Jury najważniejszej nagrody literackiej w Polsce ogłosiło w niedzielę jej powieść "Ciemno, prawie noc" za najlepszą książkę minionego roku. Mało kto w Polsce potrafi snuć opowieści tak fascynująco, jak Joanna Bator.
Jury wybrało do finału siedem książek spośród 20 nominacji, wśród których było dziewięć powieści, trzy tomy poetyckie, po dwa zbiory esejów i reportaże oraz po jednym komiksie, dzienniku, zbiorze opowiadań oraz wspomnień. W finale znalazły się książki: Joanny Bator, Igora Ostachowicza, Katarzyny Surmiak-Domańskiej, Justyny Bargielskiej, Szczepana Twardocha, Kai Malanowskiej i Macieja Sieńczyka.
W niedzielę wieczorem, na finałowej gali w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego ogłoszono, że Nike 2013 za książkę "Ciemno, prawie noc", otrzymuje Joanna Bator.
- Jestem zaszczycona i szczęśliwa. Od dzisiaj Nike będzie mi się kojarzyła głównie z tą nagrodą, a nie butami do biegania - żartowała Joanna Bator tuż po odebraniu nagrody Nike 2013.
- Pisanie to mokra robota, leje się krew, pot, łzy. Bywa ciemno, prawie noc. To też samotna robota - kontynuowała Bator. - Nie dalibyśmy sobie rady bez ludzi. Chciałam więc wykorzystać tę piękną chwilę, prawie glamour, by podziękować. Dziękuje mojej wydawczyni Beacie Stasińskiej. Drugą osobą, której dziękuję, jest mój towarzysz życia, którego tutaj nie ma, bo jest w drodze do Wrocławia, gdzie kształci kolejne pokolenia kulturoznawców. Życie z pisarką nie jest łatwe i nie mogę obiecać, że będzie łatwiejsze. Przeciwnie, każda kolejna książka ciągnie mnie w większą ciemność, jest większym wyzwaniem artystycznym, egzystencjalnym. Dlatego dziękuję ci, towarzyszu życia, za towarzyszenie, za bycie pierwszym czytelnikiem, za bycie moją liną do skoku na bungee. Dziękuję, teraz pora na szampana!
W materiale filmowym emitowanym podczas gali o swojej książce Joanna Bator powiedziała: - Wszystkie moje powieści zaczynają się tak samo. Zawsze w moim umyśle pojawia się słowo albo słowa, które nie wiem, dokąd mnie zaprowadzą. Po słowach pojawia się coś, co można określić jako ton albo smak. I on pojawił się, był czarny, gęsty, niezwykle mroczny. Poszłam jego śladem. Potem są pierwsze obrazy. To była kobieta jadąca pociągiem. Zdałam sobie sprawę, że ma na imię Alicja i niestety znowu jedzie do Wałbrzycha - mówiła pisarka.
- Trzy razy wracałam do tego miasta w trzech kolejnych powieściach i wróciłam po raz ostatni. Czuję to głęboko, wyczerpałam tę ziemię. Pisałam "Ciemno, prawo noc" w Japonii, i zdałam sobie sprawę, że nie mam się już co oszukiwać. Że wrócę do Polski, a Polska jest dla mnie Wałbrzychem. Ja nie wracam do realnego miasta, ale do miasta z mojej pamięci, spędziłam tam jedynie 18 lat. Przez lata o tym nie myślałam, to było coś w rodzaju spiżarni. Te zalążki trwały we mnie, by odezwać się teraz - dodała.
- Widzę w tym coś symbolicznego: pani tę książkę napisała w Japonii, realizując obietnicę Lecha Wałęsy, że w Polsce zrobi drugą Japonię - żartował redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik podczas wręczania statuetki Nike laureatce.
O nominowanych książkach Michnik powiedział: - Widzę w nich taki znak sprzeciwu w stosunku do tego, co się wdziera do naszego życia publicznego. W stosunku do agresji, głupoty, niegodziwości. Są dwie Polski - literatury i religii "smoleńskiej". Jako zwolennik polskiej literatury, dziękuje bardzo!
Z kolei Joanna Bator, odbierając wcześniej złote pióro dla finalistów Nagrody Nike, zaapelowała: - Polacy, czytajcie książki!
Pancerna, delikatna Alicja
"Ciemno, prawie noc" w swojej wyrafinowanej, wielowarstwowej konstrukcji to przestrzeń wystylizowana na horror. Wraz z bohaterką powieści, reporterką o nazwisku Tabor (będącym anagramem nazwiska autorki), piętrowym pociągiem osobowym wjeżdżamy "do krainy, gdzie noce są czarniejsze, zima przychodzi już w listopadzie", a "lodowaty deszcz pada z taką zaciekłością, że wydaje się nierealny niczym filmowa scenografia".
Joanna Bator, która jak mało kto w Polsce potrafi snuć opowieści, po raz trzeci powraca do rodzinnego Wałbrzycha. Tym razem jej bohaterką jest dziennikarka, która w rodzinnych stronach rozwiązuje kryminalną zagadkę zaginięć kilkuletnich dzieci. Równie ponure tajemnice skrywa przeszłość jej rodziny. Realny Wałbrzych zostaje przemieniony w miasto nocne, labiryntowe, w dużej mierze podziemne. Wyparta przeszłość niemal dosłownie dąży do wydostania się na powierzchnię. A jednocześnie w mieście trwa mesjanistyczno-narodowe szaleństwo. W roli niemego świadka - górujący nad Wałbrzychem zamek Książ, w którym zgodnie z legendą ukryty został skarb Hitlera. Przyjemność, jaką autorka czerpie z układania puzzli tej wielowątkowej historii, natychmiast udziela się czytelnikowi.
Joanna Bator mierzy się w tej książce z obezwładniającym polskim fatalizmem, z wszechogarniającą frustracją. Rozpętuje w powieści demoniczne moce, posmoleński horror tworzący współczesny kompleks polski, aby przeciwstawić mu fikcję literatury, w której ścierają się ze sobą dwa gatunki ludzi: kociarze i kotojady. Rozszerzając perspektywę, ukazując "złą karmę", jakby powiedział buddysta - jedno zło jako konsekwencję innego zła - prowadzi do próby oczyszczenia.
W tym pesymizmie kryje się paradoksalne wyzwolenie. W opowiadaniu "złych historii" jest szansa ratunku. Nawet jeśli nasi rodzice byli "źli", to przecież nie byłoby nas na świecie, gdyby nie oni.
Kładąc kolejne warstwy czerni, ta książka nie włącza się w bluzg ogarniający nasze życie publiczne, ale próbuje rozproszyć go na tyle, na ile może to robić literatura. Czy nie podobną strategię stosował pół wieku temu Tadeusz Konwicki w "Senniku współczesnym", "Wniebowstąpieniu" czy "Kompleksie polskim"?
Wyzwolenie w pesymizmie
Bator, zanim zaangażowała się w pisarstwo, była naukowcem, antropologiem kultury (rozgłos przyniosła jej eseistyczna książka "Japoński wachlarz"). Do dziś część życia spędza w Japonii, której kultura ją fascynuje.
"Polska kultura - mówiła w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" - jest słaba, miękka, coraz bardziej zinfantylizowana. Już nawet nie chochoły, tylko wydmuszki, baloniki na wietrze, papieżyki, muzyczka, jezuski, pierdółki i symbolusie. Polska kultura jest niezdolna do produkowania potężnych symptomów jak Godzilla. Słomiany smok wawelski nam tego nie załatwi...".
Kilka dni temu mówiła „Gazecie”, że pracuje nad powieścią, w której chce „odpowiedzieć na pytanie, czy można zamknąć za sobą drzwi, zacząć wszystko od nowa. Zaczyna się od słów » Znikła bez śladu «. Będzie o miłości. O horrorze miłości, rzecz jasna”.
Powrót powieści?
Choć nagrodzie Nike od początku jej istnienia przyświecał cel promowania najnowszej polskiej literatury "ze szczególnym uwzględnieniem powieści", w 16 jej dotychczasowych edycjach ten gatunek triumfował zaledwie siedmiokrotnie. W kilku ostatnich latach jury po raz pierwszy nagrodziło dramat ("Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka) i esej ("Książka twarzy" Marka Bieńczyka). W finale były aż cztery powieści, pośród 20 nominowanych - aż dziewięć.
To książki bardzo różne. II wojna, PRL i ogarnięta mesjanistyczno-narodowym szaleństwem Polska współczesna. Miłość, nienawiść i zjawy umarłych Żydów w popularnym centrum handlowym. Czy to zbieg okoliczności, czy może zapowiedź, że literatura polska, olimpijskie złoto zdobywające dotąd w dyscyplinach mniej popularnych, powraca do powieści?
Kto walczył o Nike 2013? [FINALIŚCI I ICH KSIĄŻKI]
W niedzielę wieczorem, na finałowej gali w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego ogłoszono, że Nike 2013 za książkę "Ciemno, prawie noc", otrzymuje Joanna Bator.
- Pisanie to mokra robota, leje się krew, pot, łzy. Bywa ciemno, prawie noc. To też samotna robota - kontynuowała Bator. - Nie dalibyśmy sobie rady bez ludzi. Chciałam więc wykorzystać tę piękną chwilę, prawie glamour, by podziękować. Dziękuje mojej wydawczyni Beacie Stasińskiej. Drugą osobą, której dziękuję, jest mój towarzysz życia, którego tutaj nie ma, bo jest w drodze do Wrocławia, gdzie kształci kolejne pokolenia kulturoznawców. Życie z pisarką nie jest łatwe i nie mogę obiecać, że będzie łatwiejsze. Przeciwnie, każda kolejna książka ciągnie mnie w większą ciemność, jest większym wyzwaniem artystycznym, egzystencjalnym. Dlatego dziękuję ci, towarzyszu życia, za towarzyszenie, za bycie pierwszym czytelnikiem, za bycie moją liną do skoku na bungee. Dziękuję, teraz pora na szampana!
W materiale filmowym emitowanym podczas gali o swojej książce Joanna Bator powiedziała: - Wszystkie moje powieści zaczynają się tak samo. Zawsze w moim umyśle pojawia się słowo albo słowa, które nie wiem, dokąd mnie zaprowadzą. Po słowach pojawia się coś, co można określić jako ton albo smak. I on pojawił się, był czarny, gęsty, niezwykle mroczny. Poszłam jego śladem. Potem są pierwsze obrazy. To była kobieta jadąca pociągiem. Zdałam sobie sprawę, że ma na imię Alicja i niestety znowu jedzie do Wałbrzycha - mówiła pisarka.
- Trzy razy wracałam do tego miasta w trzech kolejnych powieściach i wróciłam po raz ostatni. Czuję to głęboko, wyczerpałam tę ziemię. Pisałam "Ciemno, prawo noc" w Japonii, i zdałam sobie sprawę, że nie mam się już co oszukiwać. Że wrócę do Polski, a Polska jest dla mnie Wałbrzychem. Ja nie wracam do realnego miasta, ale do miasta z mojej pamięci, spędziłam tam jedynie 18 lat. Przez lata o tym nie myślałam, to było coś w rodzaju spiżarni. Te zalążki trwały we mnie, by odezwać się teraz - dodała.
- Widzę w tym coś symbolicznego: pani tę książkę napisała w Japonii, realizując obietnicę Lecha Wałęsy, że w Polsce zrobi drugą Japonię - żartował redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik podczas wręczania statuetki Nike laureatce.
O nominowanych książkach Michnik powiedział: - Widzę w nich taki znak sprzeciwu w stosunku do tego, co się wdziera do naszego życia publicznego. W stosunku do agresji, głupoty, niegodziwości. Są dwie Polski - literatury i religii "smoleńskiej". Jako zwolennik polskiej literatury, dziękuje bardzo!
Z kolei Joanna Bator, odbierając wcześniej złote pióro dla finalistów Nagrody Nike, zaapelowała: - Polacy, czytajcie książki!
Pancerna, delikatna Alicja
"Ciemno, prawie noc" w swojej wyrafinowanej, wielowarstwowej konstrukcji to przestrzeń wystylizowana na horror. Wraz z bohaterką powieści, reporterką o nazwisku Tabor (będącym anagramem nazwiska autorki), piętrowym pociągiem osobowym wjeżdżamy "do krainy, gdzie noce są czarniejsze, zima przychodzi już w listopadzie", a "lodowaty deszcz pada z taką zaciekłością, że wydaje się nierealny niczym filmowa scenografia".
Joanna Bator, która jak mało kto w Polsce potrafi snuć opowieści, po raz trzeci powraca do rodzinnego Wałbrzycha. Tym razem jej bohaterką jest dziennikarka, która w rodzinnych stronach rozwiązuje kryminalną zagadkę zaginięć kilkuletnich dzieci. Równie ponure tajemnice skrywa przeszłość jej rodziny. Realny Wałbrzych zostaje przemieniony w miasto nocne, labiryntowe, w dużej mierze podziemne. Wyparta przeszłość niemal dosłownie dąży do wydostania się na powierzchnię. A jednocześnie w mieście trwa mesjanistyczno-narodowe szaleństwo. W roli niemego świadka - górujący nad Wałbrzychem zamek Książ, w którym zgodnie z legendą ukryty został skarb Hitlera. Przyjemność, jaką autorka czerpie z układania puzzli tej wielowątkowej historii, natychmiast udziela się czytelnikowi.
Joanna Bator mierzy się w tej książce z obezwładniającym polskim fatalizmem, z wszechogarniającą frustracją. Rozpętuje w powieści demoniczne moce, posmoleński horror tworzący współczesny kompleks polski, aby przeciwstawić mu fikcję literatury, w której ścierają się ze sobą dwa gatunki ludzi: kociarze i kotojady. Rozszerzając perspektywę, ukazując "złą karmę", jakby powiedział buddysta - jedno zło jako konsekwencję innego zła - prowadzi do próby oczyszczenia.
W tym pesymizmie kryje się paradoksalne wyzwolenie. W opowiadaniu "złych historii" jest szansa ratunku. Nawet jeśli nasi rodzice byli "źli", to przecież nie byłoby nas na świecie, gdyby nie oni.
Kładąc kolejne warstwy czerni, ta książka nie włącza się w bluzg ogarniający nasze życie publiczne, ale próbuje rozproszyć go na tyle, na ile może to robić literatura. Czy nie podobną strategię stosował pół wieku temu Tadeusz Konwicki w "Senniku współczesnym", "Wniebowstąpieniu" czy "Kompleksie polskim"?
Bator, zanim zaangażowała się w pisarstwo, była naukowcem, antropologiem kultury (rozgłos przyniosła jej eseistyczna książka "Japoński wachlarz"). Do dziś część życia spędza w Japonii, której kultura ją fascynuje.
"Polska kultura - mówiła w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" - jest słaba, miękka, coraz bardziej zinfantylizowana. Już nawet nie chochoły, tylko wydmuszki, baloniki na wietrze, papieżyki, muzyczka, jezuski, pierdółki i symbolusie. Polska kultura jest niezdolna do produkowania potężnych symptomów jak Godzilla. Słomiany smok wawelski nam tego nie załatwi...".
Kilka dni temu mówiła „Gazecie”, że pracuje nad powieścią, w której chce „odpowiedzieć na pytanie, czy można zamknąć za sobą drzwi, zacząć wszystko od nowa. Zaczyna się od słów » Znikła bez śladu «. Będzie o miłości. O horrorze miłości, rzecz jasna”.
Powrót powieści?
Choć nagrodzie Nike od początku jej istnienia przyświecał cel promowania najnowszej polskiej literatury "ze szczególnym uwzględnieniem powieści", w 16 jej dotychczasowych edycjach ten gatunek triumfował zaledwie siedmiokrotnie. W kilku ostatnich latach jury po raz pierwszy nagrodziło dramat ("Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka) i esej ("Książka twarzy" Marka Bieńczyka). W finale były aż cztery powieści, pośród 20 nominowanych - aż dziewięć.
To książki bardzo różne. II wojna, PRL i ogarnięta mesjanistyczno-narodowym szaleństwem Polska współczesna. Miłość, nienawiść i zjawy umarłych Żydów w popularnym centrum handlowym. Czy to zbieg okoliczności, czy może zapowiedź, że literatura polska, olimpijskie złoto zdobywające dotąd w dyscyplinach mniej popularnych, powraca do powieści?
Kto walczył o Nike 2013? [FINALIŚCI I ICH KSIĄŻKI]
Źródło: Wyborcza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz