sobota, 19 października 2013

Poker bez blefowania, czyli dupa biskupa

Tomasz Piątek
 Drukuj
Dzisiaj rano wydarzenia tygodnia podsumowały się w moim mózgu. Biedny mózg. Nie tylko mój. Coś się dzieje z rozumem w Polsce. Słowa zmieniają znaczenie, pojęcia przechodzą wszelkie pojęcie, logika staje się kreatywna. W tym samym sensie co kreatywna księgowość.
Na początek odkryłem, co powoduje pedofilię. Oczywiście in vitro. Dziecko z probówki zostaje odrzucone przez rodziców jako bruzdogłowe. Rodzice nie lgną, bo czują, że dziecko jest sztuczne. Dziecko lgnie, bo czuje, że ksiądz jest prawdziwy. Znajoma była u swojej mamy na imieninach. Pojawiła się ciotka i z zachwytem zaczęła opowiadać o swoim proboszczu, który założył dziecięcy teatrzyk. Znajoma odruchowo zapytała, czy dzieci do niego lgną. Ciotka wyszła z siebie i z imienin.

Właściwie jestem wdzięczny arcybiskupowi Michalikowi za to, że przywrócił nam to piękne polskie słowo, które zaczynało już znikać z powszechnego użytku jako zbyt trudne, niespełniające światowych standardów (trzy spółgłoski z rzędu na początku jednosylabowego słowa). Podobnie jak na przykład "pstrzyć". Ale skoro "lgnąć" znaczy od niedawna to, co znaczy, to strach pomyśleć, co znaczy "pstrzyć". W związku z tym wszystkim proponuję, żeby stworzyć nowy czasownik: michalić. Może zastąpić "migdalić".


Z innej, chociaż właściwie tej samej beczki: podobno Polski Związek Pokera chce usunąć z reguł gry blefowanie ze względu na zmianę istoty tego pojęcia. Blef teraz znaczy: "kłamstwo skierowane do milionów połączone z profanacją ofiar śmiertelnych". Pokerzyści to twardzi goście, ale nawet oni nie potrafią czegoś takiego robić bez mrugnięcia. Tylko czym będzie poker bez blefowania? Dupą biskupa. To żadna aluzja personalna, naprawdę istnieje gra karciana o takiej nazwie. Głupia. Ale trochę mądrzejsza niż zespół Macierewicza.

Zmieniło się też znaczenie Święta Niepodległości. Kiedyś to było Święto Niepodległości. Potem zrobił się z tego Marsz Nienormalności. Marsz szybko wyewoluował w świętowanie przez podpalanie. A w tym roku będziemy świętować, uprawiając grę uliczną polegającą na wyłapywaniu w tłumie domniemanych przebranych policjantów. Rozumiem, że następnym etapem będzie Grand Theft Auto. Albo chłopcy radarowcy. Jeżeli ktoś z Państwa nie kojarzy chłopców radarowców, proszę się nie martwić. Raczej się cieszyć. To samo dotyczy też Grand Theft Auto.

Przyznam, że zawsze miałem sceptyczny stosunek do Święta Niepodległości. Teraz jeszcze bardziej, bo zaczynam mieć sceptyczny stosunek do samej niepodległości. Zrobiliśmy z niej coś więcej niż dziwnego.

Jeżeli mimo wszystko chcą Państwo świętować niepodległość i to nie przy "raz, dwa, trzy, policjantem jesteś ty", to zamiast na Marsz zapraszam na Koncert Niepodległości. Oczywiście 11 listopada, o 20, w Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie jest to moja ulubiona miejscówka, ale organizatorzy imprezy mają tę zasługę, że od pięciu lat świętują niepodległość, śpiewając także pieśni naszych mniejszości narodowych i celebrując ich tradycje. Pozdrawiam Olę Turkiewicz i Jacka "Wiejskiego" Górskiego.

Na koniec jeszcze jedna refleksja: czym w tej całej sytuacji jest trotyl? Koniecznie zapytać Gmyza. Albo nie. Bo strach pomyśleć o odpowiedzi. Więcej niż strach. 


Źródło: Wyborcza.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz