poniedziałek, 28 października 2013

Tadeusz Mazowiecki śpieszył się powoli, ale kroczył odważnie. Nie lubił ryzykować narodem

Jarosław Kurski
 Drukuj
Tadeusz Mazowiecki i Lech Wałęsa podczas spotkania Komitetu Obywatelskiego w 1989 r.
Tadeusz Mazowiecki i Lech Wałęsa podczas spotkania Komitetu Obywatelskiego w 1989 r. (Fot. Krzysztof Miller / AG)
Wielka szkoda, że nie doczekał 25 rocznicy polskiej wolności. Z pewnością obok Lecha Wałęsy byłby najbardziej honorowaną postacią polskiej transformacji - jako współtwórca Okrągłego Stołu i pierwszy niekomunistyczny premier III RP.
Tadeusz Mazowiecki - człowiek wolny od pokusy władzy był najlepszym chyba premierem w polskiej historii. Pryncypialny i niekoniunkturalny, w ciągu 14 miesięcy położył podwaliny pod demokratyczne i suwerenne państwo, utrwalił granicę z Niemcami, zainicjował pierwsze wolne wybory samorządowe, wprowadził szokową terapię gospodarczą Balcerowicza, za którą przyjął pełną odpowiedzialność. Zapłacił zresztą za to. W wyborach prezydenckich nie przeszedł do drugiej tury, ale przeszedł do historii.

Nie lubił ryzykować narodem

Tej skokowej zmiany Polski dokonał oto człowiek, któremu zarzucano zbytnią ostrożność i nadmierną "siłę spokoju". Mylono bowiem jego rozwagę, namysł i wyczucie odpowiedzialności z powolnością. To cechy mało romantyczne, ale jakże potrzebne na rozgrzane polskie głowy.


Mazowiecki nie lubił ryzykować narodem. Spieszył się powoli, ale kroczył odważnie. Był zafascynowany Kutuzowem, który cofał się przed Napoleonem, by potem wygrać z nim wojnę.

Paradoksalnie Mazowiecki polemizował z Michnikową koncepcją "wasz prezydent, nasz premier", ostrzegając, że obóz "Solidarności", bez wpływu na zmiany, zostanie uwikłany we współodpowiedzialność za władzę. Szybko zrozumiał, jak bardzo zmieniła się dynamika transformacji. I został premierem.

Głęboko przeżywał nieuczciwe wykręcanie znaczenia jego słów "o grubej linii". W eseju opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" "Sąd na grubą kreską" Mazowiecki przypominał, że "gruba linia" była zerwaniem z komunistyczną hipoteką, aktem demokracji inkluzywnej, w której wszyscy, "także byli członkowie PZPR, objęci są perspektywą demokratycznej przemiany", i że fałszywa interpretacja pojawiła się później, gdy potrzebny był kij na rząd i "salon". Do końca życia tłumaczył, że nie był to akt abolicji dla ludzi winnych przestępstw popełnionych w tamtym systemie.

Jako chrześcijanin głęboko przeżywający sens tego słowa uprawiał politykę moralną, co na ogół w zderzeniu z cynizmem skazane było na porażkę. W PRL-u była to walka o emancypację społeczeństwa i wolności obywatelskie. Zapamiętane zostały jednak gesty, których znaczenie Mazowiecki - realista świetnie rozumiał. Jako poseł koła Znak bronił młodzieży prześladowanej w marcu 1968 r. W grudniu 1970 r. domagał się powołania specjalnej komisji do wyjaśnienia okoliczności zajść na Wybrzeżu. Utracił z tego powodu mandat poselski.

W 1977 r. został rzecznikiem głodujących opozycjonistów w warszawskim kościele św. Marcina.

Wreszcie sierpniu 1980 r. wraz z Bronisławem Geremkiem zjawiał się w Stoczni Gdańskiej, gdzie rozpoczęła się największa chyba przygoda jego życia "Solidarność". We dwóch stanowili tandem najbliższych doradców Lecha Wałęsy. Relacja Tadeusza Mazowieckiego z przewodniczącym "S" warta jest z pewnością osobnej książki.



Granica polsko-niemiecka, bezsilność w Srebrenicy - "non possumus"

Dla Tadeusza Mazowieckiego polityka była zawsze środkiem, nigdy celem samym w sobie.

Jego skłonność do kompromisu miała swoje granice i kończyła się "non possumus", gdy szło o sprawy fundamentalne.

Taka była sprawa uznania przez zjednoczone Niemcy granicy na Odrze i Nysie i jego żądanie, by Polska wzięła udział w konferencji 2 plus 4. Mazowiecki rozumiał, że sprawa ta może zatruć na lata stosunki polsko-niemieckie, a te musiały być wolne od wszelkiego resentymentu, jeśli miało dojść do uścisku pojednania z Helmutem Kohlem w Krzyżowej, na wzór de Gaulle'a i Adenauera.

I jeszcze jedno "non possumus", wypowiedziane po rzezi Bośniaków w Srebrnicy i Žepie uznanych przez ONZ za strefy bezpieczne. Po trzyletniej misji i napisaniu 18 raportów Tadeusz Mazowiecki, specjalny sprawozdawca Komisji Praw Człowieka ONZ na Bałkanach, złożył mandat w proteście wobec bezsilności ONZ. W liście pełnym goryczy napisał do sekretarza generalnego: "Jak można wierzyć w Europę jutra, tworzoną przez dzieci tych ludzi, których dziś się opuszcza".

Zachwycała mnie u Mazowieckiego jego niebywała zdolność wnikliwej politycznej analizy, zarówno dotyczącej międzynarodowej pozycji polski, relacji z Niemcami, które dobrze znał i rozumiał, jak i polityki wewnętrznej, a w szczególności powodowane głęboką troską rozważania na temat polskiego Kościoła. Czynił to zwykle, namiętnie zaciągając się papierosem i z powolnym dostojeństwem wypuszczając dym.

Od wielu tygodni wybieraliśmy się do Tadeusza Mazowieckiego na wywiad dla "Gazety Wyborczej", którą codziennie czytał i której był surowym niekiedy recenzentem. Termin był ciągle przekładany z uwagi na stan zdrowia. Myśleliśmy, że może uda się spotkać przed 11 listopada. Niestety, nie będzie już tego wywiadu...

Jedną miał obsesję. Obsesję szlachetnego polskiego inteligenta, który pragnął Polski "bez Greczyna i Żyda", "domu biednego, ale czystego", Polski dobrej, mądrej, bezpiecznej i demokratycznej. Takiej Polsce Tadeusz Mazowiecki oddał swoje życie.


Źródło: Wyborcza.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz