niedziela, 27 października 2013

"Od ojca nie dostałem nic. Siostra ze strachu trzy dni nie wracała do domu". Kozakiewicz rozpłakał się podczas audycji [POSŁUCHAJ]

Władysław Kozakiewicz
Władysław Kozakiewicz (Fot. AG)
Władysław Kozakiewicz opowiadał w Radiu TOK FM o swojej nowej książce. Kiedy prowadzący zapytał go o dzieciństwo, znanemu sportowcowi zaczął łamać się głos.. - Ojciec gonił siostrę ze sztachetą. Dostała lanie, ze strachu trzy dni nie wracała do domu - mówił z trudem panując nad emocjami.

- Ojciec kiedyś mi powiedział: ty nie jesteś moim synem i nie chcę cię znać. Proszę bardzo. To mnie nie boli w tej chwili. Wiem, że leży w Gdyni na cmentarzu, ale nigdy tam nie byłem. I nie żałuję tego - mówił w Radiu TOK FM Władysław Kozakiewicz. Sportowiec wydał właśnie autobiografię "Nie mówcie mi, jak mam żyć". Pierwszy raz publicznie opowiada w niej m.in. ze swoim trudnym dzieciństwem z sadystycznym ojcem. Książka jest dostępna w publio.pl.

Przez minutę nie mógł mówić

Opowiadając o czasach swojego dzieciństwa Władysław Kozakiewicz nie mógł powstrzymać łez. Przez minutę emocje nie pozwalały mu mówić. Szczególnie trudna okazała się opowieść o siostrze, która nie upilnowała go, kiedy był bardzo mały. - Uciekła do lasu, a ojciec gonił ją ze sztachetą, bo karę musiała dostać. Dostała lanie i ze strachu przez trzy dni nie wracała do domu - mówił łamiącym się głosem Kozakiewicz.




Sportowiec wspominał, że ojciec był sadystą, który bił jego i rodzeństwo za najmniejsze przewinienia. - Siedziałem, odrabiałem lekcje. Jak zobaczył, że coś wyszło krzywo, to dostawałem w łeb. Chociaż sam nie potrafił zbytnio pisać, skończył ze trzy klasy szkoły podstawowej - mówił. Jak stwierdził, nie myślał nigdy o buncie. - Nie wiedzieliśmy, czy wyszlibyśmy z tego bez uszczerbku - podsumował.

"Od ojca nie dostałem nic"

Władysław Kozakiewicz, opowiadając o swoim dzieciństwie, wspominał nie tylko o bicie. Bardzo trudne było też dla niego odrzucenie przez ojca. - W życiu nie dostałem od niego nic. Nie mówię o wartości materialnej. On mi nigdy nie pogratulował. Mówiłem: pobiłem rekord Europy. I słyszałem: rekord Europy. A czemu nie rekord świata? On nawet nie wiedział o tym, że skaczę o tyczce - mówił Kozakiewicz w rozmowie z Przemysławem Iwańczykiem.

 Jak wyjaśnił, nigdy jednak nie odważył się podnieść ręki na ojca. Ani on, ani jego brat nie stanęli też w obronie matki. - Nie wiem dlaczego. Może wiedzieliśmy, że my wyjdziemy z domu, a mama tam zostanie. I to ona będzie miała kłopot. Nie ja i nie mój brat. I nie upilnujemy mojej mamy. A ona w ogóle nie myślała o czymś takim, żeby go opuścić - stwierdził.

Sodówka mi nie uderzyła do głowy, ale była euforia

W rozmowie nie mogło też zabraknąć wątku słynnego gestu, jaki Władysław Kozakiewicz wykonał na mistrzostwach olimpijskich w Moskwie. - Ludzie mi gratulowali odwagi, cieszyli się z tego, co zrobiłem - wspomina sportowiec. - Nawet niektórzy politycy uważali, że zrobiłem dobrze - zaznaczył. Wspominając euforię towarzyszącą rosnącej popularności, Kozakiewicz stwierdził, że "woda sodowa nie uderzyła mu do głowy". - Ludzie cieszyli się, jak normalnie stałem z nimi w kolejkach. Chcieli przepuszczać, a ja mówiłem: "Ludzie ja mam czas, postoję". Tak to było - opowiada.



Kozakiewicz przyznał, że rzeczywiście swoją ogromną popularność zawdzięcza w dużej mierze temu właśnie odważnemu gestowi, a nie samemu zwycięstwu na olimpiadzie. - 33 lata później nadal jestem jednym z najbardziej popularnych polskich sportowców. A przecież mieszkam w Niemczech. Jestem zapraszany na ogromną liczbę imprez w Polsce, jako Władysław Kozakiewicz, ten który wygrał, ale przede wszystkim jako ten, który pokazał wała w Moskwie - powiedział sportowiec.
Źródło: TOK FM (pod linkiem są ścieżki dźwiekowe)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz