niedziela, 1 września 2013

Wygrywamy wojnę z Niemcami, zdobywamy kolonie, w 1950 organizujemy olimpiadę... Oto "Alternatywna historia Polski"


- W mojej książce sen międzywojennej Polski się ziszcza. Wygrywamy wojnę z Niemcami, zdobywamy nowe terytoria, mamy kolonie. Rozwijamy się... - mówi w rozmowie z Łukaszem Wojtusiekiem z TOK FM Ziemowit Szczerek, autor książki "Rzeczpospolita zwycięska. Alternatywna historia Polski". Oto jak opisał naszą powojenną historię.
Łukasz Wojtusik: "Rzeczpospolita zwycięska. Alternatywna historia Polski" to książka historyczna, political-fiction, non-fiction? 

Ziemowit Szczerek*: To układanka. Układanka składająca się na rzeczywistość, która nie zaistniała, czyli na rzeczywistość alternatywną. To książka, w której sen międzywojennej Polski na temat samej siebie się ziszcza. Wygrywamy wojnę z Niemcami, zdobywamy nowe terytoria, mamy kolonie. Rozwijamy się. Polska międzywojenna miała wyraźnie nakreślony plan rozwoju. Zrealizowałem go. Spróbowałem stworzyć taki klimat, w którym Polska mogłaby wreszcie, na początku w nieco cieplarnianych warunkach, rozwinąć skrzydła. Później, jak to w życiu, nastąpią perturbacje. Nie wymyśliłem ich sobie, wynikały z wewnętrznej struktury Polski, z sytuacji międzynarodowej.

Ale podstawowe założenie jest takie: 1 września Niemcy wkraczają do Polski, Francuzi działają jednak szybko i co najważniejsze skutecznie, docierają do mostów na Renie zanim Stalin zacznie realizować postanowienia paktu Ribbentrop-Mołotow. W alternatywnej historii Polacy też spisują się nieźle, pokazując nie tylko konnice. 

Przede wszystkim pokazują lepszą myśl strategiczną. Co prawda już na początku oddają Niemcom spory kawałek kraju, ale jednocześnie udaje im się oprzeć obronę na przeszkodach terytorialnych. A to pozwala na dłuższą obronę. Dzięki temu Francja decyduję się wesprzeć Polaków, jest przecież jeszcze kogo wspierać. To jest pewne założenie, które musiałem przyjąć, żeby móc sobie wyobrazić to, co miało wydarzyć się później. 

W historii alternatywnej Niemcy szybko ponoszą klęskę, ale nie znikają z mapy świata.

Zawsze jest lepiej, kiedy Niemcy istnieją. Kto by nam produkował Mercedesy, Volkswageny i napędzał europejską gospodarkę? /uśmiech/ W historii alternatywnej Zachód decyduje się na następujące rozwiązanie: pokonane Niemcy zostają podzielone, nie tworzą żadnego bytu politycznego, ale niemieckie gospodarcze koło zamachowe jest wszystkim potrzebne. Nikt nie chce go zatrzymać, to po prostu nie opłacalne. A brak jednolitego państwa Niemieckiego i sparaliżowany Związek Radziecki to konieczne elementy dla dalszego funkcjonowania Polski. 

I nagle w latach czterdziestych zaczynamy grać na europejskiej arenie pierwsze skrzypce! 

Zawsze tego chcieliśmy. Dostaliśmy wreszcie skrzypce do rąk! Co z tym zrobiliśmy, czy zaczęliśmy wygrywać piękne utwory, czy też zdecydowaliśmy się po kawałeczku odrywać je i zepsuć, albo bawić się nimi w samochodzik - to już zupełnie inna historia. O tym jest moja książka. Tu zaczyna się opowieść o realizacji koncepcji Międzymorza - sojuszu państw położonych między Niemcami a Rosją, pod egidą Polski, jako największego kraju tego regionu. 

A koncepcji rozwoju Międzymorza jest wiele. Skupmy się jednak na II nieprzerwanej Rzeczpospolitej. Snując swoją alternatywną historię nawiązujesz do planów jej rozwoju sprzed wojny. Otrzymujemy obraz prawie współczesny, jak sprzed Euro 2012, z fatalnymi drogami, słabą komunikacją i sporym rozwarstwieniem społecznym. Przy okazji obalasz mit pięknej, międzywojennej Warszawy. 

Trzeba było trochę kwasu dosypać do tego wszystkiego. /uśmiech/ W naszej mentalności istnieje mit II RP jako kraju, w którym wszyscy mieliśmy klasę i było cudownie. Jednak przeciętny człowiek wie, że to był kraj ubogi, nierozwinięty. Gdyby Polak, narzekający na dzisiejszą sytuację przeniósł się w tamte czasy, z miejsca wykopałby sobie dołek, wlazłby do niego i się zasypał. Natomiast z perspektywy ludzi żyjących w II RP był to plan ambitny i kraj z ambicjami. 

Ale z zacofaną wsią, co mocno podkreślasz...

Tak, to dominanta historii alternatywnej i tej prawdziwej. Warszawa w II RP kojarzy się Nam z elitą przesiadującą w Adrii, kiedy Wieniawa wjeżdżał na koniu na wirujący parkiet. A dominantą w międzywojniu była potworna nędza na wsi. Chłopi żyli w chałupach, które tym się różniły od chałup pierwszych Piastów, że miały kominy zamiast paleniska. Trochę przesadzam, ale prawda jest taka, że warunki sanitarne były potworne. Jedynym realizowanym przez sanację pomysłem na rozwiązanie sytuacji było malowanie domów i płotów na biało. Na przeprowadzenie poważnych reform Polska była zbyt słaba. W tamtych czasach byliśmy w tak fatalnym położeniu gospodarczym, geopolitycznym i cywilizacyjnym, że najmniejsza próba zmiany, była odczytywana jednoznacznie - jako sukces. Nie zmienia to faktu, że mit pięknej II RP musiałem trochę naruszyć. 

W Twojej historii alternatywnej, II RP rozwija się dzięki pieniądzom z Zachodu. Przypomina to trochę pożyczki międzynarodowe za czasów Gierka. W 1950 roku organizujemy nawet igrzyska olimpijskie. Piszą o nich wszyscy, w tym Wiech. Prawdziwe relacje dziennikarzy, w książce sprawnie przeplatasz fikcją, alternatywną historię Polski wspierasz ważnymi nazwiskami...

Plany zorganizowania igrzysk są prawdziwe! Były przymiarki. Były nawet plany zagospodarowania praskiego brzegu Wisły, by stworzyć tam odpowiednią infrastrukturę. Planowano, a jakże, wznieść olimpijski symbol, czyli wielką wieżę - tak samo, jak Paryż postawił wieżę Eiffla z okazji wystawy światowej. A jeżeli chodzi o pojawiające się w książce relacje postaci z międzywojnia, którym udało się przeżyć wojnę i dalej funkcjonować, to stworzyłem je po to by lepiej czytało się książkę. Dlatego pojawiają się tu teksty, które w alternatywnej historii stworzyli Witkacy, Gombrowicz, Iwaszkiewicz, Wańkowicz czy Wiech. Aby ludziom żyło się szczęśliwiej! Ta książka to jednak swego rodzaju intelektualna gra, zabawa - dlatego bawię się również losami postaci z tamtych czasów. To "międzywojnie przedłużone".

Wiech pisze o Olimpiadzie, Melchior Wańkowicz wędruje po Międzymorzu i nadziwić się nie może a Gombrowicz przechadza się po dzielnicy Marszałka Piłsudskiego. 

Międzywojnie to były czasy, w których lubiano tu i ówdzie na świecie stawiać sobie gigantyczną dzielnicę lub ulice. Ta wielka, bo wielkomocarstwowa ulica wyglądała jak skrojona do miary wielkiej pomnikowej postaci niż zwykłego człowieka. I były oczywiście plany przeprojektowania centrum Warszawy i przemianowania na dzielnicę Marszałka Piłsudskiego. Wystarczy rzucić okiem na te plany, żeby złapać się za głowę i pomyśleć, że Nowa Huta to przy tym mała wioska!

A co z Pałacem Kultury i Nauki? 

Niestety, trzeba się będzie pogodzić z tym, że w alternatywnej historii Polski nasi szanowni sąsiedzi zostają u siebie i nie honorują nas tym cudem architektury. Za to siebie nastawiali takich cudów wystarczająco dużo. 

W międzywojniu byliśmy państwem wielonarodowym, wielowyznaniowym. A w historii alternatywnej?

Nadal nim jesteśmy. Piłsudczycy, jeszcze za życia Piłsudskiego, stawiali nie tyle na asymilację narodową, ile na obudzenie w mniejszościach narodowych odpowiedzialności za wspólne państwo. Potem, już za Rydza - Śmigłego i rządów sanacji, próbowano je w prostacki sposób polonizować. To się nie mogło się skończyć dobrze. W późniejszych latach polityki te pewnie by się przeplatały. Nie zmienia to jednak faktu narodowych aspiracji Ukraińców. Był to już ukształtowany naród, o bardzo mocnym poczuciu własnej tożsamości i solidnych strukturach wewnętrznych. 

Czy w tej alternatywnej historii Rydz-Śmigły zająłby pozycję Piłsudskiego z historii rzeczywistej? 

Na pewno bardzo by chciał. Zresztą już w międzywojniu próbowano instalować kult Rydza - Śmigłego, jako kontynuatora myśli marszałka. Czy nadawał się on na spadkobiercę wielkiego wodza? To już zupełnie inna, bardzo, ale to bardzo dyskusyjna sprawa. Wiadomo, że nie rządził sam. Sanacja składała się z postaci, które tworzyły obozy, rozrywające ją od środka. Interesującym eksperymentem, było sprawdzenie, w którą stronę mogła pójść sanacja. A skrzydła miała szersze niż teraz Platforma Obywatelska

Polska rośnie w oczach, staje się ogromnym krajem, żyje za pieniądze z Zachodu i, jak piszesz, walczy o kolonie oraz dostęp do broni atomowej. 

Takie były czasy, kto używał siły, ten broń atomową zdobywał. Gdybyśmy faktycznie stali się mocarstwem broń atomowa leżała by na wyciągnięcie ręki. Zrealizowałem tu geopolityczną koncepcję, którą na temat Polski /obecnej - przyp aut./ wygłosił George Friedman, szef Stratfora, bardzo ważnej amerykańskiej organizacji analitycznej. Z jego założeń wynika, że w obecnej historii Amerykanie wesprą Polskę militarnie i finansowo. Wszystko po to by w Europie stworzyć ważny filar bezpieczeństwa - środkowoeuropejski, tworzący alternatywę dla Niemiec i Rosji. To nic nowego. Przesunąłem po prostu wyżej wymienioną koncepcję o siedemdziesiąt lat wstecz. Co do pomysłów terytorialnych: gdy poczytasz projekty naszych przedwojennych i wojennych geopolityków, zobaczysz że marzenia o Polsce od morza do oceanu to nie mrzonki. Na pewno nie moje.

Aż boję się pytać dalej. Alternatywna historia Polski to przede wszystkim literacko-historyczna zabawa? Nie boisz się, że sen o wielkości Polski, który pół żartem pół serio ziszczasz, stanie się spełnionym snem polskiej prawicy?

Nie. Tych planów po prostu nie dało się zrealizować i utrzymać...

Ale my lubimy wierzyć w niemożliwe.

Chciałem tylko pokazać, co by było, gdyby te plany się spełniły. Czy w jakiś sposób podbijam bębenek ego Polaków? Nie wiem. Może obserwowanie marzenia, które staje się ciałem jest w jakiś sposób sprawcze. Ale w książce zmieściłem także sporo zimnej wody. Prysznic, który z tego marzenia tryska nam w twarz. 

I odbiera nam na przykład karnawał Solidarności. 

Tak, tę przyjemność odbieram. Jednocześnie pokazuję inne. Polska mogłaby być znana z zupełnie innych rzeczy. Przede wszystkim nie musiałaby tworzyć się na nowo po II wojnie - przetrwałyby międzywojenne elity, pozostały zwyczaje. Najważniejsze - przetrwałby polski charakter, ta wyjątkowość i forma, którą utraciliśmy. Polska byłaby na pewno bardziej wyrazista... 

To jaka jest alternatywna Polska z początku XXI wieku? 

A tego akurat nie zdradzę... 

*Ziemowit Szczerek - dziennikarz portalu interia.pl. Współpracuję z dwumiesięcznikiem Nowa Europa Wschodnia i kwartalnikiem New Eastern Europe. Autor książek: "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian" /Korporacja Ha!art/ i "Rzeczpospolita zwycięska. Alternatywna historia Polski" /Znak/.
Źródło: TOK FM

Omówienie książki na Onecie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz