poniedziałek, 7 października 2013

Piotr Kuczyński - PROBLEMY USA GROŻĄ ŚWIATOWYM KRYZYSEM

Z początkiem października w USA rozpoczął się okres niepewności politycznej, która może (teoretycznie) przynieść nieobliczalne skutki. W wielu programach telewizyjnych Jack Lew, sekretarz skarbu USA, mówił, że politycy igrają z ogniem, a wynikiem może być kryzys gorszy niż ten z lat 2007-2009.

Problem tkwi w tym, że w USA nałożyły się dwa terminy, w których Kongres powinien podjąć znaczące decyzje polityczne w sprawie finansów. Po pierwsze do końca września miał uchwalić nowy budżet Stanów na okres październik 2013–wrzesień 2014 (rok budżetowy w USA). Po drugie również najpóźniej w październiku musi podnieść limit zadłużenia USA. Teoretycznie granicą jest 17 października, ale praktycznie Stanom zapewne wystarczy pieniędzy do ostatniego tygodnia października.

Kongres budżetu nie uchwalił. Nie uchwalił, bo zabrakło zgody najbardziej ideologicznie zmotywowanej części Republikanów (Tea Party) na wejście w życie reformy systemu ochrony zdrowia przygotowanej przez administrację Baracka Obamy. Mimo że 72 proc. Amerykanów uznaje to za błąd, Republikanie chcą zgodzić się na budżet pod warunkiem opóźnienia o rok wejścia w życie reformy ochrony zdrowia. Wydawałoby się, że w sytuacji, gdy w przyszłym roku odbywają się wybory do Kongresu, Republikanie muszą szybko wycofać się ze swojego pomysłu, ale w momencie pisania tego tekstu nic tego nie sygnalizowało.

W Polsce taka sytuacja nie jest możliwa. Nie jest możliwa dlatego, że Artykuł 219 ustęp 3 i 4 Konstytucji RP umożliwia działanie państwa w przypadku, gdyby Sejm nie uchwalił ustawy budżetowej. Może jednak uchwalić prowizorium budżetowe pozwalające na krótkoterminowe działanie państwa (do roku). W najgorszym przypadku rząd „prowadzi gospodarkę finansową na podstawie przedłożonego projektu ustawy”, który to projekt sam przygotował. W USA brak zgody prowadzi do częściowego paraliżu agend rządowych. Ważne dla działania państwa instytucje czy organizacje rządowe pracują (armia, policja itp.), ale parki narodowe czy muzea są zamknięte. Około 800 tysięcy pracowników federalnych dostało przymusowe, być może nawet bezpłatne, urlopy.

To jednak jest zdecydowanie mniejszy problem. Bardziej istotne jest podniesienie limitu zadłużenia. Polakom polityczne zawirowania z tego powodu wydają się czymś wysoce egzotycznym, bo w polskiej konstytucji mamy określony ostateczny limit zadłużenia – jest to 60 procent PKB. Podobny próg obowiązuje zresztą w całej Unii Europejskiej (prawie nikt go nie przestrzega). W USA próg zadłużenia jest ruchomy i nie ma nic wspólnego z PKB. Ustalany jest przez Kongres i wyrażany w dolarach.

USA zadłużone są obecnie na 16,7 biliona dolarów. Jeśli ten limit nie zostanie podniesiony, to Stany Zjednoczone nie będą regulowały swoich rachunków, a to prowadziłoby do uznania ich za bankruta.

Agencje ratingowe gwałtownie obniżyłby ratingi USA, a świat finansów na całym świecie zareagowałby potężnymi przecenami aktywów, co uderzyłoby też w gospodarkę globalną.

Rynki finansowe przyjęły paraliż części państwa w USA raczej spokojnie. Dość spokojnie przyjmowane są też polityczne przetargi dotyczące podniesienie limitu zadłużenia. Spokojnie, dlatego że ta jazda obowiązkowa, swoiste polityczne teatrum, odbywa się za każdym razem, gdy trzeba podnieść limit. Od 1917 roku, kiedy przyjęto obowiązujące dzisiaj rozwiązania, limit długu podnoszony był już ponad sto razy, więc wszyscy zakładają, że i tym razem tak się stanie.
Teraz jednak sytuacja jest nieco inna, bo Tea Party prowadzi Partię Republikańską w bardzo niebezpiecznym kierunku. W przyszłym roku w USA odbędą się wybory do Kongresu, a to szczególnie ważne dla Partii Republikańskiej. Podział między rozsądnych Republikanów i populistyczną (w amerykańskim rozumieniu tego słowa) Tea Party jest tam bardzo znaczący. Tea Party wręcz nienawidzi Baracka Obamy, a szczególnie nienawidzi jego reformy ochrony zdrowia (nazywanej Obamacare).

Członkowie tej partii w partii są wyznania skrajnie wolnorynkowego i uważają, że wszystko to, co rządowe, jest złem. Obamacare daje ludziom, którzy nie byli ubezpieczeni (około 50 milionów Amerykanów) to, co każdy człowiek powinien mieć zapewnione: nadzieję na leczenie, które nie prowadzi do bankructwa. Co stanie się, jeśli Amerykanom spodoba się działanie reformy (ruszyła 1 października)? Może to zmienić podejście Amerykanów do pomagania społeczeństwu przez rząd, a to dramatycznie zredukowałoby poparcie dla Tea Party.

Z powodu wyborów rozsądni Republikanie boją się, że jeśli zgodzą się na budżet i podniesienie limitu zadłużenia, to populiści z Tea Party w prawyborach urządzą im rzeź. Dlatego tak trudne są rozmowy w Kongresie. John Boehner, spiker Izby Reprezentantów (Republikanin), powiedział nawet, że nie ma możliwości, żeby Izba przegłosowała podniesienie limitu zadłużenia bez powiązania tego z ograniczeniem wydatków (tego z kolei odmawia Biały Dom).

Czy z tego wynika, że limit nie zostanie podniesiony, a na świecie dojdzie do potężnego kryzysu? Wątpię. W ostateczności Barack Obama zapewne będzie musiał skorzystać z uprawnień zapisanych w konstytucji, które każą mu dbać o wypłacalność USA. Jednak gdyby to było takie proste, prezydent już dawno by to zrobił, a konieczność akceptowania przez Kongres limitu zadłużenia nie byłaby obowiązującym prawem. Jeśli prezydent się na to zdecyduje, może być oskarżony o złamanie prawa. Wtedy Tea Party zażąda impeachmentu (usunięcia prezydenta z urzędu). Do tego nie dojdzie, ale wybory do Kongresu może zdominować skrajny odłam Republikanów, a to w końcu (nie w tym roku) może i tak doprowadzić do kryzysu.

Czytaj także:

Źródło: Dziennik Opinii KP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz