sobota, 7 września 2013

Tomasz Lis - W normalnym kraju, panie Kaczyński

He is back. Wrócił stary, dobry, niepowtarzalny i niezapomniany oraz nieoceniony prezes. Wrócił, jakże to urocze, jako ekspert od normalności.
W normalnym kraju Komorowski, żaden tam "prezydent Komorowski", ale "Komorowski", nie byłby prezydentem. Bo Komorowski jest (pst!) lewicowy. I kpił z mojego brata. A Tusk też byłby poza polityką, bo jest gotowy łamać prawo. 

W normalnym kraju prezydentem i premierem byłby Kaczyński. Oto jedynie słuszna definicja normalności. W normalnym kraju wyborcy wybraliby Kaczyńskiego, a skoro nie wybrali, to wyborcy są nienormalni i kraj jest nienormalny. 

Oczywiście, jak Polska długa i szeroka, każdy Polak ma swoją definicję normalności. Oczywiście prawdziwi Polacy mają taką definicję jak pan prezes. Ale nienormalni, czyli większość, mają jednak definicję odrobinę inną.

Na przykład taką.

W normalnym kraju poza polityką byłby polityk, który zajmuje się wyłącznie skłócaniem narodu.

W normalnym kraju poza polityką byłby człowiek, który nie mając żadnych dowodów, oskarża wybranych demokratycznie przywódców o zdradę stanu.

W normalnym kraju poza polityką byłby człowiek, który przegrywając wybory nie jest nawet w stanie pogratulować zwycięzcom.

W normalnym kraju poza polityką byłby człowiek, który niezmiennie posługuje się insynuacjami pod adresem całych grup obywateli.

W normalnym kraju poza polityką byłby człowiek, który sugeruje, że przywódcą sąsiadującego z nami kraju jest kanclerz, którego kariera była promowana przez sowieckie służby.

W normalnym kraju poza polityką byłby człowiek, który mówi, że w Moskwie są papiery na urzędującego prezydenta (Kwaśniewskiego).

W normalnym kraju poza polityką byłby człowiek, który próbuje wjechać na polityczne szczyty na plecach narodowego bohatera, a potem przez ponad 20 lat robi wszystko, by tego bohatera zgnoić.

W normalnym kraju poza polityką byłby człowiek, który demokratyczną i niepodległą Polskę nazywa Rywinlandem i kondominium.

W normalnym kraju poza polityką byłby człowiek, który mówi, że społeczeństwo obywatelskie jest zagrożeniem dla państwa.

W normalnym kraju nie byłby w polityce ktoś, kto notorycznie krytykuje wymiar sprawiedliwości, gdy tylko ma on czelność podejmować decyzje niezgodne z jego widzimisię.

W normalnym kraju poza polityką byłby człowiek, który nie ma konta w banku, nie robi nigdy zakupów, nie ma prawa jazdy, czyli generalnie ma szalenie umiarkowaną styczność z problemami, które mają miliony ludzi zamieszkujących normalny kraj.

W normalnym kraju mało komu przyszłoby do głowy, że taki ktoś, kto pokazał już czym pachną jego rządy, miał poparcie milionów ludzi i całkiem poważnie myślał nie tylko
o powtórce, ale o powtórce w wariancie o wiele groźniejszym niż poprzednio. 

Jarosław Kaczyński znowu, nie wiadomo czy ze względu na proszki czy ich brak, jest sobą. Ufff...Ufff, bo najwyraźniej w naszym wesołym, normalnym kraju, Kaczyńskiego jest w stanie pokonać wyłącznie Kaczyński.

Źródło: naTemat.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz