- Najcięższe określenia pod adresem polskiego państwa padają ze strony części Polaków. Nie z zewnątrz. Z zewnątrz jesteśmy postrzegani jako kraj sukcesu, a od wewnątrz jako kraj klęski - mówił w Radiu TOK FM prof. Edmund Wnuk-Lipiński. Socjolog tłumaczył, dlaczego Polska pękła na pół.
Czy istnieją dwa narody polskie? Stefan Bratkowski pytał o to w Radiu TOK FM prof. Edmunda Wnuka-Lipińskiego, socjologa.
"Dramatyczne pęknięcie na dwa narody"
- Można powiedzieć, że mamy nawet trzy narody - stwierdził prof. Wnuk-Lipiński. - Część naszego społeczeństwa żyje mitami, wartościami i nawet stylem życia, który zakorzeniony jest w XIX wieku. Inna część jest zakorzeniona w XX wieku. Jest też taka, która już jest zakorzeniona w XXI wieku - tłumaczył socjolog, dodając, że przynależność do tych kategorii zależy dziś od wieku.
Generalnie jednak mówi się o dwóch narodach. - Mamy na myśli to, co stało się z Polakami po 1989 roku. Doszło do dramatycznego pęknięcia - tłumaczył socjolog. Zdaniem prof. Wnuka-Lipińskiego po upadku komunizmu każdy musiał znów odpowiedzieć na pytanie, kim jest. - Przedtem głównym punktem odniesienia dla definiowania tożsamości był system. Byliśmy "za" lub "przeciwko" niemu. Kiedy system upadł, trzeba było znów siebie zdefiniować - wyjaśniał.
"Katastrofa braku zaufania"
Problem z tożsamością zderzył się z kryzysem zaufania. - Kiedyś czuliśmy się zupełnie różni od klasy rządzącej, ale nie mogę powiedzieć, byśmy ich nienawidzili. Teraz stosunek do zwykłych ludzi odbieram jako niechęć sięgającą nienawiści. Jeden naród nienawidzi drugiego - wskazywał Bratkowski. Według prof. Wnuka-Lipińskiego problemem jest decentralizacja braku zaufania. Przed 1989 rokiem nieufność koncentrowała się na osi społeczeństwo-władza. - Po 1989 roku stopniowo udawało się politykom decentralizować ten brak zaufania. Nazwałbym to katastrofą braku zaufania - mówił socjolog.
Prof. Wnuk-Lipiński wskazywał na fatalny wpływ nieufności wobec gospodarki i społeczeństwa. - Wszystkie transakcje muszą być wielokrotnie ubezpieczane, biurokracja musi ubezpieczać każdą wydaną decyzję, bo nie ufa obywatelowi, obywatel nie ufa demokracji, ale przede wszystkim obywatele wzajemnie sobie nie ufają. To jest dramat. Przy tak niskim poziomie zaufania trudno wyrwać się z tego błędnego koła - mówił socjolog.
"Z zewnątrz jesteśmy postrzegani jako kraj sukcesu, a od wewnątrz jako kraj klęski"
To pęknięcie i brak zaufania wytłumaczyć można właśnie transformacją gospodarczą. Bratkowski zauważył, że zdaniem Ernesta Skalskiego "drugim polskim narodem" są "ci, którym się nie powiodło". Prof. Wnuk-Lipiński zwraca uwagę na pojęcie "relatywnej deprywacji". - Twarde wskaźniki poziomu życia, zamożności, skokowo się poprawiły. Ale nie wszystkim tak samo. Dystans między tymi, którzy są najniżej w hierarchii społecznej a formującą się klasą średnią zwiększył się w stosunku do miejsca startu - tłumaczył socjolog.
To właśnie przegrani w transformacji gospodarczej z łatwością dystansują się od państwa. - Najcięższe określenia pod adresem polskiego państwa, polskiego rządu, prezydenta, padają ze strony części Polaków. Nie z zewnątrz. Z zewnątrz jesteśmy postrzegani jako kraj sukcesu, a od wewnątrz jako kraj klęski - mówił prof. Wnuk-Lipiński. - Obrzucanie demokratycznie wybranych władz najcięższymi oskarżeniami z perspektywy oblężonej twierdzy nie jest traktowane jako zamach na Polskę, bo to właściwie nie jest "nasza Polska". "Nasza Polska" będzie wtedy, kiedy "my" będziemy rządzić - zaznaczył socjolog.
Rozproszony autorytaryzm. Wykorzystają to politycy?
"Drugą Polskę" można jednak scharakteryzować także poprzez stosunek do demokracji. Prof. Wnuk-Lipiński wskazywał na prowadzone przez niego badania postaw obywatelskich, które mierzą m.in. postawy autorytarne. Wynika z nich, że 40 proc. populacji przejawia postawy autorytarne. - Do tej pory nie udało się politykom nadać tej zbiorowości wspólnego wektora, to autorytaryzm rozproszony - tłumaczył socjolog. - Ale obawiam się, że ten wspólny wektor zaczyna narastać - stwierdził.
Prof. Wnuk-Lipiński zaznaczył, że badania wskazały także na silne radykalizmy. Najpowszechniejsze są one w grupie osób mających 18-24 lata. W grupie osób liczących 25-34 lata jest wyraźnie niższy, by w kolejnych kategoriach konsekwentnie rosnąć. - Pierwsza grupa to głównie uczniowie, studenci, którzy nie są odpowiedzialni za życie innych, nie mają rodzin, nie pracują. Wówczas te radykalizmy naturalnie znajdują lepszą pożywkę. Późniejszy wzrost związany z wiekiem rozdziela się na dwa radykalizm. Pierwszy nurt dotyczy roli państwa, która zdaniem tej grupy powinna rosnąć. Drugi nurt to radykalizmy nacjonalistyczne - wyjaśniał socjolog.
Przekonać czy pokonać?
Bratkowski zastanawiał się jednak, na ile radykałów należy się obawiać. - Oni chcą nas przekonać czy pokonać? - pytał prof. Wnuka-Lipińskiego. - To zależy, jak interpretują innych. Jeśli uważają, że ci, którzy nie podzielają ich poglądów, po prostu błądzą, będą chcieli ich naprawiać, uświadamiać. Ale jeśli inni wiedzą, ale nie podzielają absolutnej prawdy, trzeba ich zgnieść - zaznaczył socjolog.
"Dramatyczne pęknięcie na dwa narody"
- Można powiedzieć, że mamy nawet trzy narody - stwierdził prof. Wnuk-Lipiński. - Część naszego społeczeństwa żyje mitami, wartościami i nawet stylem życia, który zakorzeniony jest w XIX wieku. Inna część jest zakorzeniona w XX wieku. Jest też taka, która już jest zakorzeniona w XXI wieku - tłumaczył socjolog, dodając, że przynależność do tych kategorii zależy dziś od wieku.
Generalnie jednak mówi się o dwóch narodach. - Mamy na myśli to, co stało się z Polakami po 1989 roku. Doszło do dramatycznego pęknięcia - tłumaczył socjolog. Zdaniem prof. Wnuka-Lipińskiego po upadku komunizmu każdy musiał znów odpowiedzieć na pytanie, kim jest. - Przedtem głównym punktem odniesienia dla definiowania tożsamości był system. Byliśmy "za" lub "przeciwko" niemu. Kiedy system upadł, trzeba było znów siebie zdefiniować - wyjaśniał.
"Katastrofa braku zaufania"
Problem z tożsamością zderzył się z kryzysem zaufania. - Kiedyś czuliśmy się zupełnie różni od klasy rządzącej, ale nie mogę powiedzieć, byśmy ich nienawidzili. Teraz stosunek do zwykłych ludzi odbieram jako niechęć sięgającą nienawiści. Jeden naród nienawidzi drugiego - wskazywał Bratkowski. Według prof. Wnuka-Lipińskiego problemem jest decentralizacja braku zaufania. Przed 1989 rokiem nieufność koncentrowała się na osi społeczeństwo-władza. - Po 1989 roku stopniowo udawało się politykom decentralizować ten brak zaufania. Nazwałbym to katastrofą braku zaufania - mówił socjolog.
Prof. Wnuk-Lipiński wskazywał na fatalny wpływ nieufności wobec gospodarki i społeczeństwa. - Wszystkie transakcje muszą być wielokrotnie ubezpieczane, biurokracja musi ubezpieczać każdą wydaną decyzję, bo nie ufa obywatelowi, obywatel nie ufa demokracji, ale przede wszystkim obywatele wzajemnie sobie nie ufają. To jest dramat. Przy tak niskim poziomie zaufania trudno wyrwać się z tego błędnego koła - mówił socjolog.
To pęknięcie i brak zaufania wytłumaczyć można właśnie transformacją gospodarczą. Bratkowski zauważył, że zdaniem Ernesta Skalskiego "drugim polskim narodem" są "ci, którym się nie powiodło". Prof. Wnuk-Lipiński zwraca uwagę na pojęcie "relatywnej deprywacji". - Twarde wskaźniki poziomu życia, zamożności, skokowo się poprawiły. Ale nie wszystkim tak samo. Dystans między tymi, którzy są najniżej w hierarchii społecznej a formującą się klasą średnią zwiększył się w stosunku do miejsca startu - tłumaczył socjolog.
To właśnie przegrani w transformacji gospodarczej z łatwością dystansują się od państwa. - Najcięższe określenia pod adresem polskiego państwa, polskiego rządu, prezydenta, padają ze strony części Polaków. Nie z zewnątrz. Z zewnątrz jesteśmy postrzegani jako kraj sukcesu, a od wewnątrz jako kraj klęski - mówił prof. Wnuk-Lipiński. - Obrzucanie demokratycznie wybranych władz najcięższymi oskarżeniami z perspektywy oblężonej twierdzy nie jest traktowane jako zamach na Polskę, bo to właściwie nie jest "nasza Polska". "Nasza Polska" będzie wtedy, kiedy "my" będziemy rządzić - zaznaczył socjolog.
Rozproszony autorytaryzm. Wykorzystają to politycy?
"Drugą Polskę" można jednak scharakteryzować także poprzez stosunek do demokracji. Prof. Wnuk-Lipiński wskazywał na prowadzone przez niego badania postaw obywatelskich, które mierzą m.in. postawy autorytarne. Wynika z nich, że 40 proc. populacji przejawia postawy autorytarne. - Do tej pory nie udało się politykom nadać tej zbiorowości wspólnego wektora, to autorytaryzm rozproszony - tłumaczył socjolog. - Ale obawiam się, że ten wspólny wektor zaczyna narastać - stwierdził.
Prof. Wnuk-Lipiński zaznaczył, że badania wskazały także na silne radykalizmy. Najpowszechniejsze są one w grupie osób mających 18-24 lata. W grupie osób liczących 25-34 lata jest wyraźnie niższy, by w kolejnych kategoriach konsekwentnie rosnąć. - Pierwsza grupa to głównie uczniowie, studenci, którzy nie są odpowiedzialni za życie innych, nie mają rodzin, nie pracują. Wówczas te radykalizmy naturalnie znajdują lepszą pożywkę. Późniejszy wzrost związany z wiekiem rozdziela się na dwa radykalizm. Pierwszy nurt dotyczy roli państwa, która zdaniem tej grupy powinna rosnąć. Drugi nurt to radykalizmy nacjonalistyczne - wyjaśniał socjolog.
Przekonać czy pokonać?
Bratkowski zastanawiał się jednak, na ile radykałów należy się obawiać. - Oni chcą nas przekonać czy pokonać? - pytał prof. Wnuka-Lipińskiego. - To zależy, jak interpretują innych. Jeśli uważają, że ci, którzy nie podzielają ich poglądów, po prostu błądzą, będą chcieli ich naprawiać, uświadamiać. Ale jeśli inni wiedzą, ale nie podzielają absolutnej prawdy, trzeba ich zgnieść - zaznaczył socjolog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz