wyższych płac. A w zasadzie – zrównania ich z takimi, jakie są w niemieckim sektorze dystrybucji.
Amazon twierdzi, że pracownikom przysługują płace obowiązujące w sektorze logistyki, a nie dystrybucji. Być może strajkujący byliby mniej chętni do konfrontacji, gdyby wiedzieli, że od ponad roku szefowie Amazona szukali możliwości przeniesienia części swojej logistyki w tańsze miejsce. Już znaleźli: w Polsce i Czechach — dowiedział się „PB”.
Polacy protestować nie będą, bo cieszą się, że w ogóle mają pracę. Amazon na tym skorzysta, bo obsługa centrów logistycznych – do których wielkich specjalistów nie trzeba – wyjdzie o wiele taniej. Pamiętajmy bowiem, że to nie będzie polski oddział Amazonu, czyli Amazon.pl, o którym wiele osób marzy, ale miejsca, gdzie pakuje się i rozsyła paczki.
Polacy - tania siła robocza
Oczywiście, ja również się cieszę, że będzie tak dużo miejsc pracy, nawet jeśli tylko przy pakowaniu wysyłek. Ale czy powinniśmy się cieszyć z tego, że zostaliśmy wybrani, bo nasi pracownicy są tani? Czy naprawdę polska gospodarka ma być konkurencyjna wobec innych europejskich krajów tylko pod względem niskich zarobków?
Według niektórych polityków – owszem. Jan Krzysztof Bielecki, przewodniczący Rady Gospodarczej przy premierze, twierdzi, że w najbliższych latach to właśnie niskie płace zapewnią nam konkurencyjność i powinniśmy utrzymywać sytuację, w której wydajność pracy Polaków rośnie, a ich pensje stoją w miejscu albo rosną zdecydowanie wolniej, niż wydajność.
Fakt, że trzymamy konkurencyjne koszty pracy, że wydajność u nas rośnie szybciej niż pensje, jest dla nas podstawą rozwojową. I to właśnie jest jednym z powodów, dla których powstało tyle bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Właśnie dlatego Polska ciągle notuje wzrost gospodarczy i tworzy miejsca pracy. Gdy koszty pracy u nas wzrosną, to tych miejsc zacznie ubywać.
Na stwierdzenie dziennikarza Agatona Koźmińskiego (wywiad z "Dziennika Bałtyckiego" 26.09.2013), że gonimy Zachód na słabo opłacanych stanowiskach, Bielecki odpowiedział, że sam nie wie, czy słabo. Bo płaca minimalna w Polsce "rośnie za szybko i jest już o 30 proc. wyższa niż w Czechach".
Brzmi to może i widowiskowo (szczególnie od kiedy Czechy zaczęły uchodzić w Polsce za kraj dobry do życia), ale porównywanie płac minimalnych w Polsce i Czechach nie ma większego sensu. Z prostego powodu: płaca minimalna obowiązuje przy zatrudnieniu na etat, a coraz więcej pracodawców oferuje ludziom tylko śmieciówki. Dają one większe możliwości manipulowania pracownikiem i stawiania go pod ścianą. Poza tym, płaca minimalna może i jest większa o 30 proc. niż ta w Czechach, ale 1600 zł, bo tyle ona wynosi, to nadal za mało, żeby utrzymać się w jakimkolwiek dużym mieście. O utrzymaniu rodziny nie wspominając.
Stać nas na więcej
Słowa Bieleckiego, chociaż nie rozniosły się po mediach, są skandaliczne. Sytuacja, w której jeden z najważniejszych polityków w kraju – mający duży wpływ na kierunek strategii polskiej gospodarki – niemal zachęca pracodawców do płacenia mało (bo przecież będzie więcej inwestycji zagranicznych) pozostawia wiele do życzenia.
Jego wypowiedź jest tym bardziej szkodliwa, że we wszystkich badaniach i statystykach wychodzi jasno: wydajność pracy rośnie w Polsce szybko, a wielkość płac prawie w ogóle. Ostatnio eksperci Związku Przedsiębiorców i Pracodawców oświadczyli, że płace w Polsce mogłyby spokojnie być wyższe i nie zaszkodziłoby to konkurencyjności naszej gospodarki. Zachęcanie pracodawców do tego, by utrzymywali sytuację, w której wydajność jest duża, a płace niskie i czynić z tego motor konkurencyjności, to najzwyczajniej w świecie traktowanie pracowników jak chłopów na pańszczyźnie.
Innowacje, a nie niskie płace
Niestety, jak widać po przykładzie Amazona, niskie płace przyciągają pracodawców i faktycznie są jedną z najważniejszych cech naszej gospodarki. Można się z tego cieszyć na zasadzie: "lepiej tak, niż w ogóle" albo można zadać pytanie: co można zrobić, żeby uczynić gospodarkę bardziej konkurencyjną i nie robić tego kosztem pracowników, czyli de facto społeczeństwa. Szczególnie, że ludzie, którzy zarabiają za mało, będą z pracy niezadowoleni: nie stać ich na wiele rzeczy, konsumpcja jest mniejsza, nie napędza gospodarki, i tak dalej.
Oczywiście, politykom łatwiej jest stawiać w kwestii konkurencyjności na wykorzystywanie pracowników. Bo żeby na przykład Polska była bardziej innowacyjna, a to właśnie innowacyjność wskazuje się jako jedną z najważniejszych cech gospodarek w nadchodzącym czasie, trzeba by pomyśleć o tym jak porządnie zreformować edukację, dofinansować naukę na poziomie akademickim, doprowadzić do współpracy między środowiskami naukowymi i biznesem.
A to wymaga myślenia, ciężkiej pracy i zaangażowania większego, niż wizerunkowe politykowanie od wyborów do wyborów. Podobnie z warunkami prowadzenia biznesu: moglibyśmy kusić przyjaznym prawem, łatwością prowadzenia przedsiębiorstwa, czy przejrzystym i prostym systemem podatków. Ale wtedy trzeba by głęboko reformować, tworzyć sensowne prawo, a to, które jest, sprzyja politykowaniu – i koło się zamyka.
Dlatego też, chociaż bardzo cieszę się z inwestycji Amazona w Polsce, to jednocześnie jest to dobry moment, żeby zastanowić się, czy nie mamy światu do zaoferowania nic więcej, niż tania siła robocza. A jeśli nie mamy (w co wątpię), to co zrobić, żebyśmy mieli i byli bardziej konkurencyjni – szczególnie w sytuacji, kiedy kraje zachodniej Europy pogrążają się w kryzysie.
Tymczasem trzeba pogodzić się z tym, że zamiast Amazon.pl, o którym wielu marzy, mamy Amazon-logistykę. Zamiast kupować książki, muzykę i gry, bo nas stać, będziemy wysyłać paczki. To dobrze, bo paczki ktoś wysyłać musi i lepiej, żeby robili to dla Amazona Polacy niż Słowacy czy Węgrzy. Ale przy okazji możemy upomnieć się o to, by politycy i inwestorzy nie robili z Polski ośrodka taniej siły roboczej.
Polak potrafi. Więcej
By takim ośrodkiem nie być, a polską gospodarkę uczynić konkurencyjną na innych polach, trzeba lat zmian i reform. Ale przecież kiedyś i od czegoś trzeba zacząć. Tym bardziej, że zwiększenie płac leży w interesie nie tylko pracowników, ale i państwa. Ostatecznie ludzie bogatsi to ludzie szczęśliwsi, konsumujący więcej i bardziej wydajni, a co za tym idzie – lepiej napędzający gospodarkę. Nie mówię, że trzeba od razu drastycznie wszędzie zwiększać pensje, być może nawet nie trzeba sięgać do kwestii finansowych – tylko doceniać pracowników w inny sposób, na innych polach, bo od czegoś trzeba zacząć, a kultura pracy w Polsce też kuleje.
Dlatego dzisiaj, przy całej radości z inwestycji Amazona, mamy doskonały moment na to, by zacząć rozważania o zerwaniu z tezą o niskich płacach, jako motorze polskiej konkurencyjności. Naprawdę nasi pracownicy mają do zaoferowania więcej – tylko muszą wiedzieć, że jest po co się męczyć i mieć możliwość pokazywania tego, co potrafią.
Źródło: naTemat.pl