21.10.2013 , aktualizacja: 21.10.2013 13:38
Drukuj
W poniedziałek rano rozpoczęła się "druga konferencja smoleńska" ekspertów Antoniego Macierewicza. Bez udziału dziennikarzy. Przez dwa dni uczestnicy mają podważać ustalenia raportu komisji Jerzego Millera, który wyjaśniał przyczyny katastrofy smoleńskiej. - Będziemy organizować tyle konferencji, aż w końcu katastrofa zostanie wyjaśniona - zapowiedział prof. Piotr Witakowski z Akademii Górniczo-Hutniczej
"II konferencja smoleńska" potrwa dwa dni. Jest okryta tajemnicą - nie napisano, gdzie została zorganizowana (poza tym, że w Warszawie). Nie zaproszono na nią dziennikarzy.
Transmisję można oglądać tylko w internecie. Wśród zaplanowanych na poniedziałek paneli jest m.in.: analiza wrakowiska TU-154, dyskusja o aspektach wytrzymałościowych i zagadnienia związane z trajektorią lotu. Na konferencji nie ma ekspertów z rządowego zespołu Macieja Laska, który tłumaczy ustalenia komisji Jerzego Millera.
Otwierający konferencję prof. Grzegorz Jemielita z Politechniki Warszawskiej powitał gości i poprosił o minutę ciszy. - To nie konferencja zespołu parlamentarnego. Jesteśmy autonomiczni - zapewniał profesor.
Prof. Piotr Witakowski z Akademii Górniczo-Hutniczej mówił w referacie otwierającym: - Wbijano nam do głów, że samolot uległ zgnieceniu, a każdy, kto ma wykształcenie techniczne, widzi, że kadłub jest rozerwany. Dlatego zaczęliśmy działania określane jako śledztwo akademickie. Nie mają one żadnego związku z działalnością zespołu parlamentarnego i zespołu Macieja Laska. Poczuwamy się do obowiązku wynikającego ze ślubowania doktorskiego. Obowiązku dochodzenia do prawdy - mówił prof. Witakowski.
"Samolot wybuchł i rozpadł się w powietrzu"
Prof. Jerzy Stefan Wiśniowski z Wojskowego Centrum Geograficznego przekonywał, że w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej pomogłaby "analiza geoprzestrzenna zobrazowań satelitarnych" terenu katastrofy z kwietnia 2010 roku. Skąd wziąć te zobrazowania?
- O ile wiem, że istnieją tzw. satelity szpiegowskie albo wojskowe - mówił prof. Wiśniowski, który zaznaczył, że o obraz z nich powinny się jednak upomnieć władze.
Podczas referatu prof. Piotra Witakowskiego padło porównanie tezy o błędzie pilotów tupolewa do "kłamstwa oświęcimskiego".
- Według śledztwa naukowego i praw fizyki taki przebieg wydarzeń, jaki został opisany w raporcie MAK i komisji Millera, nie mógł mieć miejsca - przekonywał prof. Witakowski. I wyliczał, że jeżeli samolot rozbija się przy uderzeniu w ziemię, a nie w powietrzu, to w ziemi musi pojawić się krater. Z kolei lewe skrzydło tupolewa jest jego zdaniem przecięte w taki sposób, że ktoś musiał to zrobić "jakąś piłą" albo ładunkiem wybuchowym. Prof. Witakowski powiedział również, że szczątki samolotu w brzozie "zostały tam umieszczone".
O tym, że samolot wybuchł w powietrzu, a przyczyną katastrofy była "eksplozja albo szereg eksplozji", mówił także prof. Andrzej Ziółkowski z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN. Jego zdaniem świadczy o tym m.in. stan zwłok, szczątki samolotu na dachach budowli, a także to, że kadłub samolotu był rozerwany.
Prof. Ziółkowski mówił także o charakterystycznych "płatkach", czyli zagięciach, które powstają wskutek eksplozji. Jego zdaniem ślady na jednym ze skrzydeł świadczą o tym, że zostało one "odstrzelone".
Dużo emocji wzbudził także referat prof. Chrisa Cieszewskiego z University of Georgia. Na podstawie analizy zdjęć ze stycznia i kwietnia 2010 roku stwierdził on, że smoleńska brzoza była złamana już 5 kwietnia. Po referacie podziękował Anicie Gargas za film "Anatomia upadku", "bez którego sformułowanie takich wniosków nie byłoby możliwe".
Nie zabrakło także znanych z wcześniejszych prezentacji eksperymentów z puszką. Prof. Jan Obrębski, żeby uzmysłowić słuchaczom, jak wygląda samolot po uderzeniu w ziemię, pokazał zdjęcia puszek od Red Bulla, w które uderzał młotkiem.
Eksperci Macierewicza - przetworzone zdjęcie i kłamstwo
Eksperci pracujący dla parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej, na czele którego stoi Antoni Macierewicz, nie mają ostatnio dobrego okresu.
Najpierw w ujawnionych we wrześniu przez prokuraturę zeznaniach ekspertów znalazły się zaskakujące wypowiedzi: "Sklejałem modele samolotów". "Widziałem wybuch w szopie". "Latając samolotami, oglądam skrzydła". - Żaden nie przekazał materiałów i danych, które stanowiły podstawę do prezentowanych wcześniej wniosków - mówił "Gazecie Wyborczej" rzecznik prokuratury kpt. Marcin Maksjan. Przesłuchiwanymi ekspertami najprawdopodobniej byli profesorowie: Wiesław Binienda, Jan Obrębski i Jacek Rońda.
W październiku zespół Macieja Laska ujawnił, że jedno ze zdjęć wykorzystywanych w prezentacji prof. Biniendy nie pochodzi z raportu MAK, ale ze zbiorów rosyjskiego blogera, który nie ukrywał, że przerobił je w programie graficznym, bo jest zwolennikiem tezy o zamachu. Prof. Binienda uzasadniał m.in. tą fotografią swoje hipotezy.
A w ubiegłym tygodniu prof. Jacek Rońda przyznał w Telewizji Trwam, że kiedy w kwietniu w TVP mówił o tym, że piloci tupolewa nie zeszli poniżej 100 metrów, to "blefował". Natomiast w tajemniczym rosyjskim dokumencie, na który się wtedy powoływał, nie ma na ten temat żadnych informacji.
Transmisję można oglądać tylko w internecie. Wśród zaplanowanych na poniedziałek paneli jest m.in.: analiza wrakowiska TU-154, dyskusja o aspektach wytrzymałościowych i zagadnienia związane z trajektorią lotu. Na konferencji nie ma ekspertów z rządowego zespołu Macieja Laska, który tłumaczy ustalenia komisji Jerzego Millera.
Prof. Piotr Witakowski z Akademii Górniczo-Hutniczej mówił w referacie otwierającym: - Wbijano nam do głów, że samolot uległ zgnieceniu, a każdy, kto ma wykształcenie techniczne, widzi, że kadłub jest rozerwany. Dlatego zaczęliśmy działania określane jako śledztwo akademickie. Nie mają one żadnego związku z działalnością zespołu parlamentarnego i zespołu Macieja Laska. Poczuwamy się do obowiązku wynikającego ze ślubowania doktorskiego. Obowiązku dochodzenia do prawdy - mówił prof. Witakowski.
"Samolot wybuchł i rozpadł się w powietrzu"
Prof. Jerzy Stefan Wiśniowski z Wojskowego Centrum Geograficznego przekonywał, że w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej pomogłaby "analiza geoprzestrzenna zobrazowań satelitarnych" terenu katastrofy z kwietnia 2010 roku. Skąd wziąć te zobrazowania?
- O ile wiem, że istnieją tzw. satelity szpiegowskie albo wojskowe - mówił prof. Wiśniowski, który zaznaczył, że o obraz z nich powinny się jednak upomnieć władze.
Podczas referatu prof. Piotra Witakowskiego padło porównanie tezy o błędzie pilotów tupolewa do "kłamstwa oświęcimskiego".
- Według śledztwa naukowego i praw fizyki taki przebieg wydarzeń, jaki został opisany w raporcie MAK i komisji Millera, nie mógł mieć miejsca - przekonywał prof. Witakowski. I wyliczał, że jeżeli samolot rozbija się przy uderzeniu w ziemię, a nie w powietrzu, to w ziemi musi pojawić się krater. Z kolei lewe skrzydło tupolewa jest jego zdaniem przecięte w taki sposób, że ktoś musiał to zrobić "jakąś piłą" albo ładunkiem wybuchowym. Prof. Witakowski powiedział również, że szczątki samolotu w brzozie "zostały tam umieszczone".
O tym, że samolot wybuchł w powietrzu, a przyczyną katastrofy była "eksplozja albo szereg eksplozji", mówił także prof. Andrzej Ziółkowski z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN. Jego zdaniem świadczy o tym m.in. stan zwłok, szczątki samolotu na dachach budowli, a także to, że kadłub samolotu był rozerwany.
Prof. Ziółkowski mówił także o charakterystycznych "płatkach", czyli zagięciach, które powstają wskutek eksplozji. Jego zdaniem ślady na jednym ze skrzydeł świadczą o tym, że zostało one "odstrzelone".
Dużo emocji wzbudził także referat prof. Chrisa Cieszewskiego z University of Georgia. Na podstawie analizy zdjęć ze stycznia i kwietnia 2010 roku stwierdził on, że smoleńska brzoza była złamana już 5 kwietnia. Po referacie podziękował Anicie Gargas za film "Anatomia upadku", "bez którego sformułowanie takich wniosków nie byłoby możliwe".
Nie zabrakło także znanych z wcześniejszych prezentacji eksperymentów z puszką. Prof. Jan Obrębski, żeby uzmysłowić słuchaczom, jak wygląda samolot po uderzeniu w ziemię, pokazał zdjęcia puszek od Red Bulla, w które uderzał młotkiem.
Eksperci Macierewicza - przetworzone zdjęcie i kłamstwo
Eksperci pracujący dla parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej, na czele którego stoi Antoni Macierewicz, nie mają ostatnio dobrego okresu.
Najpierw w ujawnionych we wrześniu przez prokuraturę zeznaniach ekspertów znalazły się zaskakujące wypowiedzi: "Sklejałem modele samolotów". "Widziałem wybuch w szopie". "Latając samolotami, oglądam skrzydła". - Żaden nie przekazał materiałów i danych, które stanowiły podstawę do prezentowanych wcześniej wniosków - mówił "Gazecie Wyborczej" rzecznik prokuratury kpt. Marcin Maksjan. Przesłuchiwanymi ekspertami najprawdopodobniej byli profesorowie: Wiesław Binienda, Jan Obrębski i Jacek Rońda.
W październiku zespół Macieja Laska ujawnił, że jedno ze zdjęć wykorzystywanych w prezentacji prof. Biniendy nie pochodzi z raportu MAK, ale ze zbiorów rosyjskiego blogera, który nie ukrywał, że przerobił je w programie graficznym, bo jest zwolennikiem tezy o zamachu. Prof. Binienda uzasadniał m.in. tą fotografią swoje hipotezy.
A w ubiegłym tygodniu prof. Jacek Rońda przyznał w Telewizji Trwam, że kiedy w kwietniu w TVP mówił o tym, że piloci tupolewa nie zeszli poniżej 100 metrów, to "blefował". Natomiast w tajemniczym rosyjskim dokumencie, na który się wtedy powoływał, nie ma na ten temat żadnych informacji.
Źródło: Wyborcza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz