niedziela, 6 października 2013

Gułagi Putina. Szokujące warunki w rosyjskich koloniach karnych

Olga Kapustina, Aleksandra Jarecka, Deutsche Welle
Rosyjski dziennikarz Alexander Podrabinek trzyma zdjęcie członkini zespołu Pussy Riot. Nadieżda Tołokonnikowa skarżyła się w liście otwartym na warunki w kolonii karnej
Rosyjski dziennikarz Alexander Podrabinek trzyma zdjęcie członkini zespołu Pussy Riot. Nadieżda Tołokonnikowa skarżyła się w liście otwartym na warunki w kolonii karnej (Fot. Ivan Sekretarev (AP Photo/Ivan Sekretarev))
- Na początku przeżyłam szok. Prysznic można było brać tylko raz w tygodniu. Żeby się umyć, kobiety spuszczały wodę z kaloryferów. Musiały przy tym uważać, by ich nie przyłapano - opowiada Swietłana Bachmina, która spędziła dwa i pół roku w rosyjskiej kolonii karnej. Podobnie jak inni byli więźniowie oraz obrońcy praw człowieka krytykuje warunki, w jakich odbywa się karę w obozach w Rosji.

Niewolnicza praca, niedobór snu, bicie to zarzuty, jakie pod adresem rosyjskich kolonii karnych wymienia Nadieżda Tołokonnikowa, członkini grupy punkrockowej Pussy Riot. "Przebieg dnia w obozie służy niszczeniu woli więźniów, którzy zamieniają się w milczących niewolników" - pisała Tołokonnikowa w liście otwartym 23 sierpnia 2013. Jej relacja wywołała falę oburzenia. A przecież byli więźniowie oraz obrońcy praw człowieka od lat skarżą się na nieludzkie warunki w rosyjskich więzieniach.

Spadek po Stalinie

Według danych statystycznych rosyjskiego Federalnego Urzędu Więziennictwa obecnie w koloniach karnych w Rosji znajduje się 585 tys. więźniów. Do tego dochodzi 260 tys. osób przetrzymywanych w aresztach śledczych. W Republice Mordowii, położonej 500 km na południowy wschód od Moskwy, jest wiele obozów karnych, które powstały jeszcze w czasach stalinowskich.

Wzdłuż asfaltowej drogi, rozpoczynającej się od stacji kolejowej Potma, zlokalizowanych jest 18 obozów karnych. Za płotem z drutu kolczastego widać złote kopuły cerkwi oraz po obu stronach drogi niezliczone wieże strażnicze. Tu znajdują się obozy karne dla osób skazanych na dożywocie, dla obcokrajowców, kobiet, mężczyzn, byłych policjantów, matek z małymi dziećmi oraz dla osób przewlekle chorych.

Ludzie drugiej kategorii

Dwie kolonie karne dla kobiet oznaczone numerami 13 i 14 położone są naprzeciwko siebie. Swietłana Bachmina zna z własnego doświadczenia przebieg obozowego dnia w kolonii nr 14, gdzie karę odsiaduje właśnie Nadieżda Tołokonnikowa z Pussy Riot. Bachmina, prawniczka spółki naftowej Jukos, spędziła tam dwa i pół roku, po tym, jak oskarżono ją, podobnie jak jej szefa Michaiła Chodorkowskiego, o defraudację oraz oszustwa podatkowe.

- Na początku przeżyłam szok - wspomina Bachmina swoje przybycie do obozu i do baraku, w którym mieszkało 100 kobiet. Prysznic można było brać tylko raz w tygodniu. - Żeby się umyć, kobiety spuszczały wodę z kaloryferów. Musiały przy tym uważać, by ich nie przyłapano - opowiada dalej Swietłana Bachmina.

Ponieważ w baraku była tylko jedna niefunkcjonująca ubikacja, więźniarki musiały korzystać z prymitywnego wychodka na zewnątrz. Najgorsza nie była jednak twarda codzienność, lecz zachowanie współwięźniarek i strażników. Więźniarki traktowano jak ludzi drugiej kategorii. I wprawdzie w koloniach karnych dawno już zniesiono roboty przymusowe, jednak stale miały miejsce przypadki karania za uchylanie się od pracy. - Robiłyśmy nadgodziny. Odbywało się to jak na taśmie, ponieważ był plan produkcyjny, który trzeba było zrealizować. Kto nie dawał rady, był atakowany przez inne więźniarki - wspomina Swietłana Bachmina, którą zwolniono z kolonii karnej przedterminowo w 2009 r.


Pod psychiczną presją

Obozowy dzień przebiega według ścisłego planu. - Pobudka o 6.00, gimnastyka na świeżym powietrzu, pozostawienie osobistych przedmiotów w przebieralni, a następnie śniadanie. O siódmej zaczyna się praca - wylicza Zara Murtazaliewa z obozu karnego nr 13. Czeczenkę skazano w 2005 r. na osiem lat więzienia za przygotowanie ataku terrorystycznego. Jednak organizacja obrońców praw człowieka Memoriał traktuje Murtazaliewą jako więźniarkę polityczną, a akt oskarżenia przeciwko niej uważa za sfabrykowany przez rosyjski wywiad.

- Szyłyśmy tam, co się dało, od mundurów żołnierskich po rękawice oraz namioty. Harowałyśmy dzień i noc - opowiada trzydziestolatka. Za swą pracę otrzymywała około 700 rubli miesięcznie, w przeliczeniu 60 złotych. Jako Czeczenka była wyjątkowo mocno strzeżona, niejednokrotnie została też pobita.

Podczas pobytu w obozie najbardziej brakowało jej spokoju i możliwości bycia samej. - Wszędzie są kamery wideo i czujesz trudną do wytrzymania psychiczną presję - wspomina swój pobyt w obozie Murtazaliewa. Po tym, jak ją wypuszczono w 2012 roku, wyemigrowała do Francji, gdzie otrzymała azyl polityczny.

Świat rządzący się własnymi prawami

Dziennikarka oraz obrończyni praw człowieka Zoja Swetowa z Moskwy przedstawia obozy karne w Mordowii jako osobny świat, z którego trudno się wyrwać zarówno więźniom, jak i mieszkańcom tego regionu. Zakłady karne są tam jedynymi pracodawcami. Pracują w nich od pokoleń całe rodziny.

Jak informuje Swetowa, często dzwonią do niej więźniowie, którzy skarżą się na przemoc. Dziennikarka potwierdza jednocześnie, że w koloniach karnych następuje stopniowa poprawa warunków, np. zaczęto oddzielać osoby skazane po raz pierwszy od recydywistów. Jednak najważniejszym zjawiskiem jest, jej zdaniem, zauważalny wzrost zainteresowania rosyjskiego społeczeństwa fatalnymi warunkami w rodzimym więziennictwie.

Artykuł pochodzi z serwisu ''Deutsche Welle''.
Za: TOK FM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz