Apartamentowiec przy Pięknej 15 w filmie Juliusza Machulskiego "Ambassada" stał się bramą do przeszłości, a konkretnie - stojącej tu w 1939 r. ambasady Niemiec. Ambasada Rzeszy rzeczywiście mieściła się przy tej ulicy, tyle że odrobinkę dalej - na sąsiedniej posesji, pod numerem 17. Sama Piękna nosiła wówczas imię Piusa XI
To dziś prawdziwie wielkomiejski odcinek Pięknej - pomiędzy Mokotowską a Marszałkowską. W ostatnich latach znacznie się zmienił. W miejscu wojennych wyrw powstały tu aż cztery nowe budynki. Za filmowym apartamentowcem pod numerem 15 właśnie stanął dźwig - to rozbudowywana jest Biblioteka Publiczna przy równoległym do Pięknej fragmencie ul. Koszykowej.
Przy Pięknej ocalały trzy przedwojenne kamienice, ale dwie z nich, w tym ta stojąca dokładnie na wprost filmowego apartamentowca, nie zachowały choćby odrobiny dekoracji fasady. Jedynie ta u zbiegu z Mokotowską wygląda niemal jak przed wojną. To tu przed 1939 r. mieszkały słynne tancerki siostry Halama, a na samym narożniku w 1914 r. doszło do jednego z pierwszych w Warszawie śmiertelnych wypadków samochodowych.
Bez zmian przetrwała też fasada szkoły imienia Cecylii Plater-Zyberkówny przy Pięknej 24/26, tyle że została zasłonięta nowym biurowcem, więc trudno ją zauważyć z ulicy. Przed wojną od ulicy oddzielały ją mur i ogród.
I wreszcie ostatni zachowany gmach - zbudowana w latach 30. przy Pięknej 19 mieszcząca centralę telefoniczną tzw. mała PAST-a.
Reszta ulicy nie ma nic wspólnego z tym, jak wyglądała przed wojną. Nawet sam bieg Pięknej się zmienił. Kiedyś była prosta, teraz się wykrzywia i wpada w pl. Konstytucji, by dalej zagubić się w podwórkach bloków MDM.
Willa w ogrodzie
Ambasada Niemiec mieściła się w pałacyku przy Pięknej 17 od początku lat 20. XX w.
W filmie Machulskiego spece od rekonstrukcji cyfrowej odtworzyli budynek drobiazgowo, choć w sposób dość dowolny. Ujrzymy go zarówno od strony ulicy, jak i z lotu ptaka.
Dom miał swój urok - powstał w czasach, gdy Piękna była naprawdę piękna, pełna pałacyków tonących w ogrodach. Budynek pod numerem 17 też stał w ogrodzie. Miał dwa piętra i niewidoczną od ulicy zaskakująco wysoką wieżę.
Jego pierwszą właścicielką była Klara Dillenius, przedstawicielka warszawskiej plutokracji przemysłowej, siostra fabrykanta Wilhelma Raua - tego od słynnej budującej maszyny firmy Lilpop, Rau i Loewenstein. Pałacyk pani Klary naśladował architekturą pałace włoskiego cinquecenta. Styl ten w równym stopniu odpowiadał wielkiej burżuazji warszawskiej, jak i arystokracji. Jeszcze w XIX w. budynek stał się własnością księcia Stanisława Lubomirskiego.
Nie znamy rysunków ani zdjęć jego wnętrz z XIX w.
Z fotografii zachowanych w Narodowym Archiwum Cyfrowym wiemy za to, jak wyglądał salon ambasady w 1927 r., czyli jeszcze w epoce Niemiec weimarowskich. To wnętrze nie zmieniło się pewno zbytnio od czasów pani Klary - wyglądało dokładnie tak, jak powinien wyglądać XIX-wieczny mieszczański salon z kominkiem, lustrem i tkaninami w paski na ścianach. Nie wiemy, czy zmieniło się po dojściu Hitlera do władzy.
Gniazdo szpiegów
Tak jak bohaterowie filmu przenieśmy się w czasie i zajrzyjmy do ambasady w sierpniu 1939 r.
Nie ma tu ambasadora, Ślązaka, hrabiego Hansa Adolfa von Moltke. Na początku miesiąca do Berlina wezwał go minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop.
Von Moltke jest postawnym mężczyzną, równie wysokim jak polski minister spraw zagranicznych Józef Beck. Zna dobrze Polskę, przebywa tu od 1931 r., najpierw jako poseł, a od 1934 r. - ambasador. W przyszłej wojnie wolałby widzieć Polskę raczej jako sojusznika niż wroga, choć na początku sierpnia przedkłada raport, w którym pisze o naszym kraju z pogardą. Ribbentrop każe mu wracać do Rzeszy, by uniemożliwić podejmowanie zabiegów na rzecz poprawy stosunków z Polską.
W ambasadzie jest za to jej pierwszy sekretarz, radca klasy I, także arystokrata ze Śląska - Rudolf von Scheliha. Od 1937 r. jest radzieckim szpiegiem.
Przy Pięknej ocalały trzy przedwojenne kamienice, ale dwie z nich, w tym ta stojąca dokładnie na wprost filmowego apartamentowca, nie zachowały choćby odrobiny dekoracji fasady. Jedynie ta u zbiegu z Mokotowską wygląda niemal jak przed wojną. To tu przed 1939 r. mieszkały słynne tancerki siostry Halama, a na samym narożniku w 1914 r. doszło do jednego z pierwszych w Warszawie śmiertelnych wypadków samochodowych.
Bez zmian przetrwała też fasada szkoły imienia Cecylii Plater-Zyberkówny przy Pięknej 24/26, tyle że została zasłonięta nowym biurowcem, więc trudno ją zauważyć z ulicy. Przed wojną od ulicy oddzielały ją mur i ogród.
I wreszcie ostatni zachowany gmach - zbudowana w latach 30. przy Pięknej 19 mieszcząca centralę telefoniczną tzw. mała PAST-a.
Reszta ulicy nie ma nic wspólnego z tym, jak wyglądała przed wojną. Nawet sam bieg Pięknej się zmienił. Kiedyś była prosta, teraz się wykrzywia i wpada w pl. Konstytucji, by dalej zagubić się w podwórkach bloków MDM.
Willa w ogrodzie
Ambasada Niemiec mieściła się w pałacyku przy Pięknej 17 od początku lat 20. XX w.
W filmie Machulskiego spece od rekonstrukcji cyfrowej odtworzyli budynek drobiazgowo, choć w sposób dość dowolny. Ujrzymy go zarówno od strony ulicy, jak i z lotu ptaka.
Dom miał swój urok - powstał w czasach, gdy Piękna była naprawdę piękna, pełna pałacyków tonących w ogrodach. Budynek pod numerem 17 też stał w ogrodzie. Miał dwa piętra i niewidoczną od ulicy zaskakująco wysoką wieżę.
Jego pierwszą właścicielką była Klara Dillenius, przedstawicielka warszawskiej plutokracji przemysłowej, siostra fabrykanta Wilhelma Raua - tego od słynnej budującej maszyny firmy Lilpop, Rau i Loewenstein. Pałacyk pani Klary naśladował architekturą pałace włoskiego cinquecenta. Styl ten w równym stopniu odpowiadał wielkiej burżuazji warszawskiej, jak i arystokracji. Jeszcze w XIX w. budynek stał się własnością księcia Stanisława Lubomirskiego.
Nie znamy rysunków ani zdjęć jego wnętrz z XIX w.
Z fotografii zachowanych w Narodowym Archiwum Cyfrowym wiemy za to, jak wyglądał salon ambasady w 1927 r., czyli jeszcze w epoce Niemiec weimarowskich. To wnętrze nie zmieniło się pewno zbytnio od czasów pani Klary - wyglądało dokładnie tak, jak powinien wyglądać XIX-wieczny mieszczański salon z kominkiem, lustrem i tkaninami w paski na ścianach. Nie wiemy, czy zmieniło się po dojściu Hitlera do władzy.
Gniazdo szpiegów
Tak jak bohaterowie filmu przenieśmy się w czasie i zajrzyjmy do ambasady w sierpniu 1939 r.
Nie ma tu ambasadora, Ślązaka, hrabiego Hansa Adolfa von Moltke. Na początku miesiąca do Berlina wezwał go minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop.
Von Moltke jest postawnym mężczyzną, równie wysokim jak polski minister spraw zagranicznych Józef Beck. Zna dobrze Polskę, przebywa tu od 1931 r., najpierw jako poseł, a od 1934 r. - ambasador. W przyszłej wojnie wolałby widzieć Polskę raczej jako sojusznika niż wroga, choć na początku sierpnia przedkłada raport, w którym pisze o naszym kraju z pogardą. Ribbentrop każe mu wracać do Rzeszy, by uniemożliwić podejmowanie zabiegów na rzecz poprawy stosunków z Polską.
W ambasadzie jest za to jej pierwszy sekretarz, radca klasy I, także arystokrata ze Śląska - Rudolf von Scheliha. Od 1937 r. jest radzieckim szpiegiem.
„Scheliha - pozyskany do szpiegostwa na rzecz Moskwy przez warszawskiego korespondenta » Prager Presse «Herrnstadta - utrzymuje kontakt z sowiecką służbą informacyjną za pomocą przyjaciółki Herrnstadta Ilzy Stöbe (kryptonim „Alta”), korespondentki gazet szwajcarskich w Polsce. Dzięki aktywności von Schelihy Stalinowi nie umyka bodaj żadna poufna informacja polityczna docierająca do Berlina do hrabiego von Moltke. Fakt ten ma również dalekosiężne oddziaływanie na przebieg przyszłych wydarzeń” - pisał historyk Janusz Piekałkiewicz.
Po wybuchu wojny ambasada pustoszeje.
Gdy niemieckie samoloty zrzucały na Warszawę małe fosforowe bomby zapalające, pałacyku nie ma kto ratować - płonie od dachu po parter. Mury jednak ocalały, budynek zamienił się w wydmuszkę z pustym środkiem. Kiedy nastała okupacja, Niemcy sami rozebrali jego ściany, pozostawiając jedynie kawałek ogrodzenia z bramą.
25 września 1939 r. Hitler rozważał stworzenie kadłubowej Polski. Tego samego dnia ambasador hrabia von Moltke w przeznaczonym dla führera memorandum twierdził, że w tworzeniu wasalnej od Niemiec Polski raczej nie będą uczestniczyć żadni znaczący politycy polscy. „Uważał, że nadzieja leży w utworzeniu Polski, której granica zachodnia odpowiadałby granicy Niemiec z 1914 r., a wschodnia biegłaby z Grodna do Przemyśla. Zaletą tego rozwiązania byłoby całkowite wyeliminowanie granicy niemiecko-radzieckiej. Istniała możliwość, że część Polaków byłaby mniej lub bardziej usatysfakcjonowana takim państwem. (...) Jego » niepodległość «byłaby jedynie wybiegiem mającym na celu skłonienie Wielkiej Brytanii i Francji do wycofania się z wojny” - czytamy w książce Nicholasa Bethela „Wojna Hitlera”.
Gdy Moltke przekazuje swoje memorandum, Warszawa płonie. Niemcy dokonują najcięższego nalotu od początku oblężenia stolicy.
Walą się dziesiątki domów. Ogień pochłania całe ulice. Także Piękną. 28 września Warszawa kapituluje.
Kule i krew
Do Warszawy wraca sowiecki szpieg Rudolf von Scheliha. W prawdziwej historii, jak w filmie Machulskiego, pojawia się wątek miłosny, tyle że z tragicznym finałem.
Scheliha przyjechał ponoć zakochany w polskiej arystokratce Marii hrabiance Grochowskiej, która miała stać się mimowolnym narzędziem sowieckiego wywiadu i która już w maju 1940 r. została zabita z wyroku podziemia. Była ofiarą "wojny szpiegów", jej wina nie jest jednak udowodniona.
Tymczasem Scheliha w Warszawie pomógł wielu znajomym sprzed wojny - Polakom i Żydom. Nadal przekazywał też informacje Rosjanom, będąc jednym z ogniw "Czerwonej Orkiestry", czyli sowieckiej siatki szpiegowskiej. Gestapo aresztowało go w 1942 r. Skazany za zdradę został stracony 22 grudnia 1942 r. w więzieniu Plötzensee. Dziś w Niemczech uważany jest za bohatera, a jego imię noszą ulice.
Niemal równo 70 lat temu, 17 października 1943 r., teren ambasady spłynął krwią. Na rozkaz Frantza Kutschery, dowódcy SS w Warszawie, Niemcy rozstrzelali tu 20 osób. Zdarzenie uwiecznia tablica pamiątkowa. To był początek fali egzekucji ulicznych zakończonych dopiero udanym zamachem AK na Kutscherę 1 lutego 1944 r.
W sierpniu 1944 r. najbliższa okolica dawnej ambasady niemieckiej ponownie stała się bowiem polem bitwy. Tu zwycięski bój o budynek małej PAST-y stoczą powstańcy. Ślady tych walk do dziś można odnaleźć na elewacji z czerwonego kamienia.
Po wojnie o ambasadzie zapomniano. Przypomniał ją dopiero film Juliusza Machulskiego. Dokładnie w jej miejscu wznosi się zbudowana w czasach Gierka dość paskudna architektonicznie centrala telefoniczna. Dla narracji filmu Machulskiego ta drobna nieścisłość nie ma jednak znaczenia.
Kadr z filmu Juliusza Machulskiego "Ambassada"
Stare łączy się z nowym
Filmowy apartamentowiec istnieje naprawdę - stanął kilka lat temu, zaprojektowała go znana spółka architektów Andrzej Bulanda i Włodzimierz Mucha.
Przed wojną w jego miejscu wznosiła się kolejna willa.
Sprawia wrażenie, jakby złożono go ze starej kamienicy i dobudowanego do niej, cofniętego nowoczesnego skrzydła, które ma starannie zaprojektowane elewacje i pełen oddechu hall wejściowy.
Także część "historyczna" powstała we współczesnej technologii i obłożona została jedynie dekoracyjną panierką nałożoną na warstwę termoizolacyjną. Krytyk z przełomu XIX i XX w. załamywałby ręce na widok niezgodności historycznej kompozycji z zasadami sztuki wykładanej w ówczesnych akademiach, jednak współczesny odbiorca nie ma już tej wiedzy ani wrażliwości. Nic dziwnego, że wygląd historyzującej części elewacji budzi sympatię tych, którym marzy się odtwarzanie przedwojennego pejzażu Warszawy.
- Stare łączy się tu z nowym - cieszy się Mela, gówna bohaterka filmu Machulskiego, i to jest najkrótsza recenzja architektury budynku.
Źródło: Wyborcza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz