środa, 30 października 2013

Prokuratura zajmuje się taśmami PO. Wcześniejsze wybory? Graś: "Nie będziemy tkwili w zgniłych kompromisach"

Paweł Kośmiński
 Drukuj
Paweł Graś / Grzegorz Schetyna
Paweł Graś / Grzegorz Schetyna (Fot. Wojciech Surdziel / Łukasz Giza AG)
- Grzegorz zapowiedział, że spisane będą czyny i rozmowy. Na razie widzimy, że zostały nagrane i wpuszczone w publiczny obieg. Będziemy się musieli tym zająć. Na pewno to wszystko nie służy PO i strasznie nas to wkurza - mówi rzecznik rządu Paweł Graś. Inni posłowie nie kryją jednak oburzenia sytuacją, do której doszło na Dolnym Śląsku. Sprawą zajmuje się prokuratura
Jak wynika z ujawnionego w poniedziałek przez "Newsweek" nagrania, poseł PO Norbert Wojnarowski zaoferował jednemu z delegatów na zjazd pomoc w znalezieniu pracy w KGHM. Warunek? Poparcie kandydatury Jacka Protasiewicza w wyborach na szefa PO na Dolnym Śląsku, w których ten starł się z Grzegorzem Schetyną. Do rozmowy doszło najprawdopodobniej w przededniu sobotniego zjazdu dolnośląskiej PO. Ostatecznie przewagą 11 głosów Protasiewicz pokonał Schetynę.

Sprawą zajmuje się prokuratura, Schetyna liczy na wyjaśnienia

Ale zwycięstwem może nie cieszyć się zbyt długo, bo w środę o godz. 17 spotyka się zarząd partii, na którym rozważony zostanie wniosek o powtórzenie wyborów na Dolnym Śląsku. - Dzisiaj zarząd PO bardzo stanowczo zmierzy się z tą sprawą i na pewno podejmiemy twarde decyzje - nie pozostawił wątpliwości w środę rano minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. - Nie ma tolerancji dla takich zachowań w PO - zaznaczył. I podkreślił, że "winni zostaną ukarani".

Wtóruje mu Ireneusz Raś (PO). - Wybory wewnętrzne się zakończyły. Warto, żeby wszyscy koledzy o tym pamiętali - powiedział dziennikarzom w Sejmie. - Uważam, że na pewno przewodniczący bardzo twardo rozprawi się ze wszystkimi aktorami tego lichego przedstawienia.

Na wyjaśnienie sprawy liczy również sam Schetyna. - Liczyłem na uczciwe zasady gry i uczciwe wybory. I miałem nadzieję, że takie będą - powiedział w Sejmie. - To jest wyzwanie dla PO i prokuratury. Musi nam zależeć, żeby reguły były jasne, a wszystko zostało wyjaśnione.

Szef PO w Lubinie i bliski współpracownik Schetyny Piotr Borys złożył w środę do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. - Musiał funkcjonować jakiś system, którego celem było odsunięcie Grzegorza Schetyny od kierowania Dolnym Śląskiem - powiedział dziennikarzom. Ale i tak prokuratura już zdecydowała, że sprawą zajmie się z urzędu. Czynności sprawdzające mogą doprowadzić do wszczęcia w tej sprawie śledztwa.

Autentyczna walka w partii

Jeszcze we wtorek rzecznik rządu Paweł Graś sprawę wydawał się bagatelizować. - Mamy oświadczenie Jacka Protasiewicza, który mówi, że nikogo nie upoważniał do rozmów. Mamy oświadczenie posła Wojnarowskiego, który mówi, że się zagalopował i że jest mu przykro - tłumaczył. I opowiadał, że osoby, które przychodzą do niego po pracę, słyszą, że "nie jest biurem pośrednictwa pracy", "jesteś z Dolnego Śląska. Jeśli szukasz pomocy, masz tam Schetynę, masz Protasiewicza. Pytaj ich. Tutaj na pewno miejsca pracy nie znajdziesz".

W środę tłumaczył się w TVN 24 ze swoich słów: - Rzeczywiście przychodzą posłowie w różnych sprawach, w tym również o pracę dla siebie, dla rodziny - mówił. Ale podkreślił: - Ja nikomu pracy nie załatwiam.

Zwrócił uwagę, że w PO "wszystkie wybory odbywają się według ustalonych reguł". Dlaczego więc doszło do skandalu? - To wszystko, co się dzieje, pokazuje, że w PO ta walka [o szefostwo w regionach - przyp. red.] jest naprawdę autentyczna. Czasem przy użyciu złych, niegodnych metod, ale wszystko w tej partii jest prawdziwe, ta walka jest poważna - mówił spokojnie Graś.

- Poseł Wojnarowski - być może ze względu na małe doświadczenie polityczne - posunął się za daleko - tłumaczył. Choć jego zdaniem takie sytuacje jak na Dolnym Śląsku "nie powinny mieć miejsca", nie chciał przed spotkaniem zarządu partii wypowiadać się na temat przyszłości kłopotliwego dziś dla partii posła.


Wcześniejsze wybory coraz bliżej?

Rzecznik rządu nie oszczędza jednak Schetyny: - Na Dolnym Śląsku odbyła się walka Dawida z Goliatem. Goliat nie pogodził się z przegraną. I mamy tego konsekwencje. Grzegorz zapowiedział, że spisane będą czyny i rozmowy. Na razie widzimy, że zostały nagrane i wpuszczone w publiczny obieg. Będziemy się musieli tym zająć. Na pewno to wszystko nie służy PO i strasznie nas to wkurza.

Graś przyznał, że jest zaskoczony zachowaniem Schetyny, bo spodziewał się "reakcji bardziej twardych i konsekwentnych". - Konsekwencja może tu być tylko jedna i bardzo poważna. Bo jeśli rzeczywiście ta sytuacja zostanie na tyle rozhuśtana w PO, że rząd zamiast dalej koncentrować się na Polsce, będzie musiał się zajmować sytuacją wewnątrz partii, to naturalną konsekwencją są wcześniejsze wybory. Zrobimy oczywiście wszystko, żeby tego uniknąć, ale pan premier bardzo wyraźnie zapowiedział, że jeśli koalicja straci większość, jest tylko jedna alternatywa, nie będziemy tkwili w jakichś zgniłych kompromisach - mówi otwarcie.

Dwóch durniów szkodzi Platformie

Tymczasem zdaniem Julii Pitery być może należałoby na Dolnym Śląsku wprowadzić komisarza, by uporządkować sytuację, a dopiero później zarządzić powtórzone wybory. Czy bohaterowie dolnośląskiej afery powinni wylecieć z partii? - Absolutnie! Mówi się wielkie słowa "korupcja polityczna". A może nazwiemy to po imieniu? Świństwo, niemoralne, nieetyczne. Przestańmy to nazywać wielkimi słowami, a zacznijmy wyciągać konsekwencje. To będzie dużo skuteczniejsze - mówiła w Radiu TOK FM. - W takich sytuacjach mam pretensje, że cała praca moja i moich kolegów, którzy coś robią, zostaje kompletnie zniweczona, bo dwóch durniów postanowiło sobie zakpić z naszej pracy i z tego, co robimy.

Również wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk (PO) przyznaje, że nagranie kompromituje osoby uczestniczące w rozmowie. - Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z rodzajem prowokacji. Przynajmniej od momentu, gdy powstało nagranie, wiadomo było, że zostanie ono użyte. Pytanie teraz, dlaczego zostało użyte po przegranych wyborach? I to jest moim zdaniem dowód na to, że ci, którzy przegrali, nie potrafią się z porażką pogodzić. Bo gdyby użyli tego nagrania podczas zjazdu, to być może zmieniliby wynik głosowania - przekonywał w RMF FM Grabarczyk. Wyborów by jednak nie powtarzał.

Żona jest bezrobotna, a pan przychodził 13 razy

Wojnarowski odpiera jednak zarzuty i tłumaczy, że "wszyscy mieli prawo czy obowiązek agitowania za swoim kandydatem". - Moim kandydatem - który uważałem, że poprowadzi Platformę inaczej - był Jacek Protasiewicz. Na pewno za bardzo zagoniłem się w tych swoich rozmowach i agitowaniu, ale w ferworze walki przed wyborami każdy agituje za swoim kandydatem - mówił w rozmowie z TVN 24.

I podkreślił, że kolega, który go nagrywał, od stycznia przychodził do jego biura ok. 13 razy. I że Edward Klimka miał odwiedzać również żonę posła. - To nie jest cała rozmowa, to jest powyrywane z kontekstu. I rozmówca cały czas prowadzi tę sprawę na jeden tor - temat pracy. To on zaczął o tym mówić - tłumaczył.

Zapowiedział, że podejmie odpowiednie kroki prawne. - Będziemy się bronić, bo zostałem sprowokowany - twierdzi. - Potwierdzeniem tezy, o której mówię, jest to, że ten pan od roku przychodzi, a ja mu przecież w niczym nie pomogłem. Mało tego, moja żona po tylu latach pracy również w tej chwili jest bezrobotna.

Kluczowe fakty:

26 października - Jacek Protasiewicz wygrywa wybory na szefa PO na Dolnym Śląsku

28 października - "Newsweek" publikuje nagranie rozmowy posła Wojnarowskiego

29 października - szef klubu PO żąda powtórki wyborów na Dolnym Śląsku


Źródło: Wyborcza.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz