- Byłoby dobrze, żeby pan Deresz, wszyscy i przede wszystkim pan premier Tusk spojrzeli i wczuli się w ból pani generałowej Błasik i jej dzieci, którzy od blisko 2,5 lat czytają w oficjalnym stanowisku (...), że to gen. Błasik dowodził w tym tragicznym momencie - powiedział Antoni Macierewicz. To odpowiedź na słowa Pawła Deresza, który zaapelował w liście otwartym o zakończenie prac zespołu Macierewicza.
Mąż tragicznie zmarłej w katastrofie smoleńskiej Jolanty Szymanek-Deresz napisał do marszałek Sejmu Ewy Kopacz, by ta "zechciała dołożyć wszelkich starań w celu jak najszybszego zakończenia haniebnego spektaklu", jakim są prace zespołu parlamentarnego po kierownictwem Antoniego Macierewicza.
"Zespół parlamentarny, kierowany przez pana posła Antoniego Macierewicza, działa bez szacunku dla powagi wydarzeń i tego, co ja i moi bliscy czujemy i wielokroć przeżywamy. Nie liczy się z moim bólem, moim cierpieniem, nie usiłuje dochodzić do prawdy, lecz, śmiem twierdzić, zbija, oszukując społeczeństwo, kapitał polityczny na śmierci 96 osób" - napisał Deresz.
Macierewicz pytany o list powiedział, że ból i cierpienie dotyczą także innych osób, których bliscy zginęli w Smoleńsku, w tym wdowy po Dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeju Błasiku, a jego zespół parlamentarny ma obowiązek dochodzić do prawdy, skoro nie robi tego premier Tusk.
Macierewicz: Wdowa wciąż wysłuchuje, że gen. Błasik dowodził
- Rozumiem ból pana Deresza, ale chciałbym, żeby pan Deresz spojrzał na ból innych osób, które straciły tam swoich najbliższych. Myślę, że byłoby dobrze, żeby pan Deresz, wszyscy i przede wszystkim pan premier Tusk spojrzeli i wczuli się w ból pani generałowej Błasik i jej dzieci, którzy od blisko 2,5 lat czytają w oficjalnym urzędowym stanowisku zaaprobowanym przez Donalda Tuska, powtarzanym gdziekolwiek są na świecie (...), że to gen. Błasik dowodził w tym tragicznym momencie, kiedy doszło do katastrofy, że to on wprowadzał pilotów w błąd, wymuszał na nich lądowanie, i to on im mówił "nic nie widać", i to on dyktował im wysokości schodzenia. I tak jest po dzień dzisiejszy - przekonywał na konferencji w Sejmie szef parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia okoliczności katastrofy smoleńskiej.
Zdaniem Macierewicza, mimo iż od ujawnienia wyników prac biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna w Krakowie, którzy jednoznacznie nie potwierdzili obecności gen. Błasika w kokpicie, minęły już dwa lata, to nikt nie wycofał zarzutów pod adresem Dowódcy Sił Powietrznych.
- Przez ten czas pani generałowa i jej dzieci słuchają, że przecież jeśliby te zarzuty nie były prawdziwe, to premier by to zmienił - mówił Macierewicz. - Że nie jest możliwe, żeby państwo polskie samo chciało oskarżać swojego dowódcę, który straszliwie zginął - ciągnął.
- Czy my nie mamy obowiązku dochodzić do prawdy, jeżeli premier tego nie chce? - pytał retorycznie poseł PiS. - Uważam, że mamy. I będziemy to robić - zakończył.
Fragment z raportu komisji Jerzego Millera dot. gen Błasika
"Zdaniem Komisji [Jerzego Millera - red.], o godz. 6:36:48,5 w kabinie załogi pojawił się Dowódca Sił Powietrznych, najprawdopodobniej po rozmowie z Dyrektorem Protokółu. Podczas pobytu w kabinie nie miał założonych słuchawek radiowych.
O godz. 6:40:26,5 Dowódca Sił Powietrznych powiedział: "Dwieście pięćdziesiąt metrów" (na wysokości 227 m nad poziomem lotniska i 269 m RW, w odległości 3716 m od progu DS 26).
O godz. 6:40:44,5 (98 m nad poziomem lotniska, 113 m wg RW, w odległości 2291 m od progu DS 26) Dowódca Sił Powietrznych powiedział: "100 metrów".
O godz. 6:40:50,5 Dowódca Sił Powietrznych powiedział: "Nic nie widać". Miało to miejsce 63 m nad poziomem lotniska, na wysokości 109 m wg RW i w odległości 1815 m od progu DS 26".
W raporcie napisano też, że obecność Błasika w kabinie była "elementem presji pośredniej" na załogę, a wpuszczenie tam "osób postronnych" naruszało "zasadę cichego kokpitu".
Śledczy: Nie można potwierdzić lub wykluczyć obecności generała
W styczniu 2012 roku na specjalnie zwołanej konferencji prokuratorzy wojskowi ujawnili efekty wielomiesięcznych prac biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna z Krakowa.
Ze wszystkich zarejestrowanych na nagraniach głosów ekspertom udało się wyodrębnić 17. Z nich zidentyfikowano 9 głosów. Ostatecznie nie przypisali gen. Andrzejowi Błasikowi żadnej z zarejestrowanych wypowiedzi z kokpitu Tu-154M. Prezentujący te ustalenia śledczy stwierdzili jednocześnie, że prokuratura nie dysponuje opinią jednoznacznie wskazującą na to, że dowódca Sił Powietrznych był obecny w kabinie samolotu, który w kwietniu 2010 r. rozbił się pod Smoleńskiem. Zaznaczono, że nie ma dowodów, które pozwalałyby jednoznacznie potwierdzić lub wykluczyć obecność generała w kokpicie.
"Zespół parlamentarny, kierowany przez pana posła Antoniego Macierewicza, działa bez szacunku dla powagi wydarzeń i tego, co ja i moi bliscy czujemy i wielokroć przeżywamy. Nie liczy się z moim bólem, moim cierpieniem, nie usiłuje dochodzić do prawdy, lecz, śmiem twierdzić, zbija, oszukując społeczeństwo, kapitał polityczny na śmierci 96 osób" - napisał Deresz.
Macierewicz: Wdowa wciąż wysłuchuje, że gen. Błasik dowodził
- Rozumiem ból pana Deresza, ale chciałbym, żeby pan Deresz spojrzał na ból innych osób, które straciły tam swoich najbliższych. Myślę, że byłoby dobrze, żeby pan Deresz, wszyscy i przede wszystkim pan premier Tusk spojrzeli i wczuli się w ból pani generałowej Błasik i jej dzieci, którzy od blisko 2,5 lat czytają w oficjalnym urzędowym stanowisku zaaprobowanym przez Donalda Tuska, powtarzanym gdziekolwiek są na świecie (...), że to gen. Błasik dowodził w tym tragicznym momencie, kiedy doszło do katastrofy, że to on wprowadzał pilotów w błąd, wymuszał na nich lądowanie, i to on im mówił "nic nie widać", i to on dyktował im wysokości schodzenia. I tak jest po dzień dzisiejszy - przekonywał na konferencji w Sejmie szef parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia okoliczności katastrofy smoleńskiej.
Zdaniem Macierewicza, mimo iż od ujawnienia wyników prac biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna w Krakowie, którzy jednoznacznie nie potwierdzili obecności gen. Błasika w kokpicie, minęły już dwa lata, to nikt nie wycofał zarzutów pod adresem Dowódcy Sił Powietrznych.
- Przez ten czas pani generałowa i jej dzieci słuchają, że przecież jeśliby te zarzuty nie były prawdziwe, to premier by to zmienił - mówił Macierewicz. - Że nie jest możliwe, żeby państwo polskie samo chciało oskarżać swojego dowódcę, który straszliwie zginął - ciągnął.
- Czy my nie mamy obowiązku dochodzić do prawdy, jeżeli premier tego nie chce? - pytał retorycznie poseł PiS. - Uważam, że mamy. I będziemy to robić - zakończył.
Fragment z raportu komisji Jerzego Millera dot. gen Błasika
"Zdaniem Komisji [Jerzego Millera - red.], o godz. 6:36:48,5 w kabinie załogi pojawił się Dowódca Sił Powietrznych, najprawdopodobniej po rozmowie z Dyrektorem Protokółu. Podczas pobytu w kabinie nie miał założonych słuchawek radiowych.
O godz. 6:40:26,5 Dowódca Sił Powietrznych powiedział: "Dwieście pięćdziesiąt metrów" (na wysokości 227 m nad poziomem lotniska i 269 m RW, w odległości 3716 m od progu DS 26).
O godz. 6:40:44,5 (98 m nad poziomem lotniska, 113 m wg RW, w odległości 2291 m od progu DS 26) Dowódca Sił Powietrznych powiedział: "100 metrów".
O godz. 6:40:50,5 Dowódca Sił Powietrznych powiedział: "Nic nie widać". Miało to miejsce 63 m nad poziomem lotniska, na wysokości 109 m wg RW i w odległości 1815 m od progu DS 26".
W raporcie napisano też, że obecność Błasika w kabinie była "elementem presji pośredniej" na załogę, a wpuszczenie tam "osób postronnych" naruszało "zasadę cichego kokpitu".
Śledczy: Nie można potwierdzić lub wykluczyć obecności generała
W styczniu 2012 roku na specjalnie zwołanej konferencji prokuratorzy wojskowi ujawnili efekty wielomiesięcznych prac biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna z Krakowa.
Ze wszystkich zarejestrowanych na nagraniach głosów ekspertom udało się wyodrębnić 17. Z nich zidentyfikowano 9 głosów. Ostatecznie nie przypisali gen. Andrzejowi Błasikowi żadnej z zarejestrowanych wypowiedzi z kokpitu Tu-154M. Prezentujący te ustalenia śledczy stwierdzili jednocześnie, że prokuratura nie dysponuje opinią jednoznacznie wskazującą na to, że dowódca Sił Powietrznych był obecny w kabinie samolotu, który w kwietniu 2010 r. rozbił się pod Smoleńskiem. Zaznaczono, że nie ma dowodów, które pozwalałyby jednoznacznie potwierdzić lub wykluczyć obecność generała w kokpicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz