Władza ma przestrzegać reguł. A reguła jest taka, że jeżeli zebrało się odpowiednią liczbę podpisów pod referendum, to ma się ono odbyć. A teraz władza nam mówi: róbcie co chcecie, a my i tak zrobimy swoje - mówiła Kinga Dunin. Prof. Czapiński: - To referendum nie ma nic wspólnego z demokracją. To nie jest sąd o tym, czy pani prezydent rządzi dobrze, czy źle. To jest referendum odwoławcze. Nie idę.
Iść czy nie iść na referendum? - takie pytanie zadaliśmy w czasie wczorajszej debaty, którą zorganizowaliśmy w barze Studio. Bo to właśnie frekwencja może przesądzić o wyniku niedzielnego referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Do rozmowy zaprosiliśmy Kingę Dunin z Krytyki Politycznej, prof. Janusza Czapińskiego, Seweryna Blumsztajna - komentatora "Gazety Wyborczej", Michała Kolanko - portal 300Polityka, Joannę Załuskę z Fundacja Batorego, dyrektorkę profrekwencyjnego programu Masz Głos, Masz Wybór, minister Jerzy Dziekoński z Kancelarii Prezydenta.
- Czy Hanna Gronkiewicz-Waltz zasłużyła na to referendum - zapytał wicenaczelny Stołecznej Wojciech Tymowski, który wspólnie Grzegorzem Lewandowskim, właścicielem baru Studio, prowadził debatę.
Kinga Dunin: - Zasłużyła. A teraz mówi mi się: nie idź, bo w przyszłe wybory może wygrać ktoś gorszy. To szantaż. Mam nie iść, bo Hanna Gronkiewicz-Waltz to mniejsze zło?
Seweryn Blumsztajn mówił, że referendum to "tępe narzędzie". - Powinniśmy z niego korzystać, kiedy rządzący zgwałci, ukradnie, zawali finanse miasta. Teraz nic takiego nie nastąpiło.
Prof. Janusz Czapiński: - Jako prorektor jednej z szkół mam z panią prezydent na pieńku, ale nie pójdę na referendum, bo wiem, czym to pachnie. Jedna z większych polskich partii uznała, że to jest wyśmienita okazja, by z Warszawy uczynić poligon, przeprowadzić tu manewry przygotowujące do wyborów 2015 roku. To nie jest święto demokracji, to jest święto demokracji jednej marki.
Prowadzący zapytali o ocenę antyfrekwencyjnych apeli polityków PO, np. premiera, czy deklarację prezydenta, że 13 października zostaje w domu.
Załuska: - Zwłaszcza wystąpienie pana prezydenta było rozczarowujące. Fundacja Batorego też skrytykowała premiera
Seweryn Blumsztajn: - Ustawodawca tak to wymyślił, że jedynym racjonalnym zachowaniem tych, którzy są przeciwko odwołaniu prezydent, jest niepójście.
- To jest święto demokracji - krzyknął poseł Kalisz.
Blumsztajn ripostował: - To jest święto partyjnej demagogii.
I przywołał słynne słowa Lenina o "pożytecznych idiotach"
Joanna Załuska: - Będę kontynuowała jako pożyteczna idiotka: nie podoba mi się to, że partie namawiają do niegłosowania. W zaangażowaniu obywateli jest wartość. To buduje zaufanie do partii politycznych, które jest teraz minimalne.
Kinga Dunin: - To referendum się odbędzie, bo zażyczyły sobie tego tysiące obywateli. Tak działa demokracja.
Kolanko: - Co mieliby zrobić politycy PO? Deklaracja, by zwolennicy pani prezydent poszli na referendum i głosowali przeciwko jej odwołaniu to ryzykowna strategia. Nie byłem więc oburzony wezwaniami o absencję.
Artur Dębski stwierdził, że ma już dosyć "politycznego bełkotu". Opowiadał o początkach inicjatywy referendalnej: że razem z burmistrzem Ursynowa Piotrem Guziałem nie mogli znieść, tego, że Hanna Gronkiewicz-Waltz znacząco obniżyła nakłady na kulturę. - Kaczyński zaangażował się wtedy, kiedy zobaczył, że to jest sukces - mówił.
Krystian Legierski przywołał swoje doświadczenia radnego opozycji: - Pani prezydent nikogo nie słuchała, była pochłonięta własną wizją Warszawy. Pójdę, zagłosuję, żeby każda następna władza wiedziała, że ten kontrakt może być zerwany. Jestem w stanie zapłacić nawet cenę czteroletnich rządów PiS.
Z kolei Sebastian Wierzbicki tłumaczył, dlaczego SLD zostawiło swoim wyborcom wybór w sprawie referendum: - Po tym, co wyprawia PiS nie mam złudzeń. To nie jest żadna inicjatywa obywatelska.
Małgorzata Kidawa-Błońska również przyznała, że to projekt polityczny, referendum to nie wybory. - Wierzę w mądrość warszawiaków - podsumowała.
Temat podzielił salę. Było bardzo wiele głosów od mieszkańców: że "referendum to bzdura, wybory za rok", "Hania robi dobrą robotę dla Warszawy", że referendum to "narzędzie demokratycznej kontroli", "niech mieszkańcy zdecydują, czy Hanna Gronkiewicz-Waltz dobrze dba o miejsca w przedszkolach, gospodarkę śmieciami", "nie chcę mieć do czynienia z taką demokracją, że idę na wybory raz na cztery lata".
Momentami dyskusja była emocjonalna. Były krzyki i brawa. Po jej zakończeniu jeszcze wielu wciąż wzajemnie przekonywało się do swoich racji w kuluarach. Ale czy się przekonali?
Do rozmowy zaprosiliśmy Kingę Dunin z Krytyki Politycznej, prof. Janusza Czapińskiego, Seweryna Blumsztajna - komentatora "Gazety Wyborczej", Michała Kolanko - portal 300Polityka, Joannę Załuskę z Fundacja Batorego, dyrektorkę profrekwencyjnego programu Masz Głos, Masz Wybór, minister Jerzy Dziekoński z Kancelarii Prezydenta.
Przyszli też politycy: Małgorzata Kidawa-Błońska - i Marcin Święcicki, posłowie PO, Artur Dębski - z Twojego Ruchu (do niedzieli Ruchu Palikota), poseł niezrzeszony Ryszard Kalisz, Krystian Legierski - warszawski radny oraz Sebastian Wierzbicki, szef warszawskiego SLD.
- Czy Hanna Gronkiewicz-Waltz zasłużyła na to referendum - zapytał wicenaczelny Stołecznej Wojciech Tymowski, który wspólnie Grzegorzem Lewandowskim, właścicielem baru Studio, prowadził debatę.
Kinga Dunin: - Zasłużyła. A teraz mówi mi się: nie idź, bo w przyszłe wybory może wygrać ktoś gorszy. To szantaż. Mam nie iść, bo Hanna Gronkiewicz-Waltz to mniejsze zło?
Seweryn Blumsztajn mówił, że referendum to "tępe narzędzie". - Powinniśmy z niego korzystać, kiedy rządzący zgwałci, ukradnie, zawali finanse miasta. Teraz nic takiego nie nastąpiło.
Prof. Janusz Czapiński: - Jako prorektor jednej z szkół mam z panią prezydent na pieńku, ale nie pójdę na referendum, bo wiem, czym to pachnie. Jedna z większych polskich partii uznała, że to jest wyśmienita okazja, by z Warszawy uczynić poligon, przeprowadzić tu manewry przygotowujące do wyborów 2015 roku. To nie jest święto demokracji, to jest święto demokracji jednej marki.
Prowadzący zapytali o ocenę antyfrekwencyjnych apeli polityków PO, np. premiera, czy deklarację prezydenta, że 13 października zostaje w domu.
Załuska: - Zwłaszcza wystąpienie pana prezydenta było rozczarowujące. Fundacja Batorego też skrytykowała premiera
Seweryn Blumsztajn: - Ustawodawca tak to wymyślił, że jedynym racjonalnym zachowaniem tych, którzy są przeciwko odwołaniu prezydent, jest niepójście.
- To jest święto demokracji - krzyknął poseł Kalisz.
Blumsztajn ripostował: - To jest święto partyjnej demagogii.
I przywołał słynne słowa Lenina o "pożytecznych idiotach"
Joanna Załuska: - Będę kontynuowała jako pożyteczna idiotka: nie podoba mi się to, że partie namawiają do niegłosowania. W zaangażowaniu obywateli jest wartość. To buduje zaufanie do partii politycznych, które jest teraz minimalne.
Kinga Dunin: - To referendum się odbędzie, bo zażyczyły sobie tego tysiące obywateli. Tak działa demokracja.
Kolanko: - Co mieliby zrobić politycy PO? Deklaracja, by zwolennicy pani prezydent poszli na referendum i głosowali przeciwko jej odwołaniu to ryzykowna strategia. Nie byłem więc oburzony wezwaniami o absencję.
Artur Dębski stwierdził, że ma już dosyć "politycznego bełkotu". Opowiadał o początkach inicjatywy referendalnej: że razem z burmistrzem Ursynowa Piotrem Guziałem nie mogli znieść, tego, że Hanna Gronkiewicz-Waltz znacząco obniżyła nakłady na kulturę. - Kaczyński zaangażował się wtedy, kiedy zobaczył, że to jest sukces - mówił.
Krystian Legierski przywołał swoje doświadczenia radnego opozycji: - Pani prezydent nikogo nie słuchała, była pochłonięta własną wizją Warszawy. Pójdę, zagłosuję, żeby każda następna władza wiedziała, że ten kontrakt może być zerwany. Jestem w stanie zapłacić nawet cenę czteroletnich rządów PiS.
Z kolei Sebastian Wierzbicki tłumaczył, dlaczego SLD zostawiło swoim wyborcom wybór w sprawie referendum: - Po tym, co wyprawia PiS nie mam złudzeń. To nie jest żadna inicjatywa obywatelska.
Małgorzata Kidawa-Błońska również przyznała, że to projekt polityczny, referendum to nie wybory. - Wierzę w mądrość warszawiaków - podsumowała.
Temat podzielił salę. Było bardzo wiele głosów od mieszkańców: że "referendum to bzdura, wybory za rok", "Hania robi dobrą robotę dla Warszawy", że referendum to "narzędzie demokratycznej kontroli", "niech mieszkańcy zdecydują, czy Hanna Gronkiewicz-Waltz dobrze dba o miejsca w przedszkolach, gospodarkę śmieciami", "nie chcę mieć do czynienia z taką demokracją, że idę na wybory raz na cztery lata".
Momentami dyskusja była emocjonalna. Były krzyki i brawa. Po jej zakończeniu jeszcze wielu wciąż wzajemnie przekonywało się do swoich racji w kuluarach. Ale czy się przekonali?
Źródło: Wyborcza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz